sobota, 2 czerwca 2018

Od Aoi do Dazai'a

Jedyne, o co nie musiałem się martwić w całym swoim życiu, to pieniądze. Ich akurat zawsze miałem pod dostatkiem. Nawet teraz ojciec, wysyłając mnie do szkoły, zaopatrzył mnie we własną kartę kredytową, na którą co miesiąc przychodził przelew na niebotyczne sumy. Sam opłacałem akademik, szkołę i swoje utrzymanie, ale pieniędzy zostawało jeszcze trzy razy tyle. Rodzina chciała być pewna, że nie będę jej zawracał głowy.
Jednakże doceniałem gest Dazai'a, który zabrał się za przygotowywanie, ku mej uciesze, w pełni wegetariańskiego posiłku. Ja w tym czasie zajmowałem się Jisatsu, która po przebraniu została pod opieką Nene. Nie mam pojęcia, jak to się działo, ale gdy klacz dostawała w swoje kopyta małą, ona automatycznie przestawała płakać.
– Tak mi się właśnie przypomniało – zaczął Dazai, a ja przestałem się na niego gapić. - Życiowa porada, którą na swój sposób wbito mi niegdyś do głowy... Nie ufaj nikomu. Wtedy ból po stracie, zmniejszy się do minimum. – Chłopak nie był w pełni skupiony na pomidorze, który kroił, co poskutkowało przecięciem sobie palca. Przeklął i włożył dłoń pod zimną wodą, po czym dodał ciszej. – Zapamiętaj to sobie lepiej do końca życia...
Pokręciłem głową, wstając z łóżka i podszedłem do Dazai'a.
– Nie chcę być samotny, nawet jeśli wiąże się to z bólem po stracie bliskiej osoby. Zresztą nawet po śmierci ta osoba będzie przy mnie, w moim sercu – stwierdziłem i niepewnie wyciągnąłem rękę po jego dłoń. – Mogę? – spytałem, wskazując głową na jego palec. Zranił się, robiąc obiad dla nas, więc czułbym się źle, nie pomagając mu.
Dazai podał mi dłoń, którą chwyciłem w swoją. Zamknąłem oczy, skupiając się na wodzie, a gdy ponownie je otworzyłem, po rance nie było żadnego śladu.
– Cóż... Twój wybór, twoja strata... – powiedział, przyglądając się zaciekawiony swojej dłoni, po czym wrócił do gotowania.
Ja natomiast wyjąłem z szafki naczynie i nakryłem biurko, gdyż w naszym pokoju nie pomyśleli, by do mini kuchni dodać jakiś stół. Ale chociaż była wanna...
Usiadłem na łóżku, nie wiedząc co z sobą zrobić i znowu zacząłem się gapić na Dazai'a, nie mając lepszego zajęcia. Lubiłem obserwować ludzi, a że chłopak był dla mnie nadal pełen tajemnic, powodowało, że stawało to się dziesięć razy ciekawsze.
Chciałem zacząć rozmowę, jednak zatrzymał mnie dźwięk przychodzącego MMS-a. Sięgnąłem po telefon i zamarłem, otwierając załącznik.
Nieprawdopodobnie wysoki i małomęski pisk wydobył się z mojego gardła, gdy wśród podziału ról do szkolnego musicalu "Romeo i Julia" zobaczyłem swoje nazwisko przy imieniu Romea.
Dazai, widzisz to! Dostałem rolę! – zaśmiałem się i rzuciłem się na niego, przytulając go mocno. Po chwili odsunąłem się od niego, śmiejąc się wniebogłosy i skakałem wokół niego, wyciągając przed siebie telefon ze zdjęciem. – Zagram tytułową rolę w musicalu! Będę Romeo! Aaaaa! – piszczałem, trzymając jego ramiona, skacząc przy tym, jak małe dziecko. – Dazai! A co jak zapomnę roli?! Albo będę fałszować?! A nie! Jestem syreną, więc fałszować nie będę! Ale co jak innym się nie spodoba?! Co jak mnie wyśmieją?!
Usiadłem na ziemi i zacząłem ryczeć, waląc głową w szafkę. To była zbyt emocjonalna sytuacja...
– Nie uda mi się! Będę pośmiewiskiem! Dazaaaaaiiiii – zawodziłem, dalej uderzając czołem o drewnianą powłokę. – Nie przyjmę roli, bo na pewno coś zepsuję! Ale ja chcę w tym zagrać! Dobrze śpiewam!

< Dazai? XD Nie wiem co tutaj się stało >
Ilość słów: 540

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz