niedziela, 3 czerwca 2018

Od Kagamiego do Erena

Kurwa! Co jest!? Dlaczego on jest taki blady i lodowaty! On żyje! Musi żyć! On musi KURWA żyć! To mój promyczek, którego nikomu nie oddam ani na chwilę! On ma świecić tylko dla mnie! Ma uśmiechać się tylko dla mnie, bo to ja! Ja jestem jego chłopakiem! Ja kiedyś będę jego mężem! Ja kiedyś dam mu szczęście! Tylko ze mną będzie szczęśliwy! Z nikim innym! Nie pozwolę. aby czyjeś brudne łapska dotykały mojego słońca! To jest mój Eren! Tylko mój... Nikt... Nikt... On należy do mnie... Oddawaj go... Kim jesteś i czemu mi go zabierasz... Trzymałem mocno Erena przy swojej piersi, aby tylko czuć go i patrzeć na jego bladą i jakby smutną twarz. Nie martw się kochanie... Jestem tutaj... Jestem przy tobie... Ciągle jestem...
Eren... Eren... Jesteś tu? Eren...
Kto go woła... To nie jestem ja. Kim on jest. Czego on do cholery od ciebie chce, mój kochany skarbie... Nie martw się... Ciągle tutaj jestem... Jestem obok. Nie odstąpię ciebie na krok. Mój malutki... Mój kochany. Nie stanie ci się  żadna krzywda. Jestem obok ciebie. Jesteś bezpieczny. W moich ramionach. Słyszę coś... Kto to? Znam ten głos. Dziwnie znajomy. Ale przyjemny. Głęboki głos mężczyzny. Eren też go zna. Zna. Musi znać. To na pewno ten głos. Erenku... Kochanie... Już, już, jesteś bezpieczny. Ze mną. Ciągle ze mną. Na zawsze ze mną. Na wieki. Nie dopuszczę. Nigdy ciebie nie oddam dla świata zmarłych. Będziesz ze mną. W moich ramionach. Tak. W moich. Tylko moich. Kocham ciebie tak bardzo mocno.
Kagami... Aenye... Musisz tam iść... Uratuj Erena. Tam. Tam będzie bezpieczny... Tam wszystko stanie się jasne. Jasne dla ciebie. Jasne dla twojego Erena.

Jak to... Czemu ten głos... On... On należy do taty. Do mojego taty. Tato. Pomagasz mi? Dlaczego mi pomagasz? Nie widziałem ciebie całe życie, a nagle tak mi mówisz, że będzie coś jasne? Nagle mi mówisz w myślach, że w ogóle istniejesz? Dobrze. Wysłucham ciebie. Ufam ci. Wiem, że mnie nie oszukasz. Czuję, że nie kłamiesz. Wiem, że nie chcesz dla nas źle. Wiem, że dbasz o nas. Wiem, że całe życie miałeś mnie gdzieś, ale nadal jesteś moim ojcem. Tato. Pomóż nam. Uratuj mojego Erena. Tak mocno go kocham. Ocal go, a nigdy więcej ciebie nie zawiodę. Będę zawsze ci pomagać. Będę twoim wsparciem. Tylko go uratuj. Niech będzie bezpieczny. Niech jego serce ciągle bije. Niech jego twarz przestanie być blada. Niech jego złote oczy znowu na mnie spojrzą. Eren. Eren Kurushimi. Ocal go. Ocal go, a potem daj nam spokojnie żyć. Tato. Proszę. Proszę cię o to na kolanach. Zrobię wszystko... Tylko go ocal.
~
Kocie łapy. Aenyeskie tygrysy wyruszyły. Ogień, lód i światło. 
Ruszyły. Idą ocalić tych, którzy są im bliscy. Głośne ryki spalenizny, zimna i róż wypełniają krainy zamieszkania. Diabły z Aenye. One ocalą ich. One pozwolą im na wszystko. Poruszają się szybko z pomocą swoich zdolności. O wielkie tygrysy. Uratujcie tych, którzy tego potrzebują. Ocalcie swoich właścicieli. Ocalcie ich od wiecznego smutku. Ocalcie ich. Jednego po drugim. Niech wasze łapy pozostawiają ślady. Niech ludzie wiedzą, że czas na was. Niech wasz umysł złączy się w jeden. Odnajdźcie ich. Wiem, że dacie radę.
Kocie łapy. Aenyeskie tygrysy wyruszyły. Ogień, lód i światło.

~
Dlaczego. Dlaczego nic nie mówisz. Ojcze, wytłumacz mi to. Dlaczego nie chcesz ocalić mojego Erena. Czy chcesz stracić pierworodnego? Czy tak bardzo chcesz, abym odrzucił swój tytuł? Zrobię wszystko. Oddam każdą rzecz, aby tylko mój promyczek radości był szczęśliwy. Nikt go nie dotknie choćby puczkiem palca. Żadna nieczysta dłoń nie dotknie mojego boga. Mojego na własność. Mojego ukochanego, którego potem złączę z sobą na wieczność węzłem. Węzłem małżeństwa i życia. Moje życie będzie zależne od jego życia i vice versa. Tylko ja będę mógł zadecydować o NASZEJ śmierci. Nikt inny. Nikt mi go nie odbierze. Eren należy do mnie. Eren na zawsze będzie należał do mnie. Spojrzałem ponownie na jego bladą twarz i przejechałem po niej dłonią. Czułem się tak, jakbym miał się rozpłakać. Nie. Nie. Nie. Nie płacz. Nie bądź słaby. Nie pokazuj mu, że jesteś słaby. Nie możesz. To ja. Ja muszę być dla niego wsparciem. Tak wiele przeszedł. Nikt mi go nie odbierze. Usłyszałem nagle pisk mojej siostry i krzyk zachwytu brata. Podniosłem spojrzenie i ujrzałem... Ujrzałem Ją. Anasca. Tygrys Piekieł. O wielka tygrysico ognia. Pamiętam cię. Pamiętam tak dobrze. Piękne stworzenie po wyjściu z płomieni podeszło do mnie i spojrzało mi prosto w oczy. Przystawiliśmy do siebie czoła. Słyszę ją. Słyszę jej słowa tęsknoty. Tak. Witaj. Witaj Anasco. To ja, twój właściciel. Na niebie coś rozbłysło. Jakby gwiazda. Altair się uśmiechnął.
-Sanarra!-krzyknął nagle, biegnąc do ogromnej tygrysicy.
Przytulił ją, a ta radośnie ryknęła. Shura rozglądała się. Nagle na horyzoncie pojawił się biały tygrys. Jak strzała znalazł się przy mojej siostrze, wręcz łasząc się do jej nóg. To one. Aenyeskie Tygrysy. Piekielne stworzenia, których na świecie jest wyłącznie trzech. Należą one do nas. Do mnie i mojego rodzeństwa. Nasze wierzchowce. Skąd. Skąd wy tutaj się wzięłyście. To czas... Czas na co? Dlaczego się pojawiliście. Dlaczego jesteście u naszego boku?
Kagami. Czas na powrót do domu, mój synu. Matka na ciebie czeka. Ja na ciebie czekam. Powróć. Pokaż mi się, owocu mojej mocy. Pokaż mi swoją twarz. Pokaż, jak bardzo przypominasz mnie, synu.
Mam wrócić... Do domu? Ja mam dom. Mieszkam z Erenem. W akademiku, a za niedługo będę mieszkał z nim w domu, na jaki ja sam zarobiłem siłą swoich dłoni. Tato. O co chodzi. Nic nie rozumiem. Dlaczego tak nagle. Dlaczego. Anasca nagle ryknęła i ułożyła się. Spojrzała na mnie prosząco, wbijając spojrzenie w moje oczy. Bez zbędnego pytania, wsiadłem na nią wraz z Erenem, którego bardzo mocno trzymałem przy sobie. Przejechałem dłonią po grzbiecie ogromnego zwierzęcia. Tygrysica spojrzała na resztę, która też bardzo szybko dosiadła swoich wierzchowców. Ryknęła głośno, a po chwili ruszyliśmy w bliżej nie określoną dla mnie stronę. Mam deja vu. Byłem tutaj. Jechałem tam. Gdzie, gdzie mnie prowadzisz Anasco. Powiedz mi, proszę. Wytłumaczcie mi to. Spojrzałem na Erena, który nadal cały blady i zimny przelewał się przez ręce. Żyje. Czuję, że żyje. Nie może umrzeć. To ja. Ja odpowiadam za jego życie. Nie zostawię go, a on nie zostawi mnie. Przejdziemy przez wszystkie trudności. Razem. Bez niczyjej pomocy. Będziemy szczęśliwi. W końcu... Jesteśmy sobie przeznaczeni... Jestem tego pewny.
---
Aenye. Miejsce, gdzie nasze Tygrysy Piekieł się narodziły. Miejsce, gdzie ja powinienem mieszkać. Miejsce, które jest królestwem, gdzie ja będę rządził. Królestwo rodu Taiga. Tam. Tam będzie moja mama. Tam będzie tata. To tam... Tam się wszystko zaczęło. To tam. Tam straciliśmy pamięć. To tam. Tam. Tam. Tygrysy wbiegły do ogromnego królestwa. Od razu ujrzałem salę tronową gdzie stało osiem tronów. Trzy z nich były większe od pozostałych. Tron króla, królowej i księcia. Mój. Mój tron. Mój tytuł. Książę Śmierci. Zszedłem z Anasci, która zaczęła mruczeć i nie odstąpiła mnie na krok. Tygrysica na grzbiecie niosła mojego małego promyczka. Widziałem rycerzy ognia, którzy kłaniali się do mnie. Kroczyłem czerwonym dywanem ku tronom. Tam. Tam siedział tata i mama. Moja mama. Piękna, niebieskooka blondynka, która uśmiechała się do mnie, zaciskając dłoń swojego męża. Tata patrzył na mnie czerwonymi oczami, a jego długie włosy opadały na jego ramiona. W wolnej dłoni, trzymał włócznię. której grot palił się płomieniem. Płomieniem feniksa. Czułem, że to on. Czyli... To mój dom, moja rodzina, moje życie, które zaczęło się tutaj. Powoli sobie wszystko przypominam. Ale... Nie wszystko. Czegoś ciągle brakuje. Ognistowłosy mężczyzna wycelował we mnie grotem swojej ognistej włóczni, dotykając czubkiem mojego torsu. Moje oczy nagle zapłonęły bardzo mocno, a z ust wydobył się dym. Czułem, jak ktoś pali moją koszulkę, a zastępuje ją płaszczem. O co chodzi, co wy robicie. Spojrzałem na ojca, który uśmiechnął się kątem ust.
-Kagami Aisaka Taiga. Mój synu. Twa moc jest ogromna. Teraz na pewno będziesz silniejszy. Przez odwiedzenie miejsca, gdzie się narodziłeś, odnowiłeś zasób swojego ognia. Teraz. Teraz już będziesz lepiej się czuł, a twoja niekontrolowana przemiana będzie pojawiała się rzadziej. A teraz przyjmij swój wygląd w tym mieście. Symbole na dłoniach oraz na twoim ciele oraz peleryna będą oznaczały, że to ty, mój pierworodny synu.
Uśmiechnąłem się automatycznie, wyciągając do ojca dłoń. Coś było innego. Coś... We mnie. Coś nowego. Nie czułem tego nigdy wcześniej. Ale... Było to pozytywne. Było miłe. Położyłem drugą dłoń na swoim sercu, a na wyciągniętej dłoni pojawił się czerwony ognik.
-Ojcze, powróciłem. Dziękuję ci, że wreszcie mogłem ujrzeć matkę i ciebie. A teraz, pomóż mi uratować mojego ukochanego, Erena. Muszę go ocalić. To moje zadanie. -powiedziałem z powagą w głosie.
Mój ojciec powstał z tronu i pokierował się do Erena. Pogładził go po głowie i dokładnie przyjrzał dla niego. Spojrzałem na matkę, która z rozczuleniem patrzyła na mnie. Dobrze, mamo. Porozmawiamy jak tylko będzie już dobrze z Erenem. Podszedłem do mojego ukochanego, łapiąc jego dłoń. Trzymaj się kochanie. Będzie dobrze. Mój ojciec nam pomoże. Będziemy bezpieczni i szczęśliwi. Będę się tobą opiekował. Będziesz moim słoneczkiem. Promyczkiem, przy którym dzień w dzień, noc w noc będę się budził. Uśmiechnąłem się lekko, gładząc jego policzek. Obudzisz się. Będzie z tobą dobrze. Będzie w porządku.
-Kagami, zabierz Erena i resztę do komnaty. Anasca wie, gdzie to jest. -rzekł mój ojciec, po czym wrócił na swój tron.
Tak. Zajmę się nim. Moja tygrysica spojrzała na mnie i zaczęła iść w stronę zamkowych korytarzy. Shura, Altair, Shoto i Hiyori szli za mną, a rodzeństwo Anasci było tuż za nami. Tygrysy nieco na siebie warczały, ale po chwili moja pupilka ryknęła na nich, a białe tygrysy spuściły uszy. Po kilku chwilach, ułożyłem Erena na łóżku, trzymając jego dłoń. Musi wiedzieć, że ciągle jestem obok i nie mam zamiaru go puścić. To mój malutki skarb, którego bardzo mocno kocham. Pogładziłem kciukiem wierzch jego zimnej ręki. Obudź się. Obudź się kochanie. Już, teraz. Proszę. Boję się o ciebie. Czemu nie widzę twoich złotych oczu. Eren. Eren. Eren. Pokaż się. Pokaż. Pokaż mi siebie... Nagle Eren zerwał się, trzymając w swojej dłoni klucz. Jego oczy... Jedno żółte, drugie niebieskie. Nie. Nie. Oddaj mi Erena. Chcę JEGO oczy. Chcę te niebieskie. Kiedy miałem coś powiedzieć, rozległ się wokół nas głośny, donośny głos.
-Eren... Zaczynamy pokutę...
Pokutę?! Jaką pokutę?! Eren! Coś ty narobił! Przed oczami zaczęło mi się zamazywać, a jedyne co widziałem to zamykające się oczy mojego promyczka, a potem ciemność. Nie lubię jej. Gdzie jest światło? Gdzie jest złoty kolor mojego kochanego słońca? Dlaczego nie mogę się obudzić? Co to znaczy? Jaka pokuta. Eren... Jaka pokuta... Co ty zrobiłeś. Dlaczego mi nic nie mówisz. Dlaczego nie robisz nic. Dlaczego... Dlaczego... Dlaczego jest ciemno i zimno? Dlaczego czuję, że Halam... Halam. Co tam się dzieje? Jest zamknięte. Jednak w jego wnętrzu ktoś ciągle uderza. Ktoś ciągle chce się wydostać. Kim jesteś? Czego chcesz? Dlaczego chcesz wyjść. Nagle ujrzałem... Ciemność. Znowu ta zła ciemność. Halam zniknęło, a ja... Ja zacząłem spadać. Eren spadał ze mną. Chciałem go objąć. Chciałem, aby w momencie upadku, był na mnie. Ja mogłem zostać połamany. Nie obchodziło mnie to. Eren miał jak najmniej ucierpieć. Nagle, znowu ciemność. Nie było nikogo. W tle, było coś dziwnego... Jakieś... Zaklęcie?
Rex tremendae majestatis

Qui salvandos salvas Gratis
Salve me, Fons Pietatis
Salve me, Fons Pietatis

Król straszny... Zdrój Łaskawości... Chodzi o śmierć... Chodzi o śmierć i o coś, co ją poprzedza. Agonia? Dlaczego? Nie rozumiem. Eren... Kochanie. Wytłumaczysz mi? Na pewno wiesz o co chodzi... Jesteś taki mądry. Kochanie. Ujrzałem nagle...Wiszącego na niciach życia Erena. W dłoniach trzymał ostrza, a za nim... Stała śmierć. Śmierć we własnej osobie. Ciemność w oczodołach, a mięśnie na zewnątrz. O wielka śmierci... Co ty chcesz zrobić. Zostaw go. Ja! Ja tobą rządzę. Eren był blady. Potwór za nim otworzył nagle usta.
-To ago­nia. To­tal­na, przeszy­wająca ago­nia. Jak­by Twe ser­ce zos­tało wyr­wa­ne z pier­si i roz­gniecione. Nie możesz swo­bod­nie od­dychać. To naj­gor­szy psychiczny ból ja­ki kiedy­kol­wiek możesz poczuć i co gor­sza, nie ma na niego le­ku. To nieus­tanna, bez­li­tos­na tor­tu­ra i wiesz, że ja­kaś cząstka te­go bólu będzie do końca życia.-rzekł, a jego głos spowodował, że wyczułem nadal bijące serce Erena.
Agonia. Czym ona jest. Stan przedśmiertny. Eren. Co to znaczy? Czy ty... Czy ja... Przeznaczeni. Tak. Miałem rację. Kiedy wyciągałem do niego dłoń, nicie jakie go trzymały, pękły. Eren powoli zaczął opadać, ale żył. Ciągle żył. Jego serce biło. Bestia usunęła się w cień i okryła wszystko mgłą ciemności. Widziałem tylko Erena. Mogłem tylko kroczyć za nim. Patrzeć, jak opada. Patrzeć, jak cierpi. Eren. Kochanie. Uratuję cię. Zrozumiemy to we dwoje. Jesteśmy przeznaczeni. Jesteśmy razem. To najważniejsze, kochanie... Kochany... Mój.. Maluteńki promyczku... Moje słoneczko. Nie bój się. Twój Kagami ciebie uratuje. Kagami ciebie ocali od zła świata. Będziesz szczęśliwy.
Będziesz się śmiał i będziesz miał najlepszą rodzinę na świecie. Nie rzucę słów na wiatr. Będziemy we dwoje. Będziemy szczęśliwi. Razem. We dwoje. Plecy mojego ukochanego znalazły się na karku. Ogromnym szkielecie czegoś. Czy to coś należało do śmierci? Czy to należy do mnie? Wyciągnąłem znowu do niego dłoń, ale coś, co nie było Erenem je pochwyciło. To była lodowata dłoń. Roztaczała wokół siebie aurę zła. Klucz Erena się uniósł i widziałem, jak lewituje nad moim lodowatym skarbem. Jego dłonie zablokowały się na żebrach, a nogi bezwładnie zwisały. Kochanie? Co ci się dzieje? Czemu nie otwierasz swoich pięknych, złotych oczu. Otwórz je. Pokaż mi je, mój promyczku. Pokaż, że żyjesz. Pokaż, że chcesz nadal ze mną żyć. Mój malutki... Mój. Tylko mój. Nikomu nie pozwolę ciebie dotknąć. Żadna brudna dłoń. Nikt, a nikt. Tylko ja mogę. Nikt inny. Eren nagle nadal z zamkniętymi oczętami się podniósł. Byliśmy we wnętrzu. Wnętrzu ciała. Jego dłonie zaczęły szukać czegoś na ślepo. Kochanie, czego szukasz. Pomogę ci. Poczekaj, daj mi ci pomóc. Kiedy chciałem go objąć, moje dłonie przeniknęły przez jego ciało. Kochanie... Nie mogę ci pomóc. Jestem jednak ciągle obok ciebie. Bez przerwy widzę. Widzę, że jesteś blady. Widzę, że jesteś zimny. Widzę, że chcesz czegoś. Czemu, czemu mi tego nie powiesz, czemu nie pokażesz? Ale nie martw się. Jestem ciągle przy tobie. Obronię ciebie. Nikomu nie pozwolę ciebie zranić. Już, już. Jest dobrze. Wiem, wiem już wszystko. Kochanie... Jesteś, ty jesteś półbogiem. Jednak nie masz dwóch tytułów, ale trzy. W tym momencie, Eren wniknął w coś, a ja za nim. Już wiem wszystko kochanie. Już rozumiem. Kotku...
Eren Kurushimi to półbóg bólu, cierpienia i agonii, a on wgryzł się w serce półboga śmierci, zniszczenia i dysharmonii. Kagami Aisaka Taiga przyjął do serca kogoś, kto zawzięcie chciał się w nim znaleźć. Już w nim jest. Na zawsze w nim będzie. 
Eren spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie. Tak. Ten śliczny, delikatny uśmiech. Kocham go. Kocham cię, Eren. Całego ciebie. Wyciągnąłem do niego dłonie, a on spojrzał na mnie kątem oka. Oblizał swoją rękę z krwi, jaka po nich ściekała. Mięśnie tego czegoś wniknęły w niego. Chciały go. Już chyba wiem. Wiem o co chodzi. To ja. Ten potwór to byłem ja. Ten kręgosłup należał do mnie. A Eren... On wgryzł się w moje serce, chcąc w nim zamieszkać. Proszę. Nie chciałem ci tego zabronić kochanie. Możesz tutaj zostać... Przecież ciebie tak kocham. Jak mógłbym ci zabronić w nie wniknąć. Uśmiechnąłem się i pogładziłem jego policzek. Wiedziałem, że sen zbliża się końcowi. Eren zrozumie, że jest półbogiem bólu, cierpienia i agonii, a ja wiem już, że nie pozbędę się go ze swojego serca. Tylko... Dlaczego o tym myślę? Nigdy bym nie chciał tego zrobić. Eren jest czymś, kogo chcę mieć na wieki obok. Mój mały, kochany skarb. Już. Obudźmy się kochanie... Już wszystko jest dla ciebie i dla mnie jasne. Już. Już będziemy razem szczęśliwi. Chcę tego. Pragnę tego.
 ---
W tym samym czasie i ja, i Eren otworzyliśmy oczy. Spojrzeliśmy na siebie, a potem Eren wtulił się we mnie. Objąłem go, zamykając oczy. Był delikatny. Bał się, czułem to. Pogładziłem go po plecach. Delikatnie też ucałowałem jego czoło, po czym z lekkim uśmiechem jak tylko mogłem, wtulałem go w siebie. Bezbronny, słodki i.... Mój. Mój na wyłączność. Czuję, że teraz może być tylko lepiej. Już nikt nam nie stanie na drodze do szczęścia. Będziemy tylko ja i on. My razem. Kagami i Eren. Kurushimi i Taiga. Nic, a nic nie zerwie naszej miłości. Nie pozwolę na to. Eren siedzi głęboko w moim sercu, które coraz mocniej go oplata włóknami mięśniowymi. Wiem, że nie będzie chciał wyjść. Ja dam mu tylko jak największe wsparcie, zadbam o jego bezpieczeństwo i dobro. Tak. Właśnie tak. Będziemy razem. Na wieki. Tylko ja będę mógł zadecydować o NASZEJ śmierci. A dlaczego? Już nie ma mnie. Już nie ma jego. Jesteśmy tylko i wyłącznie my. Jesteśmy jednością i jestem pewny, że tak pozostanie. Mój mały skarb będzie szczęśliwy, a ja też będę szczęśliwy. Otworzyłem na moment oczy i ujrzałem moją przerażoną siostrę i brata. Shoto stał przy Shurze, wspierając ją, a Hiyori chyba płakała w ramię Altaira. Dlaczego oni płaczą? Przecież nic nam nie jest. Jest wszystko w najlepszym porządku. Spojrzałem na Erena, który też spojrzał mi w oczy. Położyłem dłoń na jego policzku, gładząc go kciukiem po nim. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Nie mogłem oderwać spojrzenia od jego pięknych złotych oczu. Mój pierścień i jego klucz stykały się, przez co na naszym ciele pojawiły się świecące symbole. Jak dawno ich nie widziałem. Teraz te światło odbijało się tak pięknie w oczach mojego ukochanego. Mój mały skarb. Już jest dobrze. Jesteśmy szczęśliwi. Ty wiesz już... Może pamiętasz... Ja też już czuję się lepiej. Została mi rozmowa z ojcem. Po tym, wrócimy z powrotem do akademiku i tam porozmawiamy na spokojnie. Wolną dłonią sięgnąłem po jego dłoń, splatając nasze palce, przez co symbole rozbłysły mocniej. Uwielbiałem na to patrzeć. Podobnie kochałem patrzeć na mojego kochanego skarba, który teraz... Delikatnie się uśmiechał. Jaki piękny. Jest tylko mój. Nie oddam go nikomu. Za żadne skarby świata, bo to on jest moim skarbem. Zamknąłem go w swoim sercu. Chcę go. Pragnę go bez przerwy. Nikt go nie dotknie. Tylko ja to mogę zrobić. Poczułem trącanie mojego ramienia przez Anascę. Martwiła się i czułem to. Nie, nie martw się tygrysku. Jest już dobrze, bo mam przy sobie jego. Mojego bożka. Spojrzałem z powrotem w te piękne oczy mojej miłości.
-Eren. Kocham cię. Już nie pozwolę, aby ktokolwiek kiedykolwiek ciebie skrzywdził. Będziesz szczęśliwy. Nie... My będziemy szczęśliwi. Jesteśmy od dzisiaj jednością, bo włamałeś się do mojego serca, a ono oplotło ciebie i zatrzymało. Już nie wyjdziesz. Zostaniesz tam. Na zawsze ze mną.-szepnąłem i pocałowałem go namiętnie w usta.
<Erenku?>
Ilość słów: 3031

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz