wtorek, 22 maja 2018

Od Aoi do Dazai

Usiadłem naprzeciw Dazai na ziemi, łapiąc w dłonie jego ramiona.
– Dazai, spójrz na mnie – poprosiłem, a on niechętnie podniósł lekko głowę, patrząc na mnie szklistymi oczami spod kasztanowatej grzywki. – Wiesz, co o tobie myślę? Z całą pewnością nie jesteś psem, nie jesteś również ani zwyczajny, ani bezpański, ani bezwartościowy. Dazai jesteś wyjątkowy. Rozumiesz? Jesteś sam dla siebie panem, to od ciebie zależy, kim jesteś. Narazie myślę, że jesteś tylko rozbitym chłopakiem, który próbuje znaleźć swoje miejsce w tym całym świecie. Który chowa się za bandażami. Który odpycha innych od siebie, mimo że potrzebuje kogoś, kto będzie jego podparciem i pokaże, że świat nie jest tylko w odcieniach szarości.
Kończąc, posłałem mu delikatny uśmiech, trąc jego ramiona. Dazai zaśmiał się cicho, spuszczając odrobinę wzrok na swoje dłonie.
– Możliwe – odpowiedział, po czym nagle się rozpogodził, szczerząc się w moją stronę. – Jednak, wciąż nie powiedziałem ci wszystkiego!
– Jednak jak na jeden wieczór to i tak dużo – zaśmiałem się i usiadłem obok niego, opierając się plecami od drewnianą ramę łóżka. – Czy spanie z bronią pod poduszką nie jest z lekka niewygodne? – spytałem, chcąc rozluźnić atmosferę. Choć to wszystko nadal mnie trochę przerażało, to nie okazywałem tego. Teraz liczył się Dazai, któremu chciałem pomóc za wszelką cenę.
– To by było niefunkcjonalne – odpowiedział. – Trzymam go przy dłoni, tak na wszelki wypadek.
– Boisz się, że w nocy coś ci zrobię? – zadałem najbardziej absurdalne pytanie tego wieczoru. Byłem, jestem i będę zdeklarowanym pacyfistą.
– Bardziej ta kucykowa pokraka – parsknął, na co Nene odpowiedziała mu wrogim warknięciem, budząc przy tym Jisatsu, która zaczęła płakać. – A nie mówiłem? Pokraka jak się patrzy.
Uśmiechnąłem się pod nosem i podniosłem się z ziemi. Podeszłem do bujaka i wyjąłem z niego dziecko, po czym usiadłem z powrotem na ziemi, kołysząc ją w ramionach.
– Sądzę, że Jisatsu jest smutna, bo nazwałeś ją kupą plastiku – stwierdziłem i powąchałem jej pieluchę, krzywiąc się. – Zresztą, to nie jedyna kupa. Ty musisz ją przebrać.
– Nie będę się babrał w brudnych pieluchach – odpowiedział, krzywiąc się.
Pokręciłem tylko głową z delikatnym uśmiechem i położyłem lalkę na łóżku, sięgając po gumkę, którą okiełznałem moje wchodzące mi w oczy włosy. Połaskotałem plastikowy brzuszek mojej tymczasowej córki. Jisatsu zaśmiała się, zaciskając swoje malusie dłonie w piąsteczki, z czego jedną wsadziła do buzi.
– Muszę ci zmienić sam pieluszkę, bo tatuś Dazai woli księżniczkować – wyszeptałem do niej konspiracyjnie, czego na szczęście chłopak nie usłyszał.
Po rozbrojeniu bomby przyszykowałem dla małej butelkę mleka, którą grzecznie ssała w moich ramionach. W tym celu usiadłem z powrotem na łóżko, a Nene, która dopiero co odkryła swój instynkt macierzyński, trzymała pysk w nogach dziecka.
– Chcesz ją potrzymać? – spytałem, patrząc z powrotem na Dazai.
– Spasuję – prychnął, na co wzruszyłem ramionami. Skończyłem karmić dziewczynkę, poczekałem aż jej się odbiło i w końcu zacząłem ją z powrotem usypiać. Śpiewałem przy tym cicho starą syrenią pieśń, która powoli odchodziła w zapomnienie, choć opowiadała o wspaniałej historii chłopca szukającego szczęścia.
Gdy dotarłem do jej końca mała już smacznie spała, podobnie jak Nene w rogu mojego łóżka. Uśmiechnąłem się na ten widok i odłożyłem dziecko do bujaka, przykrywając kocykiem. Na koniec spojrzałem na zegarek, który wskazywał kilka minut po północy.
– Oh, ale jest już póź... – urwałem w połowie, widząc śpiącego Dazai.
Biedny zasnął, siedząc na podłodze ze zwieszoną głową, co zapewne przyczyniłoby się do okropnego porannego bólu karku. Podszedłem do niego i delikatnie podniosłem go, wsadzając jedną rękę pod kolana, a drugą pod plecy chłopaka. Ułożyłem go na łóżku, nakrywając kołdrą, w której od razu się zakopał z niewyraźnym mruknięciem.
Mimowolnie przejechałem dłonią po jego odkrytym policzku, przyglądając się jak niewinnie i uroczo wyglądał, gdy spał. W dzień niemiły, w nocy zmieniał się w bezbronnego chłopaka. Uśmiechnąłem się delikatnie, odgarniając mu włosy z czoła.
– Dobranoc – wyszeptałem i sam poszedłem się przebrać w piżamę. Chwilę później już leżałem w łóżku, ciesząc się w duchu, że udało mi się chociaż trochę skruszyć mur otaczający Dazai.
< Dazai? >
Ilość słów: 670

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz