wtorek, 12 czerwca 2018

Od Katsukiego do Rina

Ło... Co ja robię. Dlaczego ja to robię. Po co ja to robię. Jestem gejem? Ale jaja... Nie no, wydaje mi się, że jakoś do niczego mnie nigdy nie ciągnęło, ale jednak teraz coś tak jebło nagle. Dziwne, ale fajne. Mocniej go objąłem w pasie, nadal nie zaprzestając tego czegoś, co nazywają pocałunkiem. Cóż, wiedziałem, że to zajebiste i tak dalej... Ale, że z tą samą płcią? Jest ze mną coś nie tak? W głębi siebie nie uważam tego za coś złego, ale wiem i już widzę reakcję mojego ojca na słowa "chyba jestem gejem". Wydziedziczyłby mnie, wywalił na zbity pysk i ujebał w klasie na najbliższe dziesięć tysięcy lat. Cóż, zakazany owoc kusi. Oj, kusi... Powaliłem Rina na łóżko, ale nie miałem żadnych... Zboczonych zamiarów. Nie wygodnie było mi stać. Zawisłem nad nim, nadal nie odrywając od niego warg. Dopiero po chwili zaczerpnąłem zachłannie powietrza, patrząc mu w oczy. Bałwan...
- No, no... Komuś się spodobało?
-Nie wiem.-mruknąłem, po czym usiadłem wygodnie na jego nogach.
Uniosłem lekko jedną brew do góry i złapałem kraniec koszulki u góry, aby nabrać więcej powietrza. Uśmiechnąłem się zadziornie, oblizując wargi.
-Chyba mi się spodobało. Kto wie...-mruknąłem, znowu wisząc nad nim.
- Rozpuściłem lód w sercu? No proszę... - zaśmiał się lekko, a jego ogon machał się, obijając o łóżko.
-To dopiero jedna z kilku warstw, bałwanie...-powiedziałem, ale nie mogąc się oprzeć, musnąłem lekko jego usta swoimi wargami.
- Coraz bardziej mnie zadziwiasz.. Przecież chciałeś niedawno, bym się zamknął, a teraz? No, no...
-Teraz będę ciebie zamykał w inny sposób.-powiedziałem, ucałowałem go ostatni raz w pierwsze lepsze miejsce na twarzy i wstałem z niego.
Pokierowałem się do swojego łóżka, na którym zaległem. Ijime usiadł na moim brzuchu, który zaczął ugniatać. O tak. Koci masaż zawsze na propsie... Rin uśmiechnął się kątem ust i lekko zaśmiał, leżał na łóżku, patrząc w sufit, a jego ogon leżał swobodnie na jego brzuchu. W sumie, ciekawie się to zapowiada. To się chyba nazywa, początkowe związki chemiczne. Nie kwas, ale... Iskrzenie? Coś takiego. No cóż, bywa i tak. Nie kumam tego i na pewno szybko tego nie skumam, ale jakieś początki są. Pokręciłem głową, głaszcząc głowę kota, który nadal dumnie mnie ugniatał. Było mi miło, bo takie rzeczy zawsze mnie uspokajały. Kocie pazurki, lekko wbijające się w moje ciało, ale nie pozostawiające żadnych ran. Takie delikatne dotykanie skóry jak szpilką. Tak, można to do tego porównać. Uśmiechnąłem się do puchatego kociaka, który lekko zaspany, ale radosny, padł na moim torsie i usnął. Niech śpi. Urocze stworzonka na to zasługują.
---
Kolejnego dnia, siedziałem od rana w szkole. Z torbą na ramieniu, stanąłem sobie na korytarzu, przeglądając coś na telefonie. Co dziwne, był to profil bałwana na portalu społecznościowym. Dodatkowo miałem w uszach słuchawki, aby spokojnie odprężyć się muzyką. Co mnie przykusiło, aby go całować... Dlaczego ja coś takiego czuję. To dziwne. Mruknąłem cicho i wysłałem mu zaproszenie do znajomych. Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem powiadomienie, którego treść mówiła o potwierdzeniu. No to fajnie. Co teraz? Dlaczego ja go w ogóle zaprosiłem!?
Od Rin: A tobie co?Od Katsuki: Co, co?Od Rina: Ty zapraszasz mnie do znajomych? Niebywałe... Dobra, whatever, chciałeś coś?Od Katsuki: Cichaj, bałwanie. Zaprosiłem, bo mi się omcknął palec. Chciałem powiedzieć, żebyś nakarmił Ijime, bo przyjdę późno do pokoju.Od Rina: Jaasne, jaaasne. Takim przypaduniem ci się omcknął akurat na mnie. Dobra, spoko, dam mu żreć (ง'̀-'́)งOd Katsuki: A tylko zapomnij, to własnymi rękami ciebie zajebię...Od Rina: Tak, tak, przyjąłem sierżancie...
Dobra. Jakoś wybrnąłem. Jak Ijime dostanie raz więcej żarcia, nic mu nie będzie. Westchnąłem, po czym spojrzałem przed siebie. Oho, zaczyna się bajlando. Wielki dramaturg pan Bangoku przybył na scenę. Czas rozpocząć przedstawienie...
-Hej synku.-rzekł mój ojciec.
-Ta...-mruknąłem, wyciągając słuchawki z uszu.-A więc? Co chciałeś od Rina?-mruknąłem.
 -Zawiadomiłem go, że nie będzie się z tobą spoufalał. Jesteś czystokrwistym żywiołakiem. Żadne inne nadnaturalne i pomieszane dziadostwo ciebie nie dotknie.
-Nie będziesz mi wybierał znajomych. Jak chcesz pobawić się w dobrego ojca, szukaj sobie pocieszenia u Shiro. Nie dam ci sobą manipulować. A tym bardziej, zostaw tego czarnowłosego bałwana.-warknąłem.
Uderzyłem go barkiem, po czym wyminąłem z poważnym wyrazem twarzy. Cholerny paranoik. Dotknie cię brudna dłoń, splami twoją czystą krew. A co on mi kurwa w żyłach grzebie, że mi tam brudzi?! A huj wie co siedzi mojemu ojcu we łbie. W sumie mam go gdzieś. Niech mówi co chce, ja nie pozwolę, aby wielce pan dorosły wybierał mi znajomych. Żart chyba...
---
Pod wieczór wróciłem do pokoju. Rin siedział na kanapie, nieco osowiały, ale słysząc otwierane drzwi, spojrzał w ich kierunku. Potem odwrócił wzrok, patrząc w ziemię. Nie miałem zamiaru się odzywać. Przebrałem się w luźną, ciemnozieloną, wypraną już prawie z koloru koszulkę oraz ciemne dresy ze ściągaczami. Usiadłem na sofie, biorąc do ręki pilota, a potem włączając pierwszy lepszy kanał. Prócz grającego w tle telewizora, zapadła cisza. Niezręczna cisza. Chyba było to spowodowane tym, co stało się wcześniej. I ja, i on nie wyglądaliśmy teraz na tak dzielnych. Wziąłem wdech, odwracając wzrok od telewizora i zarzuciłem dłoń na oparcie sofy. Ja jebię, jaka stypa. Nie chcę się odzywać, bo i tak wjebałem się z tym zaproszeniem do znajomych. Jedyne, co sobie chyba dzisiaj obaj uświadomiliśmy, że to, co się między nami stało, nie było kwestią przypadku. Było w tym drugie dno. Nie szukałem go. Zapewne zakopane jest i nim bym je odnalazł, minęłyby miesiące, jak nie lata. Pokręciłem głową, patrząc w sufit... Ah, ta konwersacja na poziomie...
<Rin-chan?>
Ilość słów: 904

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz