czwartek, 31 maja 2018

Od Aserysa do Olivii

Jazda konna na tym olbrzymie okazała się, wbrew pozorom, niezwykle uspokajającą i przyjemną rzeczą. Ash sunął powoli, niemal powłócząc kopytami w sennym, jedwabistym stępie. Być może pomyliłem się co do jego natury i zbytnio wyolbrzymiłem całą sprawę, być może... czarnowłosa miała rację. Uwierzyłem w plotki, nie dając jej nawet szansy przekonać mnie do zwierzęcia. Uparcie nie chciałem uwierzyć w żadne jej słowo, mimo że nie miałem żadnych twardych dowodów na to, że jej koń istotnie jest tak agresywny, jak reszta jego gatunku. Nigdy nie przyznałbym tego głośno, ale w głębi duszy było mi z tego powodu głupio. Zawsze byłem uparty jak ostatni osioł i nic, absolutnie nic do mnie nie docierało. Niechętnie uświadomiłem sobie również, że powinienem przeprosić Olivię za swoje zachowanie i podziękować jej za anielską cierpliwość. Cóż, ja na jej miejscu już dawno chyba palnąłbym sobie w łeb.
Podczas gdy ja snułem refleksje na temat swojego dziecinnego zachowania, Olivia, patrząc przed siebie, ze stoickim spokojem prowadziła Asha za skórzaną uzdę. Jej ruchy, podobnie jak konia, były spokojne i płynne. Szła powoli, ładnie kołysząc przy tym biodrami. Musiałem przyznać, że bryczesy idealnie na niej leżały. Były czarne jak smoła i idealnie komponowały się z ekwipunkiem konia. Każdy jego element był w tym samym kolorze, co sprawiało, że wyglądał bardzo prestiżowo i schludnie. Sądząc po tym, jak wygodne było siodło, z pewnością nie zostało wykonane przez pierwszą lepszą firmę.
- Olivio... - zacząłem, gdy zrobiliśmy już pierwsze kółko. - Ech... - zrobiłem pauzę, próbując zebrać słowa. Przyznawanie się do błędu nigdy nie szło mi zbyt dobrze. - Wiesz, miałaś jednak rację. Ash nie jest krwiożerczą bestią. W zasadzie jest całkiem miły. Naprawdę. Przykro mi, że źle was oceniłem...
Usłyszałem, że Olivia cicho zachichotała pod nosem. Nawet nie obróciła się, żeby na mnie spojrzeć.
- Grunt, że wreszcie to zrozumiałeś, histeryku.
- Hej!
Zaśmiała się głośniej i spojrzała na mnie przez ramię. Na mojej twarzy widniał teatralny wyraz śmiertelnego obrażenia, który tylko jeszcze bardziej ją rozbawił. Wkrótce i ja zacząłem się śmiać. Nie potrafiłem skomentować całej tej sytuacji w inny sposób. Wszystkie moje obawy okazały się nieuzasadnione i nagle moje wcześniejsze postępowanie zaczęło wydawać się zupełnie nieuzasadnione. Zastanawiałem się, czym ja się w ogóle przejmowałem. Przecież Ash był absolutnie niegroźny.
- Mam nadzieję, że mogę liczyć na kolejną lekcję, poskramiaczko morskich bestii? - rzuciłem, lekko klepiąc ogiera po łopatce. Miał miękką, czarną sierść. Była miękką i przyjemna w dotyku.
- Ależ oczywiście, kiedy tylko chcesz - zapewniła, wyraźnie zadowolona z postępów, jakie uczyniłem w przeciągu zaledwie kilku minut.
- Wspaniale. W takim razie wiedz, że teraz nie uwolnisz się ode mnie, póki nie nauczysz mnie jeździć. - oświadczyłem beztrosko, oglądając mijane widoki. Nigdy nie przypuszczałbym, że jazda konna może być równie relaksująca.
- Wszystko w swoim czasie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Niech ci będzie.
Zrobiliśmy jeszcze jedno kółko. Potem Olivia zatrzymała się i przytrzymała konia, abym mógł spokojnie zsiąść. Zsunąłem się z siodła bez większych problemów i prosto stanąłem tuż obok. Czarnowłosa posłała mi pełne wyczekiwania spojrzenie głębokich jak studnia oczu. Nie lubiłem, gdy patrzała na mnie w ten sposób. Czułem się przez nią prześwietlany na wylot. Westchnąwszy cicho ze zmieszanym uśmiechem, zbliżyłem z lekkim ociąganiem. Gdy tak staliśmy naprzeciwko siebie w zupełnej ciszy, przez krótką chwilę popatrzyłem jej prosto w te jej onyksowe oczy i objąłem ją ramionami, co musiało być zapewne ostatnią rzeczą, jakiej się w tamtym momencie spodziewała. Przytulając do siebie, mruknąłem jej do ucha:
- Dziękuję, Liv.
<Liv? Patrz, jak romantycznie ♥>
Ilość słów: 571

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz