niedziela, 20 maja 2018

Od Dazai'a do Aoi

Jedynie na moment zwróciłem wzrok na chłopaka, który zdołał zadać mi jedynie krótkie pytanie. Nie da się ukryć, że moje spojrzenie wciąż dokładnie rejestrowało uśmiechniętą twarzyczkę kawałku plastiku. Tym razem nie potrafiłem ukryć swojego zmieszania, wywołanego przez nagłe spadnięcie tego dziecka, niczym grom z jasnego nieba. Przekląłem pod nosem, opierając się sztywno o krzesło.
- Proponuję Jisatsu - powiedziałem ze stoickim spokojem, wciąż, obserwując drobną twarz dziewczynki. - W przeciwnym razie, nie nazwę jej swoim dzieckiem. - zwróciłem tym razem głowę w stronę chłopaka. Nie da się ukryć, że dopiero teraz mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Ostatnimi czasy świadomie mnie unikał, co również zdążyłem zauważyć. Nie jestem pewien czy było to wynikiem naszej konfrontacji, czy też składały się na to inne czynniki, lecz cała postać chłopaka stała się jakby bielsza. Zarówno włosy mu wyjaśniały, jak i z twarzy nieco zbladł. Przez jego okres wypięcia się na cały świat, zdążyłem posiąść niezbędną wiedzę, jeśli mowa o przedstawicieli tej samej rasy. Po tych objawach jestem niemalże pewien, że jego przemiana ma związek z syrenim "odwodnieniem".
- Co to znaczy? - odparł, przechylając pytająco głowę. Westchnąłem cicho, a na moje usta mimowolnie wkradł się delikatny uśmiech. Odprowadzając kątem oka rozdającego przeróżne dodatki nauczyciela, nachyliłem się nieco nad jasnowłosym.
- Sa-mo-bój-stwo - przesylabizowałem, z tą samą, dumną miną.
- Lecz się, chcesz tak dziecko nazwać? - mruknął pod nosem, mrużąc nieznacznie powieki. Na jego słowa, jedynie wzruszyłem ramionami.
- Więc zajmuj się sam tym bachorem... - odwróciłem się na powrót w kierunku elektronicznej tablicy, zbywając syrena machnięciem dłonią. Nie minęła sekunda, a doszedł do mnie przepełniony nienawiścią pomruk, mający swe źródło w gardle towarzysza. Poprawiając skrócony rękaw marynarki, posłałem mu podobnego charakteru spojrzenie, przyozdobione uniesionymi kącikami ust. - Nie martw się, nazwisko będzie miała po tobie - odparłem jakże pocieszająco.
Nie czekając dłużej na odpowiedź, podniosłem się do równego pionu. Całkiem sprawnie uporałem się z wpakowaniem małej Jiss do przenośnego fotelika, który jak zdążyłem dostrzec, nadawał się również pod jazdę samochodem. Śliczną, różowiutką torbę z jedzeniem, pieluchami i innymi bzdetami narzuciłem na szyję chłopakowi, co rzecz jasna spotkało się z jego słownym protestem. Wystarczyło na szczęście tylko jedno moje spojrzenie, by Aoi posłusznie zarzucił sobie na ramię dodatkowy bagaż. Ignorując już zupełnie polecenia, czy też instrukcje recytowane przez nauczyciela, zająłem się włączeniem przenośnego symulatora zajmowania się dzieckiem. Nie chcąc by mały plastik zaczął jęczeć, przysiadając na miejsce z powrotem, zająłem się rozhuśtaniem fotelika na wcześniej uprzątniętej ławce. Moje ruchy, spotkały się jedynie z bacznym doglądaniem ze strony jasnowłosego. Ignorując nawet jego osobę, opuszkami palców, kontynuowałem wprawianie większej kupy plastiku w ruch.
- Po lekcjach idziemy na spacer - wypaliłem jakby nigdy nic, spoglądając na Aoi'ego. - Mówiąc dokładniej, nad pobliskie jeziorko - wtrąciłem jeszcze, chcąc w jakikolwiek sposób naświetlić towarzyszowi sytuację. Niestety i w tym przypadku spotkało się to z jego niezrozumiałym wyrazem twarzy. - Wyglądasz, jakbyś zaraz miał dostać palpitacji serca. Poza tym i tak chciałem sobie wypróbować tamto miejsce - odparłem, choć wnosiło to jedynie więcej tajemniczości mojej propozycji. O ile pierwsza część zdania mogła wejść do jego łba, tak z drugą nie mam do końca pewności. Zaskoczeniem był jednak dla mnie fakt, brak protestu, czy pytań z jego strony. Czyli aż do tego stopnia nie ma na nic chęci i siły?
Zaraz po wybyciu z klasy, w ciszy udaliśmy się prosto do naszego pokoju. Pogoda w trakcie przemieszczania się pomiędzy budynkami prezentowała się całkiem nieźle, co mogło stać się kolejnym pretekstem na wyjście spoza czterech kątów. Zaraz po pojawieniu się w pomieszczeniu, zabrałem się za pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Jedzonko dla Jisatsu, pieluszki, kocyk... Trochę się tego ostatecznie uzbierało. Gdy sięgałem w kierunku lodówki, niespodziewanie, w kieszeni wyczułem całkiem znajome wibracje. No tak. W końcu zbliża się weekend... Odkaszlnąłem cicho. W zaledwie trzy sekundy udało mi się wparować do łazienki, zamknąć za sobą drzwi na kluczyk oraz zająć miejsce, najbardziej oddalone od nich oddalone. Dopiero wtedy wcisnąłem zielony guziczek, na klawiaturze telefonu z klapką. Przyłożyłem urządzenie do ucha, czego też w momencie pożałowałem...
- Dazai! Ty zawszona kanalio ludzka, gdzie się szlajasz?! - wydarł się znajomy głos ze słuchawki, na co jak z automatu nieco ją odsunąłem. Wywróciłem z lekka oczami, przy tym delikatnie się uśmiechając.
- Chuuya, musisz dać sobie radę sam - odpowiedziałem, przedłużając specjalnie imię chłopaka. - Nadrobię w przyszył tygodniu, bo jak podejrzewam, nie trafił wam się żaden ciekawy klient do przesłuchania... Poza tym, dorobiłem się dziecka. - wypaliłem, po czym jakby nigdy nic zamknąłem srebrną klapkę. Wyciszając również telefon, udałem się w kierunku drzwi. Otworzyłem je z impetem, przedostając się w następnej kolejności do pokoju.
- To jak, idziemy?
~
Droga minęła nam w podobnej, nieco niezręcznej ciszy co poprzednio. Jedynie okazjonalnie wymienialiśmy się przeróżnymi uwagami, związanymi z istnymi bzdetami. Udało nam się w jej trakcie zdobyć wózek od nauczyciela, akurat zbierającego pod szkołą sprzęt. Nie ukrywam, że była to spora ulga, bo niespecjalnie widziało mi się dźwiganie tego plastiku. Również mój blady towarzysz, chyba nie zniósłby tych wszystkich rzeczy, które wpakowałem mu do różowiutkiej torby. Oparty obiema rękoma o wózek, co chwilę spoglądałem na towarzyszące mi mniejsze i większe dziecko. To drugie, chore, wyglądało jakby zaraz miało paść i nie podnieść się już nigdy. Mimo tego jakimś cudem wytrzymał podróż, dzięki czemu po mniej niż połowie godziny, znaleźliśmy się przy opustoszałym brzegu jeziorka. Krajobraz zbiornika, uzupełniał jedynie oddalony o kilkadziesiąt metrów, drewniany pomost. Ów od razu wpadł mi w oko... Z daleka dostrzegłem tą przepiękną głębinę, której ani kszty dna poniżej widać nie było. Poczekam jedynie na odpowiedni moment i w spokoju dokonam swego żywota...
- Aoi, idziesz do wody, czy może mam ci pomóc? - dodałem, spoglądając kątem oka na przegrzebującego torbę chłopaka.
<Aoooi? Może użyczyć Ci swej mocy?>
ilość słów: 938

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz