niedziela, 24 czerwca 2018

Od Zirhael do Amarina

Patrzyłam, jak Amarin usypia na moich kolanach. Wyglądał na bezbronnego, tak uroczego chłopca... Zupełnie jak kiedyś w dzieciństwie. Na samo wspomnienie tamtych chwil, czułam jak moje serce zaczyna bić szybciej niż normalnie. Uśmiechnęłam się lekko, nie mogąc powstrzymać się, aby nie pogładzić ciemnowłosego po policzku, a potem zabrać mu włosów z czoła.
- Jaskółkooo... Chcę spaaać... Możemy tutaj zostać? Wiem, że lubisz nocne niebo! - krzyknął mój kochany Amarinek.
- Oczywiście, że możemy zostać. Połóż się. - powiedziałam naprawdę spokojnie.
Ciemnowłosy padł na moje kolana, uśmiechając się do mnie. Ponownie te urocze, niepełne uzębienie. Zawsze był cudowny. Nachyliłam się nad nim i ucałowałam jego czoło. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie.
- Zirhael... Będziemy razem... Na zawsze. Obiecuję ci. - szepnął mi do ucha, a na jego słowa, moje serce zabiło szybciej.

Amarin spał tak dłuższą chwilę, a ja jedyne co robiłam w tamtej chwili to siedziałam i gładziłam go po głowie. Przyglądałam się jego spokojnej twarzy oraz temu momentami uroczemu marszczeniu noska. Chciałam tak na niego patrzeć bez końca. Zawsze wydawał mi się bardzo bliski, a teraz... Teraz jest jeszcze bliższy, niż kiedykolwiek. Zbliżał się dużymi krokami zmierzch, a moją twarz po chwili okryło światło księżyca, które dzisiejszej nocy było o wiele piękniejsze niż kiedykolwiek. Nawet przez opaskę mogłam ujrzeć mocne światło. Moje włosy rozwiał wiatr, który wpadał przez otwarte okna w jego mieszkaniu. Pogładziłam bardzo delikatnie policzek chłopaka, a potem nachyliłam się nad jego czołem i złożyłam tam bardzo delikatny pocałunek. Amarin na to zmarszczył lekko nos i delikatnie otworzył oczy, mrucząc.
- Wyspałeś się? Lepiej się czujesz? - zapytałam spokojnie, gładząc chłopaka po głowie.
- Wyspałem? Tak... Czy lepiej? Sam nie wiem...
- Wyglądałeś tak słodko, jak spałeś. Zupełnie tak samo, jak byliśmy młodsi, wiesz?
- Jak byliśmy... - złapał się za głowę i potrząsnął ją chaotycznie.
Nieco zaniepokoiło mnie to, więc położyłam dłonie na jego dłoniach i zaprzestałam tym ruchom. Zanim to zrobiłam, zsunęłam opaskę z oczu, aby móc spojrzeć w jego oczy z pełnym zainteresowaniem.
- Amarin... Proszę, uspokój się. Wszystko jest dobrze. Jestem przy tobie. Ja, twoja kochana Jaskółka... - szepnęłam naprawdę spokojnie.
- Zirhael...  - zacisnął zęby - Co się ze mną dzieje...
- Cichutko Amarinku... Twoja Zirhael już się tobą zajmuje... Nie bój się. Nie bój... Jestem przy tobie... - nadal starałam się go uspokoić.
Nieco go uniosłam do siadu, a potem mocno przytuliłam, aby czuł, że zawsze będę przy nim, bez znaczenia co by się stało.
- Ja...skółka... - przetarł oczy. - Chyba mam... Jakieś zwidy...
- Zwidy? Amarin, na pewno dobrze się czujesz? Może zabiorę cię do lekarza? Nie chcę, aby cokolwiek ci się stało... Martwię się o ciebie, Amarinku...
- L-Lekarz mi w tym nie pomoże...
- To kto? Amarin, zrobię wszystko, abyś nie miał już zwid. Boję się, że to coś poważnego...
- N-Nie wiem... Widzę... Te białe oczy świecące z ciemności...
- A-Amarin... C-Chodź. Położę cię do łóżka i zmierzę temperaturę... Nie bój się. Jestem przy tobie i nie odejdę na krok... - szepnęłam nieco spanikowana jego stanem.
- Nie! Nie jestem chory! - wstał z sofy i krzyknął, łapiąc się za głowę - Nie jestem... - szepnął jakby do siebie.
- P-Przepraszam... N-Nie chciałam... M-Martwię się po prostu o ciebie... 
- Poradzę sobie sam! -krzyknął i walnął pięścią w ścianę.
- N-Nie krzycz na mnie... C-Chcę ci pomóc... W-Wiem, że potrzebujesz mojej pomocy...
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy! -wrzasnął na mnie, lecz nagle złapał się za swoje serce, jakby go coś zabolało. - N-nie potrzebuje - teraz szepnął.
- A-Amarin... P-Potrzebujesz! Nic nie zrobisz sam! - wrzasnęłam ze łzami w oczach i przytuliłam się do jego torsu. - Potrzebujesz mnie! 
Zamknął oczy i podparł się komody, gdy się w niego wtuliłam. Czułam, że zaraz zaleję się łzami.
- K-kim on jest... Kim ja jestem... Czemu serce bije tak szybko...
- A-Amarin... P-Proszę... N-Nie krzywdź mnie jeszcze mocniej... - szepnęłam, mając nadzieję, że chłopak tego nie usłyszał.
- Nie! Zostawcie mnie! To boli! - krzyczałam, wyrywając się dla tłumu, który prowadził mnie do tego strasznego miejsca. - Ja tam nie chcę! Tam jest ciemno! I cicho! Ja się boję! Chcę do Amarinka! - piszczałam nadal.
Starosta jednak ani myślała mnie puścić. Widziałam jedynie, jak wschodzący księżyc oświetla tłum, jaki otaczał Amarina. Nie! Ja chcę iść do niego! Dlaczego nie mogę tam iść! Chcę do niego! Chcę go wspierać! Chcę być przy nim!
- Amarinku! - nadal wrzeszczałam bardzo głośno, mając nadzieję, że może mnie puszczą, że może usłyszy to mój Amarin i przybiegnie do mnie.
Nie stało się to. Znowu mnie zamknęli w tym przeklętym, ciemnym miejscu i wmawiali mi różne rzeczy. Że on mnie nie lubi, że on mnie zostawił, że on mnie nigdy nie chciał widzieć, że chciał mnie zabić. Nie. Nie wierzę. Kłamią mi w żywe oczy. Cholerni kłamcy. Oddajcie mi Amarina... Ocalę go... Ocalę mojego kochanego Amarinka... Potem będziemy razem. Będziemy mieli dom. Będziemy mieli rodzinę. Będziemy szczęśliwi. Przecież ten znak wyryty na drzewie. On tam jest. On czeka, aż my do niego wrócimy...

Yin i Yang
Zirhael i Amarin
Miłość i szczęście
Ciemność i Światło.
Wrócimy tutaj, aby być razem.
Aby nikt nam w niczym nie przeszkodził.
Aby nikt nie zabrał nam naszej miłości.
Aby nikt nie rozdzielił naszych serc.

<Amarinku?>
Ilość słów: 868

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz