środa, 20 czerwca 2018

Od Dazai'a do Fumiko

Odprowadziłem dziewczynę przelotnym wzrokiem do drzwi, przy tym uśmiechając się delikatnie. Odrywając tym samym na moment nieznacznie wzrok od książki, zwróciłem swe ślepa ku jej osobie.
- Z pewnością wpadnę. - skinąłem początkowo lekko głową. - Wiesz... Przykro mi to mówić, lecz Chuuya to już dla ciebie Senpai-Kun. Urósł zarówno fizycznie, jak i rangą - odparłem na pożegnanie, podnosząc się przy tym z dotychczas zajmowanego łóżka. - Jak wróci, z pewnością go od ciebie pozdrowię. -
- Do zobaczenia - zasalutowała mi z delikatnym uśmiechem, by po chwili przejść przez próg i zamknąć za sobą drzwi. Wpatrywałem się jeszcze chwilę w prostokątny przedmiot z klamką, przed oczyma mając głównie całkiem zabawne sceny sprzed kilku lat. Jej obecność niczym z automatu pozwoliła mi przypomnieć sobie kilka, bardzo ciekawych sytuacji z okolic wieku szczenięcego. Choć nasuwały mi się również całkiem niemiłe akty z tamtego okresu, stając się na te kilka sekund czystym przykładem optymisty, zacząłem kolejno je zbywać. Pozostawiając po jakimś czasie kwestię dzieciństwa na drugim planie, przeniosłem ukradkiem spojrzenie na obecnego od kilku sekund w pokoju chłopaka. Jego standardowy, pełen niezrozumienia wzrok, w tym momencie aż zrobił się dla mnie zabawny. Z mojego gardła, mimowolnie wydobył się odrobinę stłumiony śmiech.
- Spójrz, jeszcze nie skończyłem czytać pierwszej, a już otrzymałem drugą. - wyszczerzyłem się niczym jakiś psychol przy wypowiadaniu tych słów, co tego z kolei jeszcze bardziej wmurowało. Westchnąłem głośno, przymykając na moment oczy. - Może być to dla ciebie odrobinę niezrozumiałe, lecz przez stanie tutaj w miejscu, przeszłość zamiast odejść, jedynie mnie wyprzedziła - powiedziałem w kroku, mijając tym samym jasnowłosego i stając jakiś metr za nim. - Nie będzie mnie najpewniej w ten weekend, możesz w spokoju posiedzieć sobie w wannie - dodałem, stopniowo stabilizując swą chwilową poprawę humoru.
Nie czekając nawet na reakcję ze strony współlokatora, dorwałem ze swojej szafki dokumenty, telefon oraz papierosy. Upewniając się dodatkowo co do obecności pistoletu w tym wszystkim, praktycznie bezszelestnie opuściłem pomieszczenie. Tam z kolei, dopiero po wykonaniu kilkunastu kroków w stronę tylnego wyjścia, zdecydowałem się dorwać do siebie starą komórkę z klapką. Nawet bez dokładniejszego patrzenia, udało mi się wybrać dobrze kojarzony numer telefonu. Osoba po drugiej stronie, odebrała po trzech sygnałach.
- Halo, Chuuya? Słuchaj, mam dla ciebie bardzo ciekawy romans... -
***
Śledziłem uważnie kątem oka towarzyszącą mi dziewczynę, w której towarzystwie dane mi było iść od kilku dobrych minut. Choć nie doszło pomiędzy nami do najkrótszej wymiany zdań, szczerze nie czułem w panującej wokół ciszy niczego niezręcznego. Była ona akceptowana z obu stron, niczym swego rodzaju oczywistość. Jak też podejrzewam i dla niej wzajemne zrozumienie przychodziło w ciszy. Nie czułem w tym momencie szczególnej chęci do pogawędek na temat minionych lat, zdecydowanie łatwiej podchodziło mi trwanie w otoczonym mrokiem milczeniu. Mówiąc zwięźle - zmierzaliśmy ku budynkowi, do którego zapraszał nas drogi, rudy, słyszalnie nawalony znajomy.
W ciągu kwadransa udało nam się dojść na wskazane telefonicznie miejsce. Okazał się nim być przydrożny, widocznie opustoszały bar, który swym wyrastającym od ściany neonem jedynie odstraszał, zamiast przyciągać klientów. Była jedenasta wieczór, lampy gazowe unosiły się po drugiej stronie ulicy niczym duchy. Pobliskie restauracje prezentowały się o wiele lepiej, niż miejsce do którego właśnie zmierzaliśmy. Skinięciem głowy wraz z dziewczyną poinformowaliśmy własne osoby o konieczności przemknięcia szybszym krokiem przez ulicę, by oddalić się zarówno od pola widzenia ludzi, jak i z daleka dostrzeżonej milicji. Gdy jako pierwszy zszedłem po schodach, a moje płuca wypełnił przenikający ten lokal dym, dojrzałem siedzącego przy ladzie rudowłosego. Nim wykonałem kolejne kroki w kierunku wysokich krzesełek, niebieskooki poderwał się gwałtownie z zajmowanego mebla i z lampką niedopitego wina w dłoni, chwiejnym marszem starał zbliżyć się do mojej osoby. Odpowiedziałem mu na to szybką reakcją, jaką było przejęcie ów naczynia oraz błyskawiczne dopicie kilkudziesięciu mililitrów trunku. Z typowym dla siebie uśmiechem, zlustrowałem partnera wzrokiem.
- Nie wyspałeś się widzę po ostatnim? - podpytałem spokojnym tonem, w trakcie wymijania podburzonego, przy tym odkładając szkło na jego płaski kapelusz.
- Daaazai ty stary, zawszony dziadu! - wydarł się na mnie wyskakując jednocześnie ze swymi łapskami, co poskutkowało utratą równowagi ze strony szklanki. Wywróciwszy oczami, szybko zgarnąłem naczynie zanim zetknęło się z podłogą. Odłożyłem ów tym samym na blat, wzdychając ciężko.
- Ogarnij się Chuuya, bo za agresywne zachowanie naślą na ciebie policję - pouczyłem zdecydowanie niższego chłopaka, zachowując pozornie bardzo poważną minę. Odstąpiłem odrobinę na bok, by naćpane ślepia rudowłosego mogły dostrzec czającą się dotychczas w cieniu dziewczynę. - Poza tym, jakie ty masz poszanowanie do płci pięknej, że nawet przywitać się po latach nie potrafisz? - zganiłem kolejno, chcąc jeszcze bardziej podburzyć kolegę po fachu. Jasnooki przechylił pytająco głowę, przy tym mrużąc delikatnie oczy. Jak też wyszło - to Fumiko w pierwszej kolejności obdarzyła chłopaka swym z piekła rodem uśmiechem.
- Chuuya, podobno w końcu doszedłeś do stanowiska egzekutora! - wypaliła pierwsza. - Jeśli mam być szczera, nigdy nie wierzyłam w małych ludzi, lecz dzięki tobie w końcu odzyskuję wiarę w karły! - dodała, klepiąc go jakby pocieszająco po ramieniu, przed tym co za moment dodała: - Lecz nie da się ukryć, że prawdziwy facet zaczyna się od metra siedemdziesiąt... - podsumowała całkiem cicho, nie szczędząc sobie nawet cichego śmiechu. Rudego jakby z automatu wmurowało w ziemię, co z perspektywy obserwatora spokojnie spoczywającego na krzesełku obok, zdawało się być niezłym kabaretem...
- Przecież ty... - przetarł z nie do wierzeniem oczy wierzchem dłoni. - A z resztą! W dupie mam czy gadam do powietrza, czy tego wiecznie o pół centymetra niższego kurdupla, ale zamknij się, bo zdechlaki głosu nie mają! - odwarknął bez zastanowienia, patrząc na jasnowłosą spode łba. Pozornie zwyczajny, choć przesiąknięty nienawiścią śmiech wydobył się z gardła Fumi, najpewniej w odpowiedzi na tekst mężczyzny. Nim jednak dyskusja powróciła w nieodpowiednim kierunku, wtrąciłem się między kłótnię cichym odkaszlnięciem. Prześwidrowałem dyskutujących wzrokiem.
- Dzieciaczki, zanim jednak posiekacie siebie nawzajem wyzwiskami, może wypijemy za pierwsze i ostatnie spotkanie po latach? - uśmiechnąłem się niewinnie do dwójki, jednocześnie obracając się w te i wewte na krzesełku. Może któremukolwiek uda się wynieść coś z tego czysto proroczego zdania... W przewidywaniu przeszłości akurat, zdaję się być niemalże nieomylny. Chuuya wlepił we mnie swe niezadowolone spojrzenie.
- Kogo tu śmiesz zwać dzieckiem?! -
- Psychicznie i fizycznie nie przewyższasz gówniarzy z podstawówki. Zacząłbyś się zachowywać jak przyzwoity starzec u skraju życia, zrzędząc na temat swego marnego zdrowia. - wzruszyłem ramionami, rzucając jedynie krótkie spojrzenie znajomemu barmanowi. Po otrzymaniu potwierdzającego skinięcia głową, "wróciłem" wzrokiem do dwójki. - To jak? Napijemy się? -
***
Ach... Któż by pomyślał, że w tamtym momencie podobne słowa przyszły mi z taką łatwością. Zawsze miałem słabą głowę do alkoholu, a jako wydany przez partnera solenizant, zmuszony byłem wypić więcej niż zwykle - tłumacząc, ponad nic. Wieczory zazwyczaj spędzam na bezsensownym wpatrywaniu się w kulkę lodu oraz bursztynową ciecz, potocznie nazywaną whisky. Tymczasem, w żołądku miałem już jakieś dwie szklanki standardowej Jack Daniel's, co samo przyprawiało mnie o mdłości. Mimo, że w głowie mi niemiłosiernie szumiało, jakimś cudem pozostawałem przy w miarę zdrowych zmysłach, obserwując nawalonych w cztery dupy towarzyszy. Nadzwyczaj odważny w tym właśnie momencie Chuuya, starał się na swój sposób dobierać do każdej napotkanej osoby. Zgadza się - to samo działo się jakieś piętnaście minut temu z nami. Otóż, zostaliśmy bardzo kulturalnie wyproszeni z baru, po tym, jak jakiś fagas złapał nas na "upijaniu nieletniej". Nawet nie chcąc wiedzieć skąd dostał on podobne informacje, zdecydowałem się błyskawicznie zwinąć swych pijanych kompanów, bez niepotrzebnego wylewu krwi tego wieczoru.,,
Moje dotychczasowe, beznamiętne wpatrywanie się w jeden, oddalony o jakieś sto metrów punkt przerwała znajoma osoba uwieszona na mym ramieniu. Spojrzałem kątem oka na wyjątkowo niezakryty kapeluszem czubek głowy. Przedmiot ów bowiem utrzymywałem w swych dłoniach od kilku dobrych minut, z zamiarem przejęcia go w miarę możliwości dla siebie. Obiekt ten bowiem po wytrzeźwieniu partnera, miałem zamiar spalić właśnie na jego oczach... Przypadkiem, w trakcie zapalania dla nas obu ulubionych, złotych Rockets'ów. Właśnie! Papieroski. Może po nich będzie mi lepiej?
- Ktoś chce? - spojrzałem to na dziewczynę, to na chłopaka, wyciągając przy tym w ich stronę śliczne pudełeczko. Jasnowłosa odpowiedziała przecząco, w trakcie gdy chyba przysypiającemu rudowłosemu, wcisnąłem ów używek do ust. - Ogarnij się sflaczały, bo zaraz cię z mostu zrzucę... - mruknąłem pod nosem, dobierając do siebie zapalniczkę.
- Zamknij się kretynie, to ty wykorzystywałeś mnie do swego dobra przez cały weekend... - powiedział bardzo dwuznacznie, jak na moje przewrażliwione alkoholem myśli. Odepchnąłem gwałtownie niebieskookiego stanowczym ruchem ramienia, widocznie niezadowolony z podobnej opinii.
- Idź się leczyć lepiej, bo po alkoholu widzę ciebie jedynie w klubie dla dorosłych. Wpasowałbyś się jako striptizerka, czy też męska dziwka - odparłem, zaciągając się głęboko w uzależniającym tytoniu. Spoglądając co chwilę również na odważnie kroczącą w miarę właściwym krokiem dziewczynę, co chwilę dane mi było dojrzeć na jej ustach szeroki uśmiech. Przynajmniej ta się świetnie bawi, w trakcie gdy ja zaraz padnę przez rozrywający od środka ból... Cholera, nie takiej śmierci wyczekiwałem. Skoro mam zdychać w mękach, wolę jeszcze trochę pozostać na tej ziemi i znaleźć sobie jakiś mniej niewygodny sposób. Hmf... Choć mimo wszystko - nie da się ukryć, że to nie moja kolei powiedzieć "cześć" żniwiarzowi dusz...
<następne opowiadanie>
< Fumi? >
Ilość słów: 1506

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz