poniedziałek, 4 czerwca 2018

Od Zirhael do Amarina

Amarin. Mój kochany Amarin. Dlaczego... Dlaczego mamy taki kolor oczu? Widzę w ostrzu, jak moje oczy lśnią czernią. Taką bardzo głęboką czernią, która mroziła mi krew w żyłach. Spojrzałam na chłopaka, po czym z pomocą macek wymknęłam się zza pumy, która nie chciała mnie puścić. Uratuję Amarina. Uratuję go, bo.. Bo ja naprawdę go potrzebuję. Naprawdę za nim mocno tęsknię. Stanęłam przed nim, łapiąc jego dłoń. Moje oczy nadal lśniły. Przechyliłam lekko głowę, uśmiechając się bardzo delikatnie.
-Nie każ mi się do ciebie nie zbliżać, Amarin... Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, bo jesteś moim chłopcem.... Od małej dziewczynki nie odstąpiłam ciebie na krok, teraz się to też będzie działo... Straciłam ciebie na zbyt długi czas... Już nie chcę ciebie tracić po raz kolejny...-szepnęłam.
-Zostaw... Jestem niebezpieczny. A może... Nie jestem? Nie wiem sam... Nie wiem kim jestem... Nie zbliżaj się. Nie chcę ciebie zranić.-powiedział.
Podsunęłam się bliżej niego i przytuliłam go mocno. Spojrzałam mu po chwili w oczy. Jego gałki lśniły bielą, a moje czernią. Nie pozwolę, aby ktoś mi go zabrał...
-Amarin... Nawet gdybyś mógł mnie zabić... Nigdy, ale to nigdy od ciebie nie odejdę. Będę zawsze blisko. Będę tak blisko, abyś wiedział, że ja ciągle będę przy tobie. Nawet... Nawet jak zginę, będę tutaj...-dotknęłam jego torsu palcem- W twoim sercu. Tam zawsze znajdę miejsce i będę ci przypominać, że ja zawsze byłam, jestem i będę... Amarin...
Jego ręce były w jego włosach, które mocno zaciskał. Zaczął się cofać, kiwając przecząco głową.
-Nie... Zostaw... Nie powinienem... Nie mogę... Nie wiem, co się stanie.
Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym nałożyłam opaskę na oczy. Kiedy Amarin się odsuwał, ja szłam do niego. Za mną układała się ścieżka ze świetlików. Krok za krokiem zbliżałam się do chłopaka. Kiedy plecy ciemnowłosego dotknęły kory, byłam prawie przy nim. Bał się, czułam to. Jak mogłam nie czuć. Zawsze jak jestem przy nim, widzę, co się dzieje. Kiedy się boi, kiedy jest szczęśliwy, kiedy jest przygnębiony. W tym momencie, Amarin się... Bał... Był zagubiony. Nie, nie bój się. Twoja Zirhael ciebie nadal będzie wspierała. Zawsze...
-Amarin... Nie zostawię cię. Powinieneś. Możesz. Ja też nie wiem, co się stanie, ale wiesz co? Póki jestem z tobą, nie obchodzi mnie to. Mi zależy na tym, aby stać u twego boku. Aby ci pokazać, że ja wcale nie jestem taka, jak inni. Że mi... Mi możesz zaufać...-szepnęłam.
-Zirhael... Nie wiem, co się stanie. Nie wiem czym na prawdę jestem... Podczas pełni staję się zupełnie kimś innym. To już nie jest twój dawny Amarin! -rzekł.
Amarin zaczął mocniej szarpać się za włosy. Nie, nie, nie. Amarin, ja tu jestem. Nie odejdę. Nigdy już ciebie nie opuszczę! Nigdy, przenigdy! Nigdy nie będziesz już przeze mnie cierpiał! Nie pozwolę na to! Już... Amarinku... Mój mały Amarinku... Podbiegłam do niego, mocno go obejmując w talii. Swoją twarz wtuliłam w jego tors. Nie drżałam. Nie robiłam nic. Jedyne co robiłam, to płakałam. Płakałam, aby Amarin był szczęśliwy. Aby wiedział, że bez znaczenia kim będzie, ja zawsze będę go kochać. Przecież tyle razem przeżyliśmy i możemy przeżyć jeszcze więcej. Będziemy razem. Ja do tego doprowadzę. Będziesz szczęśliwy. Będziesz szczęśliwy ze mną u swego boku. Już, spokojnie... Amarinku... Jestem przy tobie... Będziemy razem... Na zawsze...
-Amarin... Mój mały Amarinku... Nie płacz... Nasze egzys­to­wanie jest jak życie jaskółki wznoszącej się do nieba i opa­dającej, która szu­ka swe­go miej­sca w otaczającej ją rzeczy­wis­tości. Cza­sem myślę o chwi­li lądo­wania, która jest krótka, ale jakże urocza... Dlaczego więc... Dlaczego nie będziemy tak żyć? Szczęśliwi i radośni, że wreszcie jesteśmy razem... Że już nic nas nie rozdzieli, bo nie jesteśmy dziećmi... Amarinku... Mój mały Amarinku...-szeptałam mu do ucha, ze łzami w oczach.
-Bo nie mogę normalnie żyć! Nie potrafię, rozumiesz?! Nie wiem! Po prostu nie wiem! Cały czas się gubię na tej mrocznej ścieżce. Cały czas ktoś spycha mnie z tej drogi... Ja już nie wiem, co jest dobre Zirhael.. Może powinienem zabić? Może nie? Kto to może wiedzieć.. Jestem po prostu zwierzęciem, które nie potrafi opanować swego instynktu... - krzyknął, a ja poczułam na mojej szyi coś ostrego.
To chyba były... Kły... W moich oczach stanęły łzy. Zacisnęłam dłonie na jego torsie, patrząc przed siebie. Opaska została zerwana przez chłopaka. Łzy zamiast wsiąkać w materiał, zaczęły płynąć po moich policzkach... Ale... Nie bolało mnie to. Mój biedny Amarin... On... Chce się zabić? Nie.. Nie... Nie... Nie! Odsunął ode mnie twarz, kładąc dłoń na moim policzku. Położyłam dłoń na jego nadgarstku, patrząc na niego.
-Amarin... Nie mów tak... Nie mów, że chcesz się zabić... Nigdy tego nie mów... Jak ty znikniesz... Ja też zniknę. Bez wahania wbiję sobie nóż w serce. Żyłam ze świadomością, że ciebie ujrzę... To mnie trzymało przy życiu... Teraz chcę, abyś był szczęśliwy i to mój cel... Każdy człowiek jest zwierzęciem. Każdy z nas poluje na słabszych. Każdy z nas się czegoś boi... Amarin... Ja też się boję... Boję, że znowu ciebie stracę. Boję się ciszy, bo ona mi przypomina naszą rozłąkę. Nie mogę bezczynnie siedzieć... Amarin... Proszę... Nie zostawiaj mnie... Nie mów o sobie jak o niemyślącym zwierzęciu, bo ty taki nie jesteś. Myślisz, czujesz, widzisz, że ja nie odpuszczę... Dotrę do swojego celu.. Razem z tobą...-szepnęłam.
Amarin zaczął się dziwnie zachowywać. Jego wzrok wędrował po całej polanie, na której się znajdowaliśmy. Nagle spoczął na mnie. Chłopak wpatrywał się we mnie w ciszy. Nagle ukazał swoje zakrwawione, ostre kły. Jego dłonie zaczęły wędrować do mojej szyi i rany, jaką po sobie pozostawił. Amarin... Co ty robisz... Dlaczego to robisz...? Czy ty teraz straciłeś kontrolę? Nie... Nawet jeśli to się stało... Nie odejdę... Nie odsunę się. Dotknęłam jego dłoni, jaka zatrzymała się na mojej szyi. Spojrzałam na niego. Tak... Stracił kontrolę. Amarin. Bez znaczenia co się stanie, ja ciągle jestem przy tobie. Zawsze będę. Będziesz bezpieczny. Będziesz szczęśliwy, ze mną. Nagle poczułam, jak coś zostało wbite w mój brzuch. Opadłam na kolana, zamykając oczy. Przechyliłam głowę w bok, po czym uśmiechnęłam się delikatnie.
-Amarin... Nie bolało mnie to. Mówiłam, że bez znaczenia co się stanie, będę z tobą. Nawet, jak stracisz kontrolę... Nawet jak będziesz chciał mnie zabić... Nawet, jeżeli będę musiała oddać swoje życie... Ty i ja będziemy razem. Jak nie fizycznie to psychicznie...  Zawsze będę... Zawsze... Amarin...-szepnęłam.
<Amariś?>
Ilość słów: 1023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz