wtorek, 15 maja 2018

Od Dazai'a do Aoi

Doprawdy w najśmielszych snach, czy też skrytych wyobrażeniach nie dane mi było ujrzeć podobnej wizji pierwszego dnia szkoły. Racja - pomijając przy tym fakt obecności obcych, wcześniej nie zapowiedzianych istot w przydzielonym mi pokoju, mógłbym spodziewać się dosłownie wszystkiego... Gdybym wcześniej wziął ten fakt pod uwagę, może nie zostałbym przywitany w podobny sposób, czy też zwyczajnie, przygotowałbym się na to psychicznie. Teraz, czuję dziwne świerzbienie rąk, które samo z siebie wydaje impulsy w mym mózgu o konieczność uzbrojenia się. Szczególnie w nocy, skoro dane mi będzie spać w tych samych czterech kątach, co ta chora towarzyszka nieznajomego. Zlustrowałem ów mężczyznę dosyć podejrzliwym wzrokiem, przy tym kierując dotychczas poświęconą klaczy uwagę jego osobie. Z wyglądu przypomina typowego, szkolnego pięknisia, który za wszelką cenę stara się górować nad resztą społeczeństwa. Choć rysy twarzy odpowiadały podobnym ideologiom, już po jego zachowaniu, pierwszym słowom, mogłem mieć pewne wątpliwości co do jej obecności akurat w tym przypadku. Westchnięcie samo wydobyło się z mych ust, gdy tylko zakończyłem poprawianie swego opatrunku. Kucyk z tupetem. Ma szczęście, że w porę wtrącił się pomiędzy  nas jej opiekun, co też zapobiegło niepotrzebnym, dodatkowym rękoczynom z mej strony.
- Zostałem przydzielony do tego pokoju jak widzę niewiele później od ciebie. - powiedziałem całkiem formalnie, ignorując uprzednie słowa chłopaka. - Nazywam się Dazai. Osamu Dazai. - dodałem jedynie, załatwiając tym samym kolejny "punkt" w każdemu znanym schemacie zapoznawań. Choć operuję zaledwie jednym okiem, bez obecności nawet jednego, mógłbym wyczuć ten stres, który bije od współlokatora, całkiem dosadnie i wyraźnie. W ramach kolejnego etapu procesu pierwszych powitań, wyciągnąłem dłoń w kierunku przedstawiciela płci, niekoniecznie brzydkiej. Przez kolejne kilka sekund, stał w bezruchu widocznie zamrożony, by dopiero po niespełna połowie minuty, skierować w moją stronę swą drżącą rękę.
- A-Aoi Umari. - przedstawił się równie zwięźle, na co jedynie ścisnąłem jego psychicznie bezwładną dłoń. Mając już wszystko za sobą, odwróciłem się na pięcie, tyłem do nowo poznanego. Tymczasem, dorwałem do swych rąk walizkę, którą w następnej kolejności ułożyłem poziomo na podłodze. Zajmując się zamkiem przesuwnym oraz prymitywną kłódką, rzuciłem przelotne spojrzenie na stojącego w tej samej pozycji chłopaka. Gdyby tak spojrzeć na to z trzeciej osoby, wśród naszej trójki, chyba tylko mi dane jest zachować zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny spokój. Nie da się ukryć, że jest do dla mnie zabawne, na swój sposób... Dyskretnie schowałem do torby "zapasowy" pistolet, który towarzyszył mi jako zabezpieczenie w trakcie podróży, by w końcu móc przejść do właściwego rozpakowania się. Płaszcz, który dotychczas spoczywał na mych ramionach, pozostawiłem na jednym ze ściennych wieszaków, gdzie z resztą wisiało już wierzchnie odzienie współlokatora. Zatrzymując się przy szafie, me spojrzenie ponownie padło na wielce podburzoną klacz, która "kryjąc" plecy swego towarzysza, wlepiała w moją osobę, przepełniony czystą nienawiścią wzrok. Na ten widok moją twarz mimowolnie spowił cień, równie wrogiego uśmiechu.
- Jak się wabi twój kucyk? - podpytałem, lustrując wzrokiem jej rosnącą z sekundy na sekundę postać. Tak jak myślałem, w porę przed planowanym atakiem ponownie powstrzymał ją Aoi.
- Nene... - sprostował, grzecznie przedstawiając swoją koleżankę. - Nie przepada za podobnymi określeniami. - dopowiedział dodatkowo, zapewne nie chcąc wywołania niepotrzebnego wybuchu gniewu u klaczy, jak i w celu uświadomienia mi, że długo pohamowywać jej nie zdoła. Przyjmując sobie tą wiadomość do świadomości, zabrałem się za opróżnianiem walizki w której znajdowało się dosłownie wszystko i nic. Jeśli mam być szczery, zwyczajnie wpakowałem do jej wnętrza połowę z szafy, część komody i skrawek kosmetyków. Jedyną rzeczą na jaką poświęciłem nieco więcej czasu, było uzbrojenie się. W końcu przed niektórymi, nieco bardziej obeznanymi z polityką osobami wokół, trudno będzie wtopić się w tłum. Orzechem nie do zgryzienia, może okazać się zaistnienie zwykłej, pozornie błahej plotki.
Odrywając się od swego dotychczasowo odbywanego pomyślunku, wszedłem do łazienki z szarą kosmetyczką w ręce. Nie potrafię określić jakim zdziwieniem okazał się dla mnie, widok tak "ślicznie", choć nie kompletnie poukładanych, kolorowych buteleczek. Trochę wmurowany przyglądałem się całości.
- Jeśli mam być szczery... - zacząłem, dobrze czując na sobie wzrok współlokatora. - Brakuje tu jedynie różowego trójkąta. Tylko dla odmiany powieszonego na ścianie. - zasugerowałem, chcąc jednak rozluźnić to mocne napięcie pomiędzy nami. Niestety, odpowiedział mi jedynie tępy wzrok chłopaka, co spotkało się z mym cichym, choć stanowczym westchnięciem. Machnąłem ręką, tym samym unieważniając dyskusję. Nachylony nieco nad umywalką, zwróciłem swą szczególną uwagę, na nieduży pojemniczek z połyskującym płynem. Zmarszczyłem nieco brwi, powtarzając sobie w myślach wyraz z etykiety, który jakoś nie chciał przepłynąć mi przez myśli. "Nabłyszczacz do łusek..." - określiłem w końcu z mimowolnie rozchylonymi ustami. Odkaszlując cicho, zwróciłem na powrót głowę ku niebieskowłosemu.
- Mógł mi się trafić każdy... Naprawdę każdy... Ale syren z dziwnymi upodobaniami i jakiś agresywny kuc? - wymruczałem do siebie pod nosem, widocznie skwaszony. - Syren, jak mniemam? - zmierzyłem go od góry do dołu wzrokiem. Znowu odpowiedziało mi zmieszanie zdziwienia i przerażenia... Podświadomie zaczyna mnie to irytować, choć jestem w pewnym sensie świadom, jego sposobu bytu przy dnie jakiegoś morza, czy też oceanu. Ach... I jak tu żyć pozytywnie, gdy otaczają cię podobni kretyni. Ba, jak w tu w ogóle mieć chęć do życia. Przybiłem piątkę z twarzą, kręcąc zrezygnowany głową.
- Że też mimowolnie zdecydowałem się na coś takiego... - burknąłem praktycznie niesłyszalnie, rzucając wciąż utrzymywaną w rękach kosmetyczkę, na niedużą szafeczkę. Wychodząc z łazienki, tym samym wymijając stojącego w drzwiach, nieco wyższego chłopaka, przeszedłem na powrót w kierunku swojego "terytorium". Gdy tylko całkiem sprawnie uporałem się ze szmatami oraz sprzętem elektrycznym, pozostawiając w walizce jedynie ukrytą pod jej stelażem broń, wsunąłem ją tym samym pod łóżko, na które następnie przysiadłem. Z pełną opanowania miną, dorwałem do rąk ślicznie oprawioną książeczkę z charakterystycznymi znaczkami szubienicy na obwolucie. "Przewodnik po samobójstwie" - przeczytałem w myślach tytuł, wypisany tłustym drukiem na samym środku. Stosunkowo nowy nabytek, jeśli chodzi o moją skromną bibliotekę. Przerzuciłem pierwsze strony książki.
- Jak też podejrzewam, nie jesteś nazbyt obeznany w tym całym, otaczającym nas burdelu?
<Aoi?>
ilość słów: 972

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz