sobota, 9 czerwca 2018

Od Amarina do Zirhael

Zirhael.. Ta dziewczyna, której szukałem podczas pełni przez tyle lat. Jest moja. Tylko moja. Na wyłączność. Nikt nie ma prawa jej dotykać oprócz mnie. Należy tylko do mnie... Moje oczy pokryły się bielą, a jej zalały się czernią. Czuję silne pragnienie. Pragnienie posiadanie jej. Zatrzymania jej dla siebie. Do tej pory jej szukałem. Jak samotny wilk w lesie. Poszukiwałem swej wilczycy... Znalazłem ją, ale co teraz? Nie wiem sam co planuję i co robię. Działam instynktownie i daję ponieść się emocjom. Nawet jak nie chcę, to i tak to robię. Uwalniam z siebie bestię i drugiego mnie, by mną zawładnęła. Czy opieram się? Niekoniecznie... Po co. Po co miałbym to robić. Przecież to ja. Z kontrolą czy bez. Nie ma znaczenia. To nadal jestem ja. Po co miałbym się powstrzymywać. Bo kogoś zabiję? Haha! Nie bądźmy śmieszni... I tak i tak zabijam. Sprawia mi to przyjemność. Coraz częściej.. Kiedyś miałem wyrzuty sumienia, a teraz? Znikają... Sam nie wiem kim jestem. Sam nie wiem co robię. Wiem teraz, że ona ma coś ze mną wspólnego. Czuję to całym swoim ciałem i umysłem. Ta druga część mnie rwie się do niej. Nie rozumiem do końca tych uczuć. Nie rozumiem do końca siebie. Ale nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podoba. To prawda, jestem niebezpieczny i nieprzewidywalny. Ale czy tak nie jest zabawniej? Skończyły się poszukiwania i teraz... Czekam, co teraz zrobię... Co się będzie dziać... Na pewno nie będzie nudno.. Bo ona jest tuż obok mnie.. Zacząłem się do niej zbliżać. Do Zirhael, która klęczała z raną w brzuchu. Szeptała do mnie tym swoim czułym i ciepłym głosem...
- Amarin... Nie bolało mnie to. Mówiłam, że bez znaczenia co się stanie, będę z tobą. Nawet, jak stracisz kontrolę... Nawet jak będziesz chciał mnie zabić... Nawet, jeżeli będę musiała oddać swoje życie... Ty i ja będziemy razem. Jak nie fizycznie to psychicznie... Zawsze będę... Zawsze... Amarin...
- Oj Zirhael, Zirhael.. Moja jaskółko.. W końcu cię odnalazłem.. - nadal się do niej zbliżałem i szepnąłem dość niskim głosem.
- Amarinku....- szepnęła drżącym głosem. Jej rana nadal krwawiła i to dość mocno. Klęknąłem przed nią i uśmiechnąłem się tajemniczo. Moim pazurem rozciąłem sobie brzuch i przyciągnąłem do siebie Zirhael tak, że nasze rany się stykały i powoli moja biala krew łączyła się z czarną, zasklepiając je.
- Jesteśmy potworami, Zirciu... Ale tak jest zabawniej...
Dłonie dziewczyny zacisnęły się na moich ramionach. 
- Jesteśmy... Ale mnie nie obchodzą zdania innych...
- I bardzo dobrze, jaskółko... Jeżeli będzie trzeba, usuniemy ich... Razem... Bo jesteś moja... Tylko... Moja... - nasze rany już się prawie zasklepiały. Razem stanowimy niezły duet. Niczym yin i yang... Czuję, jak moje pragnienia, uczucia, emocje są uwalniane. Tak jakbym stawał się prawdziwym mną... 
- Tak... Jestem twoja... A ty jesteś mój, Amarinku... -szepnęła, zabierając włosy z mojej twarzy. Nasze rany się już zasklepiły, a ja wstałem, podnosząc podbródek Zirhael w górę, by spojrzała na mnie.
- Zirhael.. Wiesz co oznacza czerń, a co biel?
- Czerń i biel? Yin i Yang...? -szepnęła, nieco się rumieniąc.
- Wszyscy uważają, że biel oznacza życie, czystość... A czerń smutek i śmierć... Lecz elfickie księgi mówią inaczej... - zerwałem dwa białe kwiaty i obróciłem się znów w stronę Ziry.
- Chcesz mi powiedzieć?- zapytała spokojnie.
- Według elfickich mędrców... Oba kolory. I czerń i biel. Oznaczają i życie.. - podniosłem lekko do góry jeden z białych kwiatów - i śmierć... - a drugi zgniotłem, a pozostałości jego rozsypały się u moich stóp. Podszedłem do Zirhael i dałem jej niezniszczony kwiat. 
- Amarin... Jesteśmy potworami... I nic tego nie zmieni... - uśmiechnęła się, patrząc na kwiat.
- Ale każdy ma prawo do życia, Nawet tacy jak my, Zirhael.. Bo nikt.. - podniosłem swój ton głosu - Nikt nie ma prawa rozkazywać mi i mojej jaskółki...
- Amarinku... - podała mi dłoń - Nie rozdzielimy sie już... Prawda?
Chwyciłem jej dłoń. Burzowe chmury pokryły nocne niebo, a niedaleko polany walnął piorun, oświetlając ją.
- Nigdy... Będziesz tylko moja...
- Dobrze... A ty... Bedziesz tylko mój... - szepneła i zbliżyła sie do mnie. Czułem jak moje emocje przejmują nade mną kontrolę. Nie mogłem oprzeć się jego woli i jego pragnieniom. Ponosiły mnie uczucia... Dziwne. Nigdy nie czułem czegoś takiego.. Czegoś równie tajemniczego, mrocznego, a zarazem przyjemnego... Gdy zbliżyła się do mnie, chwyciłem ją za talię i pocałowałem, a polanę oświetliło światło pioruna. Zirhael zrobiła się cala czerwona, ale odwzajemniła mój pocałunek. Zarzuciła dlonie na moje ramiona. Czułem, jak nasze dusze i nasze serca zaczynają się łączyć. Jak wszystko się zmienia. Gdy światło piorunów oświetlało polanę, nagle zobaczyliśmy dwóch jakby rycerzy. Jeden był biały, a drugi czarny. Stali w takiej pozycji jak my, lecz po chwili zniknęli i pojawiali się wtedy, gdy piorun uderzał w drzewo lub ziemię. Zirhael przestraszyła się i przytuliła do mnie.
- Zirhael... To jesteśmy... My...
<nastepne opowiadanie>
<Zircia?>
Ilość słów: 800

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz