środa, 2 maja 2018

Od Aserysa do Olivii

Gdy zobaczyłem konia Olivii, od razu przeszła mi jakakolwiek chęć do jazdy. Nie zrozumcie mnie źle - nie byłem specjalnie tchórzliwym człowiekiem, ale ze zwierzętami tej rasy nie było żartów. Cechowała je agresja, brutalność i ogromna siła; słyszałem wiele o ich ognistym temperamencie i nie byłem pewien, czy chciałem ryzykować kalectwo lub utratę życia w imię przejażdżki na koniu dziewczyny, która mi się podobała. W końcu wszystko ma swoje granice, prawda? Coś takiego byłoby szaleństwem. Zgoda, Olivia próbowała mnie przekonać, że Ash jest niegroźny, milutki, puchaty i takie tam, lecz ja nie dawałem się tak łatwo przekonać. W końcu sama powiedziała, że w każdej chwili może mu się odwidzieć moje towarzystwo, a ja, no cóż, raczej nie chciałem się dowiedzieć, co może się stać, gdy wspomniany wcześniej koń nagle stwierdzi, że nadszedł czas zakończyć naszą znajomość.
Skrzyżowałem ręce na piersi i jeszcze raz przebiegłem wzrokiem po zwierzęciu rozmiarów małego busa.
- Wiesz, Liv, raczej nie mam ochoty na nim jeździć - zadeklarowałem, patrząc prosto w oczy dziewczyny. - Nie sądzę, aby wniknęło z tego coś dobrego.
Olivia pogładziła karego ogiera po chrapach i uśmiechnęła się pod nosem.
- Aż tak cię wystraszył?
Wybałuszyłem oczy i otworzyłem usta, nie mając najmniejszego pojęcia jak zareagować na kpiący wyraz twarzy dziewczyny. Zazwyczaj to ja naśmiewałem się z innych, dlatego też nie miałem doświadczenia w sytuacjach, gdy to ktoś drwił ze mnie.
- Wystraszył? - powtórzyłem z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Uniosłem jedną brew i parsknąłem gromkim, dźwięcznym śmiechem. - No błagam... Mógłbym dosiąść go nawet teraz, tyle że raczej nie widzi mi się aktualnie odwiedzać szpital, także wybacz.
- Akurat - prychnęła, bez uprzedzenia podprowadziwszy konia niebezpiecznie blisko mnie, na co mimowolnie cofnąłem się o krok. Czarnowłosa przechyliła głowę i spojrzała na mnie wymownie. Westchnąłem.
- No dobrze - uniosłem dłonie w geście kapitulacji - Może i nie zrobiłbym tego dosłownie t e r a z, ale jestem pewien, że mógłbym dokonać tego jutro. - Dumnie uniosłem podbródek i spojrzałem na konia, usiłując nadać swojemu spojrzeniu wojowniczego akcentu.
Olivia stłumiła śmiech, pobłażliwie skinęła głową i zawróciła konia do stajni.
- A więc jesteśmy umówieni. Przyjdę po ciebie jutro po lekcjach. - puściła mi oko, pomachała palcami dłoni, w której trzymała wodze i ruszyła do stajni. Prowadząc konia obok siebie, bezceremonialnie zostawiła mnie samego, nie obejrzawszy się ani razu.
~***~
Czarnowłosa, zgodnie z obietnicą, pojawiła się pod moimi drzwiami następnego dnia. Tym razem ubrana była w białą koszulkę polo, idealnie dopasowane bryczesy oraz godne pozazdroszczenia, lśniące czystością oficerki. Włosy spięte miała w wysoki koński ogon, a w ręce trzymała toczek z małą kokardką z tyłu. Uśmiechając się pod nosem, rzuciła na powitanie:
- Gotowy?
Oparłem się w drzwiach i położyłem jedną rękę na karku.
- Ech, niezupełnie - przyznałem, głośno wypuszczając powietrze. - Nie za bardzo wiem, jak powinienem się ubrać. Co prawda szukałem w szafie, lecz nic nie wydaje mi się odpowiednie. Może zechciałabyś mi pomóc?
Może rzeczywiście nie wiedziałem co założyć, a może tylko grałem na zwłokę, ponieważ myśl o bliskiej konfrontacji z koniem Olivii nadal budziła we mnie niepokój. Tak czy inaczej, zaprosiłem dziewczynę ruchem ręki do środka, nieustannie czując wwiercające się we mnie intensywne spojrzenie jej onyksowych oczu.
<Olivia?>
Ilość słów: 528

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz