poniedziałek, 21 maja 2018

Od Kagamiego do Erena

Blondyn, tak? Wspomnienia z nim były inne... Czyli co? On ma innego? On kocha kogoś innego? Udawał to wszystko. Nie chciał tak naprawdę być ze mną. Było mu ze mną źle. Byłem złym chłopakiem. Nie byłem taki, jaki powinienem być. Jestem beznadziejny. Jestem do niczego. Pokręciłem głową, po czym odleciałem. Nie mogłem jednak się powstrzymać, aby spojrzeć na Erena. Pisał coś w swoim notatniku. Znaczy, że naprawdę ma mnie gdzieś? Nie jestem odpowiedni dla promyczka... Odleciałem jak najszybciej, aby moje serce nie zaczęło jeszcze mocniej ubolewać nad tym, co w tej chwili słyszałem i czułem. Uciec od bólu jaki był teraz we mnie. Uciec od tego... Eren. Kocham cię. Dlaczego tak bardzo ranisz moje serce... Dlaczego nie pozwalasz mi być teraz przy tobie... Dlaczego, ten blondyn...
---
Wróciłem do pokoju dopiero nad ranem. Nie spałem całą noc, ale byłem tak załamany, że zmęczenie mnie nie obchodziło. Nie widziałem wiele na oczy, bo czułem ciągły ból, ciągły smutek i żal. Dlaczego on tak bardzo mnie oszukuje... Dlaczego jest ten blondyn... Dlaczego on niszczy coś, co budowałem tak wiele i chciałem rozbudować jeszcze bardziej... Eren... Eren... Eren... Proszę, opuść blondyna i wróć do mnie. Wróć do kogoś, kto ciebie wspierał, do kogoś, kto pocieszał ciebie, jak było źle. Tak mocno ciebie kocham... Eren. Ujrzałem mojego ukochanego na środku pokoju. Coś układał na ziemi, jakby mapę. Nie obchodziło mnie to. Na balkonie leżał jego notatnik, nie obchodziło mnie to. Dlaczego na mnie nie patrzy? Bo ma w głowie blondyna. Niech będzie. Całkowicie go zignorowałem, kładąc się na swoim łóżku i zamykając oczy. Chciałem już usnąć i nigdy się nie budzić. To tak bardzo bolało w sercu. Nagle usłyszałem ten głos, który zawsze napawał moje serce radością...
-Wypadek, światło, Kagami.... To jest tu...- mamrotał coś i układał w notesie.
Jasne... Blondyn to ja. Już to widzę. Nikt nie wie, że byłem blondynem i nikt się nie dowie. Nadal leżałem odwrócony do niego plecami, chcąc się rozpłakać. Tak bardzo mnie bolały jego słowa... Tak bardzo mnie bolało, jak powiedział, że wspomnienia z nim były inne... Dlaczego... Dlaczego ja jestem taki beznadziejny. Dlaczego nie umiem dać mu tego, czego on potrzebuje... Przecież to mój ukochany Eren. Mój najdroższy skarb, którego chcę zawzięcie bronić...
- Później ogień blondyna i moje serce... I na tym się urywa...
Po co mam z nim rozmawiać. Ma swojego blondyna. Niech jego się zapyta. Po co mam mu odpowiadać. Jestem nieważnym śmieciem. Już mnie nie potrzebuje. Znalazł sobie kogoś lepszego. Dlaczego... Dlaczego nie mogę być szczęśliwy. Dlaczego półbóg śmierci nie zasługuje na miłość. Dlaczego akurat ja muszę cierpieć. Dlaczego Eren mnie nie kocha... Dlaczego pojawił się ten blondyn... Ja chcę, aby Eren mnie kochał... Ja zawsze tego tak bardzo chciałem. Eren to najważniejsza osoba w moim życiu... A mnie zostawia... Zostawia mnie dla jakiegoś blondyna... Opuszcza mnie... Ja nie chcę.. Chcę, aby był ciągle obok.
- Cholera... Zawsze ten szczegół. Kagami ty coś pamiętasz? Pomożesz mi?
Nic nie powiedziałem. Odwróciłem się plecami, kuląc się nieco. Dlaczego jeszcze coś do mnie mówi... Już wszystko wiem. Już wiem, że Eren mnie nie kocha... Już wiem, że udawał... Oszust... Kłamca... Zdrajca... Oszust... Jak on mógł... Tak bardzo pracowałem dla nas... A on? On mnie zdradził... Zdradził... Nie chce mnie. Nie kocha...
- Kagami, żyjesz tam?
Zdradził mnie... Opuścił... On mnie już nie chce... On mnie nie kocha. Czułem, jak po moich policzkach płyną łzy, które od razu wsiąkały w poduszkę. Cholerne uczucia... Po co ja je daję komukolwiek... One tylko ranią...
- Ekhem.. Ignorujesz mnie? Nie to nie...
-On mnie nie chce... Ma blondyna... Zdradził... Opuścił...-moje myśli zaczęły same działać na usta.
- Zdradził? Opuścił? Przecież tu jestem, a po drugie blondyn to ty głąbie....
-Nie kłam... Nikt nie wie... Zdradził... Wykorzystał...
- Słuchaj no! Wypraszam sobie komentarze, że cię zdradziłem i wykorzystałem, bo to nie jest prawda!-trzasnął zeszytem.
Podniosłem się i pustym spojrzeniem wbiłem w niego wzrok.
-Jak mi udowodnisz... Jak mi udowodnisz, że blondyn o którym mówisz to ja... Jak... Jak...-mówiłem jak zombie.
Eren westchnął i wstał, zbliżając się do mnie. Pocałował mnie czule i wplótł rękę we włosy.
- I jak? Udowodniłem?
-Eren... Kim... Kim jest blondyn... Skąd wiesz... Nikt nie wie...
Chłopak oddalił się nieco, patrząc w notatnik na podłodze i przeczesując swoje włosy ręką.
- Mam taki mętlik w głowie,że sam nie wiem. Ale jestem pewny, że to ty...
-Chodź tutaj...-szepnąłem i przyciągnąłem go do siebie.
Bardzo mocno go przytuliłem, nieco szlochając. Tak mnie bolało... Bardzo bolało... Tak się bałem... Bałem się, że mnie nie kocha... Eren poczochrał mnie po głowie.
- Jesteś dziś jakiś inny...
-Eren... Bałem się... Eren... Powiedz... Powiedz, że mnie nie zostawisz...-szepnął.
- To jest oczywiste, że cię nie zostawię. Przecież cię kocham, ale teraz... Muszę..- wskazał na notes.
-Zostajesz ze mną. Czas na odpoczynek, kochanie...-szepnąłem, po czym położyłem się razem z nim, okrywając nas pościelą.
- Nie mogę.. Już prawie znalazłem...
-Eren, masz siniaki pod oczami, jesteś blady. Musisz odpocząć. Nie możesz już siedzieć nad książkami...-pogładziłem jego policzek.
- A-ale... Nie mam wyjścia... Muszę się dowiedzieć...
-Eren... Odpocznij. Może przez noc coś jeszcze ci się rozjaśni?
- No dobra... Niech będzie... - położył głowę na poduszkę i próbował zasnąć.
-Śpij dobrze... Kocham cię...-szepnął.
---
Obudziłem się w ciemnym miejscu. Rozejrzałem się nieco rozkojarzony. Na jeden z kątów padało światło. Siedział tam... Mały Eren? Boże... Jaki on... Poraniony, posiniaczony. Mój malutki... Biedny... Kiedy już szedłem w jego kierunku, uderzyłem w jakąś niewidzialną ścianę. Parę razy starałem się przez nią przebić, ale nie mogłem. W kierunku małego Erena ktoś szedł. Maluch zaczął się kulić i bronić własnymi, drobnymi łapkami.
-Z-Zostaw! N-Nie! E-Erena boli!-piszczał.
-Eren!-wrzasnąłem, uderzając z całej siły w niewidzialną ścianę.
Dlaczego nic nie mogę zrobić!? Dlaczego nie mogę go ocalić! Nagle wspomnienie się zamazało, a ja stanąłem na jakimś placu zabaw. Byłem tam... Ja. Ja, Eren oraz nasze rodzeństwo. Shura, Altair, Hiyori, Shoto, Rin i mały Behemoth na rękach mojej mamy. O co chodzi... O co chodzi... Dlaczego to widzę? Dlaczego tego nie pamiętam? Dlaczego w moich wspomnieniach jestem sam z matką... Nic nie rozumiem... Obraz ponownie się zmienił. Znowu widziałem ojca Erena, który bił go... Potem widziałem jego matkę, która spoliczkowała go. Zauważyłem potem mojego promyczka, który patrzył na mnie, na moje i na swoje rodzeństwo z pogardą.
-Zostawcie mnie. Nie znam was.-powiedział, po czym po prostu odszedł.
Hiyori, jego siostra opadła na kolana, zalewając się łzami, z kolei cała reszta patrzyła na Erena niczym martwi... Nie pamiętał. Amnezja. Podobnie jak i u mnie. Nie pamiętam, aby się to stało... Dlaczego nie pamiętam... Nastąpiła kolejna zmiana scenerii... Ujrzałem Erena, który był w szkole. Wyśmiewano go, krzyczeli na niego, wrzeszczeli, szydzili... Wszystkie jego myśli, to wszystko... Byłem zmartwiony. Dlaczego nic nie pamiętam. Dlaczego nie mogłem mu pomóc. Kolejne wspomnienie, kolejny ból w moim sercu. Eren stał w lesie, razem z Ayato. Widziałem... Uśmiech na jego twarzy. Delikatny, uroczy uśmiech.
-Eren...-szepnąłem, po czym poczułem ogromny ból w klatce piersiowej.
Skuliłem się, a kiedy już mogłem się wyprostować, ujrzałem Erena, jaki przychodzi do pobliskiego lasu. Cały siny, we krwi, padł na zieloną trawę. Wrzasnąłem, uderzając w ścianę, jaka nie chciała mnie puścić do Erena. Krzyczałem, uderzając mocno w granicę.
-Eren! Eren!
Teraz... Teraz ujrzałem spotkanie moje z promyczkiem... Wszystkie chwile oglądałem jak film. Jak coś, za czym tak bardzo tęskniłem. Uśmiech Erena. Tak za tym tęskniłem. Ten jego szczery śmiech, jego radość, jego... Jego miłość. Jego szczęście. To było dla mnie tak ważne, ale nie mogłem mu tego dać... Byłem teraz w jasnym pomieszczeniu. Stał przede mną Eren i wyciągał do mnie dłonie.
-Eren... Kocham cie... Przepraszam, że nie jestem kimś, kto może wywołać u ciebie uśmiech... Wybacz mi to.. Wybacz. Jestem zachłanny... Jestem zachłanny na twoje szczęście, uśmiech i radość.-spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się szeroko, łapiąc jego dłonie.-Kocham cię... Tak bardzo, bardzo mocno...
Na tym sen się zakończył, a ja zerwałem się z materaca, oblany lodowatym potem...
<Eren?>
Ilość słów: 1301

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz