niedziela, 20 maja 2018

Od Ayano do Tadayoshiego

- Hej, wszystko w porządku? Przepraszam, że na ciebie wpadłem.
Co? Nie, nie, nie, nie, nie! Żadnej ręki! Żadnej! Nie chcę żadnego dotyku! To straszne... Heh, zabawne. Mam do czynienia na co dzień z duchami i śmiercią, a boje się dotyku innych ludzi. Ja serio jestem jakaś dziwna, ale trudno. Nie wybierałam sobie tego kim mam być. Taka jestem i gówno was to powinno obchodzić. I tak nikt się mną nie przejmuje, więc jeszcze lepiej, ale teraz... Muszę uciec. Uciec, uciec, uciec, uciec, uciec! Szybko! Zniknąć, rozpłynąć się i będzie znów tak jak dawniej. Ignorowana i niedotykana przez nikogo. Tak! Tak jest najlepiej! Walić to, że jest mi smutno czasami... Samotniczka na swych przestworzach to właśnie jestem ja. Żadna dusza towarzystwa. Dlatego odwal się! Odwal, odwal!
- N-nic nie szkodzi. M-muszę już iść... - zaczęłam się cofać, nadal siedząc na ziemi.
- Czekaj. Czemu uciekasz?-zbliżał się. Nie, błagam, zostaw mnie w końcu! Zostaw mnie jak każdy inny idiota na ulicy!
- Zostaw mnie! - cały czas się cofałam. Nie chcę, by mnie dotknął znowu. Nie! Nie i już! Nikt nie będzie mnie dotykał od tak... Boję się tego jak jasna cholera...
-Spokojnie, czekaj! Harra Kisierr.-za mną usłyszałam piski szczurów. Nosz ja pierdole co za kretyn! Odwal się jełopie w końcu ode mnie! Chcę tylko uciec, zniknąć jak zawsze... Rozglądnęłam się dookoła. Matko, co to jest?! Szczury... Jeszcze lepiej... No po prostu kurna świetnie! A nie mówiłam?! Zawsze, ale to kurna zawsze jak kogoś dotknę do dzieje się coś złego! Z-A-W-S-Z-E! Teraz jest tak samo. Dlatego po co się pojawiać i po co dotykać? Czemu inni siebie dotykają tak swobodnie! Nie rozumiem... Czemu... Przecież dotyk zawsze wywołuje problemy. Zawsze jest coś nie tak... Albo wrzeszczą, albo płaczą albo śmieją się ze mnie jak z idiotki. A może nią jestem? Może to ze mną jest coś nie tak? Nie wiem i nie im to oceniać ani mi... Lecz teraz muszę się go jakoś pozbyć. Wstałam i nadal się chciałam cofać, ale drogę zagrodziły mi setki szczurów...
- Cholera jasna...
- Nie uciekaj. Nic ci nie zrobię. Nic.
- W takim razie zostaw mnie i będzie po sprawie... 
- Nie. Nie mogę.
No jasne kurde obrońca swej dumy i męstwa się znalazł. Czy tak ciężko ruszyć dupę do tyłu i po prostu stąd sobie pójść i mieć wyjebane na to?! Tak trudno?! Eeeech kurde...
- Czemu? Czemu nie możesz? Nogi ci do dupy przyrosły?
- Nie wypada damie mówić takich rzeczy. Przeprosiłem, chcę teraz, abyś mi powiedziała, dlaczego uciekasz?
- Damą nie jestem i nie wiem co mi wypada mówić, a co nie. Ok, fajnie, przeprosiłeś, a teraz sobie pójdę i już nigdy mnie nie zobaczysz, tak? Tak, to świetnie, hej...- zaczęłam iść w stronę tam, gdzie nie było szczurów. Nie odwracaj się! Nie zatrzymuj się! Po prostu idź tak jak gdyby nigdy nic...
- Ej! Stój!-krzyknał. Nosz kurw... Co za... Jak każdy. Zawsze, ale to zawsze dotyk jest zły, straszny i nie powinien dla mnie istnieć. A to wszystko przez jeden walony dotyk... Nienawidzę go, a zarazem się go boję... Nie odzwałam się, tylko szłam dalej. Byle tylko iść, iść, iść i się nie zatrzymywać... Zaraz zniknę i będzie wszystko dobrze...
- Wracaj tutaj!-zaczał chyba za mna biec... No nie... No przysięgam kiedyś zamknę się w tej dolinie i za nic z niej nie wyjdę! Za żadne skarby! Również zaczęłam biec. Trudno, walę szkołę. Wracam do domu. Za dużo wrażeń na dziś. Za dużo... I jeszcze ten typ... Aaaghhh! Zagwizdałam, a po chwili przede mną znalazł się mój kochany, dwugłowy konik. Wskoczyłam na niego i zaczęłąm biec na nim pędem. Uda się uciec, uda się... Musi się udać...
- Kohayas...-szepnął, a chłopak znikł. No i świetnie. Może w końcu mnie zostawił...
- Celes. Kierunek dom...- szepnęłam cicho do swego konia - Nie chcę już tu być, zabierz mnie stąd...
<następne opowiadanie>
<Tadaś?>
Ilość słów: 637

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz