piątek, 29 czerwca 2018

Od Misaki do Takeshiego

To było tak miłe. Nie chciałam się od niego odsunąć, wręcz przeciwnie. Byłam bardzo blisko niego, a nasze ciała stykały się. Czułam, jak głośno i mocno mi łomocze serce w piersi. Takeshi stał się dla mnie bardzo bliski. Nie chciałam nigdy się od niego oddalić. Chciałam być przy nim już na zawsze, abym mogła dzielić się z nim... Miłością. Tak, to była miłość. To było to, co obaj czuliśmy w sercach. Przynajmniej ja na to tak patrzyłam, ale... Nie będę nic mówić. Mogło mi się tylko wydawać. W końcu, znamy się krótko. W tym pocałunku jednak... Ujrzałam początek. Początek czegoś ogromnego i pełnego szczęścia. Chcę to odkryć... Ale nie wiem jak. Kiedy mi się to uda? Nie wiem. Kiedyś na pewno to odkryję. W końcu obaj się oddzieliliśmy, nabierając zachłannie powietrze do płuc. Patrzyłam prosto w oczy dla Takeshiego, nadal oddychając ciężko. Uśmiechnęłam się delikatnie z rumieńcem. Przygryzłam wargę, nadal mając twarz blisko jego. Nie chciałam jej odsunąć, choć moje serce było bliskie opuszczenia mojego ciała.
- T-Takeshi... Wiesz, że... Spełniłeś teraz też moje życzenie...? - powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy.
 - Czuję się jak wróżka chrzestna, haha! Spełniam najskrytsze życzenia.. - uśmiechnął się, również spoglądając mi w oczy.
- Dziękuję. - szepnęłam i przytuliłam się do niego. - Jestem ci wdzięczna za wszystko.
- Ja też ci dziękuję... Za to, że po prostu tu jesteś... - przytulił mnie również i położył brodę na moim ramieniu.
Wzięłam głęboki wdech, zaciskając dłonie na torsie chłopaka. Zamknęłam oczy, odprężając się i spokojnie wtulając się w chłopaka. Było mi miło, a taki spędzony wieczór na dachu nie mógł mieć dla mnie lepszego zakończenia. Spokojnie oddychałam, wsłuchując się w bicie serca białowłosego. Po chwili jednak odsunęłam się lekko, uśmiechając się do niego.
- Wróćmy proszę do domu. Jest już trochę zimno. Może... Wypijemy kawę? - zapytałam, wstając z ziemi i otrzepałam swoje spodnie.
- Jasne, czemu nie?
- A potem... Hm... W sumie potem pójdę się chyba uczyć... Chcę dostać te cholerne stypendium... - pokręciłam głową, po czym wraz z Takeshim weszliśmy do mieszkania.
- Aaaa mi sie nie chce uczyć - prychnął, wchodząc do mieszkania.
- Chciałabym uzbierać nam na jakiś wspólny wyjazd, abym i ja mogła kiedyś dać ci coś z siebie. Ale to jeszcze długa droga. - zaśmiałam się i włączyłam wodę na kawę.
- Mówiłem, że masz mi nic nie oddawać - oparł się o ścianę kuchni.
- To nie będzie oddanie. Chcę tylko... Jakby to nazwać... - zastanowiłam się, opierając biodro o blat. - Dać ci coś od siebie. Gdybym była dzieckiem, byłaby to laurka, ale jestem już dorosła i dam ci w prezencie wspólny wyjazd. - uśmiechnęłam się.
- Ale zdajesz sobie sprawę że to będzie cholernie drogie i ciężkie do zapracowania?
- Wiem. I to jest już mój drugi cel. Zarobię na ten wyjazd. - uniosłam palec do góry. - I zrobię to jak tylko mogę. Dlatego będę się uczyła na stypendium, a wolne chwile spędzę w kawiarni jako kelnerka. 
- Nie przepracowuj się tak, nie musisz.
- Ale ja chcę. Nie odczuwam tego jako przymus. W pewnym sensie chcę to dla ciebie zrobić i dla siebie. - rzekłam. - Może tak zapomnę o ciągłym głodzie... - powiedziałam to już o wiele ciszej.
- Chcesz się zagłodzić? Nie pozwolę na to. To zbyt niebezpieczne.
- Nie będę się głodzić. Będę piła... Kawę. - powiedziałam, po czym spuściłam głowę, zalewając dla nas obu czarny napój.
- Dobrze wiesz, że to nie wystarczy. Misaki posłuchaj. Jakbyś nie próbowała i jakbyś się nie starała... Nigdy nie będziesz człowiekiem...
- Wiem, że nie będę... Ale przynajmniej w małym stopniu... Tak bardzo nie chcę jeść ludzi... To zawsze się źle kończy. Nazywają mnie Kubą Rozpruwaczem rozumiesz? Ja tak bardzo nie chcę...
- A mnie Czarnym Żniwiarzem, Krwistym Władcą, Potworem, Krwiożercą, Szarlatanem, Diabłem, Jednookim, Stonogą.. Dużo jest tego. I co z tego? Jestem tym kim jestem...
- Ja wiem... Ale to nie tak, że ja nie chcę być sobą... Chcę, staram się, ale... Nie mogę się przełamać do tego, aby zabijać. Nie lubię tego... - podałam mu kubek z kawą, który on złapał i od razu upił łyka.
- Tak jak oni zabili mnie, tak ja zabijam ich. Oni chcą mnie zabić, to ja zabijam ich. Proste... Są czasami jak... Wataha... Ślepo podąża za swym przywódcą i chce objąć jego miejsce...
Przeszłam z chłopakiem do salonu. Takeshi usiadł, kładąc nogi na sofie, a ja bez wahania usiadłam między nimi, kładąc plecy na jego torsie. Otuliłam ciepłą kawę dłońmi.
- Ja wiem co masz na myśli... Jednak nie wiem dlaczego, ale ja bardzo chcę spróbować żyć jak inni. Wiesz, że mogłabym jeść co inni, pić co inni i nie musiałabym się martwić tym, że nikt mnie nie zaakceptuje od razu... - powiedziałam i podmuchałam na kawę, aby ją nieco schłodzić.
- To nie jest najlepsze rozwiązanie.. Czemu po prostu nie zaakceptujesz tego kim jesteś dopóki nie będzie za późno?
- Za późno? Na co? - zapytałam, kładąc głowę na jego ramieniu i patrząc na taflę kawy.
- Ja... Zorientowałem się za późno... Nie polecam. Chcę, byś w końcu zrozumiała, że życie ghoula nie jest takie złe..
- Takeshi... Ja od dziecka byłam wychowywana tak, aby nikt nigdy nie poznał, że jestem tym, kim jestem, że mam się ukrywać... Nie chciałam, a jednak, musiałam to robić... Ale wiesz co...? Jesteś pierwszą osobą, która to zobaczyła, bo jej to okazałam. - uniosłam wzrok, patrząc na jego twarz, leżąc na jego ramieniu.
- Na prawdę? - uśmiechnął się delikatnie, patrząc w kubek.
- Tak. Przecież wiesz, że nie umiem przy tobie kłamać, głupku... - zaśmiałam się, po czym napiłam się kawy.
- Oooo miło mi to słyszeć... Wykorzystam to... Kiedyś...
- Głupek... - powtórzyłam, wtulając się w jego ramię i zamykając oczy.
Wieczór spędziliśmy miło, a noc poświęciłam na naukę. Nie chciałam przecież dostać złej oceny, skoro zależy mi na stypendium. Padłam niestety nad ranem, ale zaledwie dwie godziny snu nie były dla mnie przeszkodą. Z uśmiechem przecież wstałam, przebrałam się i ruszyłam do szkoły.
Po zajęciach było już ciemno. Zostałam, aby pomóc posprzątać nauczycielom. Wzięłam głęboki wdech, po czym spacerkiem ruszyłam przez miasto do mieszkania. Rozglądałam się, mając na głowie kaptur. Kiedy przechodziłam obok wystawy ubrań, zatrzymałam się na moment, oglądając ją, ale przeszkodziła mi w tym mała kropelka deszczu, która skapnęła na mój nos. Westchnęłam, spojrzałam ostatni raz na wystawę i biegiem ruszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Wskoczyłam na dach, a tam ni stąd ni zowąd, pojawił się Takeshi, na którego wpadłam. Zamrugałam kilka razy, zakładając nieco wilgotne kosmyki włosów za ucho. Byłam wpatrzona bardzo długi czas w jego oczy jak w obrazek. Za nami było piękne, rozjaśnione różnymi kolorami miasto, a szum deszczu jedynie pozwolił mi bardziej skupić się na twarzy chłopaka.
- Ja... Przepraszam. Zagapiłam się. - powiedziałam, nadal nie odrywając spojrzenia od jego oczu.
<następne opowiadanie>

<Takuś?>
Ilość słów: 1136

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz