Strony

wtorek, 15 maja 2018

Od Aoi do Dazai

Mimo że serce waliło mi młotem, początkowe przerażenie zaczęło ustępować w niezwykle mozolnym tempie, a zamiast niego w moim wnętrzu pojawiła się ciekawość. Co prawda chłopak nadal przypominał mi psychopatę, jednak na razie nie przejawiał chęci zabicia mnie. Wręcz przeciwnie, na swój przedziwny sposób był nawet miły.
Gdy chłopak dowiedział się, że jestem syrenem, ogarnęło mnie początkowe przerażenie. A co jak się domyśli o moim pochodzeniu? Przecież wystarczyłaby chwila i mógł znaleźć w internecie nazwisko rodziny królewskiej Rvaler. Z jednej strony nowoczesna technologia bywała pomocna, jednak w takich chwilach wolałem cofnąć się sto lat wstecz.
– Jak też podejrzewam, nie jesteś niezbyt obeznany w tym całym otaczającym nas burdelu?
Westchnął cicho i usiadłem ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Poklepałem obok siebie miejsce dla Nene, która nie chciała odpuścić, jednak widząc moje zmęczone spojrzenie posłusznie wróciła do neutralnego rozmiaru i położyła się na łóżku z łbem na moich nogach. Oczywiście nie zrezygnowała z dalszych wrogich spojrzeń w kierunku Dazai. Nie miałem najmniejszego pojęcia, o co jej chodziło, ale była wyraźnie na niego cięta.
– Niezbyt – odpowiedziałem najkrócej, jak się dało. Udało mi się usłyszeć poprzednią uwagę chłopaka, który zdawał się nie być zadowolony z mojego towarzystwa, a tak naprawdę nie śpieszyło mi się na tamten świat.
Dazai zacmokał tylko z dezaprobatą i zatopił się w lekturze.
Spotkanie z rzeczywistością coraz bardziej mnie przerastało. Żyjąc pod kloszem, nie miałem szansy by poznać świat na lądzie, a teraz odczuwałem wyraźne braki w moim rozumieniu. Nie miałem pojęcia o co chodziło z nawiązaniem do różowego trójkąta. Nawet nie byłem w stanie normalnie z nim rozmawiać. Zresztą, czy kiedykolwiek mogłem z kimś poprowadzić normalną konwersację?
Pokręciłem tylko głową, nie chcąc przeszkadzać Dazai i sam chwyciłem za książkę, jednak czytanie szło mi niezwykle opornie. Podświadomie niemal całą swoją uwagę oddałem Dazai. Czy to ze strachu o życie czy ze zwykłego zainteresowania nową osobą, pewny nie byłem, jednak podejrzewałem, że chodziło o obie rzeczy w równym stopniu.
Kątem oka wziąż obserwowałem chłopaka, porzucając nadzieję na przeczytanie choć jednej strony. Dazai z pełną uwagą i błyskiem w rdzawym oku poświęcał się czytaniu swojej lektury z tak wielkim zapałem, że aż z początku mnie to zdziwiło. Po chwili jednak włączyła mi się moja wrodzona ciekawość, która poza murami pałacu się wzmocniła. Dyskretnie podpatrzyłem tytuł książki chłopaka i po prostu mnie zmroziło.
– Dlaczego czytasz poradnik dla samobójców? – wypaliłem zanim, zdążyłem się powstrzymać, jednak gdybym chociaż nie spróbował dowiedzieć się więcej o sprawie, mój wewnętrzny altruista nie dałby mi spokoju.
– Moim priorytetem jest popełnienie bezbolesnego samobójstwa, by nie przysporzyć innym problemów – odpowiedział jakby to było nic wielkiego, jakbym zapytał o jego ulubiony kolor czy inną nieważną i równie oczywistą rzecz. Nawet nie uniósł wzroku znad książki.
O ile wcześniej czułem po prostu przerażenie, zwyczajnie patrząc na chłopaka, to teraz w moim umyśle pojawił się po prostu bałagan myśli pod tytułem: jak to i dlaczego. Moje współczucie i niezdolność zostawienia nikogo w potrzebie wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Nie mogłem tak tego zostawić, musiałem coś zrobić, choć Dazai najwyraźniej olewał całą sprawę. Jedyne co to rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, gdy wpatrywałem się w niego osłupiały od kilku minut.
Nagle wszystko nagle miało sens, ta książka, te bandaże. Chłopak chciał się zabić i mogłem się założyć, że pod opatrunkami skrywają się blizny po cięciach, a sam Dazai cierpi pewnie na depresję spowodowaną jakimiś przykrymi wydarzeniami z jego życia.
Automatycznie włączył mi się tryb ,,pomocy", nad którym nie miałem żadnej kontroli.
Niewiele myśląc podniosłem się szybko z łóżka, zrzucając z kolan łeb Nene, która fuknęła w sprzeciwie. W dwóch krokach pokonałem odległość dzielącą mnie od chłopaka i chcąc potwierdzić moje podejrzenia, zerwałem mu bandaż z ręki, zanim zdążył jakkolwiek zaprotestować.
W tym samym momencie poczułem się jak ostatni kretyn, widząc, że przedramię Dazai zdobiły blizny, ale nie regularne i równoległe jakie są typowe u osób tnących się, jego były nieregularne i bardziej poszarpane, jakby powstały od... bicza? Zrozumiałem, że dałem się ponieść wyobraźni i głęboko zakorzenionemu we mnie wewnętrznemu altruiście.
Momentalnie puściłem bandaż, odsuwając się parę kroków w tył. Nawet nie miałem odwagi by spojrzeć na chłopaka. W myślach jedynie karciłem się za moje idiotyczne zachowanie. Jak zawsze nie potrafiłem odpuścić. Nawet już nie martwiłem się o swoje życie, co właściwie było moim jedynym zmartwieniem dziesięć minut temu. Teraz bardziej bałem się, że sprawiłem ogromną przykrość chłopakowi. Musiał być jakieś problemy. Nikt tak po prostu nie chce się zabić. Jednak ja zamiast mu nie zawadzać chamsko wepchałem się w jego prywatne życie.
– P-przepraszam – zająknąłem się, wyłamując sobie palce ze stresu. – Po prostu myślałem... Po prostu czasem nie myślę.
< Dazai? >
Ilość słów: 767

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz