Strony

piątek, 18 maja 2018

Od Ayano do Tadayoshiego

Kolejny nudny dzień. Kolejny raz muszę to znosić. Patrzeć na miliony rozmawiających ze sobą ludzi, wpadających na siebie, patrzących na siebie z miłością, pogardą, nienawiścią, zabawą, nadzieją i sympatią, idących za rękę, warczących na siebie, kłócących się, bawiące się dzieci, drażniące się pary, wszelkie randki i spotkania między przyjaciółmi, śmiech, zabawa, płacz, nadzieja, nauka, złość, mord, spokój, ukojenie, wypadki, pomaganie sobie, śmierć, krew i wiele innych... Codziennie widzę ten widok, ale za nic nie mogę się przyzwyczaić. To takie trudne... Świadomość, że ty ich widzisz, ale ty dla nich jesteś kompletnie niewidoczna. Nie istniejesz. Jakbyś rozpłynęła się w powietrzu lub w ogóle się nie urodziła. Nawet nikt nie opłakiwałby twojej śmierci. Zero. Kompletne nic. Pustka w sercu i umyśle. Twoim jedynym towarzyszem jest samotność. Ta cholerna samotność, która dręczy cię od czasu twych narodzin i będzie cię dręczyć przez wieczność. Codziennie przechadzasz się tą doliną. Wszędzie jest zaschnięta krew, wiszące na gałęziach ciała, oberwane kończyny i rozczłonkowane ciała, pistolety, naboje, liny, strzały, łuki, sztylety, oberwane paznokcie, narzędzia tortur... Wszystko tu znajdziesz co jest związane ze śmiercią. Ale najlepsze jest jedno... Kości. Mój raj na tej ochydnej ziemi. Mogę zabrać jaką chcę i którą chcę, bo kto mi zabroni? I tak nikt nie zauważy... Jedna w tę czy we w tę nie robi różnicy. Przyglądałam się temu krajobrazowi. Dla innych był obrzydliwy, ochydny, straszny, nie powinien istnieć.. Lecz dla mnie... To niesamowity, piękny  i wspaniały obraz... Moja codzienność i moje zadanie, które przydzielone mi zostało przez śmierć we własnej osobie. Taka wyniosła funkcja, a zarazem taka godna pogardy i lęku. Jednak ja nie wybierałam sobie swej rasy i swego życia. To nie moja wina, źe trafiłam akurat na to. Jednak po części podoba mi się ta praca. Jest wiele minusów, ale potrafię dostrzec w niej plusy... Szłam jeszcze chwilę, ale nie znalazłam nic wartego uwagi. Nie ma sensu brać popękaną kość czaski, by po prostu ją zabrać i nic z nią nie zrobić. To nie oto chodzi. Może i jestem dziwna i inna, ale jak i tak praktycznie nikt nie może mnie zobaczyć, więc...  Dobra, pora zbierać się do domu i zdjąć tą zbroję... Zagwizdałam, a po chwili obok mnie znalazł się mój wierny i kochany koń- Celes. Jest ze mną przez tak długi czas, że stał się częścią mnie. Bardzo się do niego przywiązałam i nie chcę go stracić za nic. Podarowała mi go ta piękna i miła kobieta, która przygarnęła mnie i Ayumu. Właśnie... Co do Ayumu. Ciekawe co tym razem odpierdala... Dobra, nie ważne. Nie chce mi się o tym myśleć, bo i tak nic nie zdziałam. Taki on już jest. Wsiadłam na swego dwugłowego rumaka i ruszyłam w stronę mego domu. Mijałam skaliste ścieżki, czarne rzeki i ogrom ciał zabitych lub samobójców. Jak dobrze, że nie ma tu nikogo... Że jestem sama w swym małym królestwie. Bez żadnego omijania ludzi, by cię nie dotknęli... Czuję się tu taka...Wolna. Nie muszę się niczym martwić. Ja nie widzę nikogo, a oni nie widzą mnie... Westchnęłam głęboko, wdychając świeże, ranne powietrze i patrząc na wschód słońca, które powoli wzbijało się ponad ostre, ośnieżone szczyty gór. Piękny widok i nigdy z niego nie zrezygnuję...
---
Celes dość szybko przywiózł mnie do mego domku. Drewniana, niezbyt duża chata... Dla innych wydawałoby się to być dziwne, ale dla mnie to cały świat. Nie mam aż tyle pieniędzy, by kupywać sobie luksusowe apartamenty, ale też nie mam aż tak mało kasy, by żebrać na ulicy. Jest w sam raz. Mój mały domek jest osamotniony, lecz przytulny. Leży na wzgórzu góry pośród innych ostrych i wysokich szczytów oraz przepaści... Coś pięknego i niesamowitego. Nawet w takiej dolinie można znaleźć jakieś życie, coś wyjątkowego i niespotykanego... Po chwili przyglądania się temu niesamowitemu widokowi, otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Nie był on aż taki stary, ale nowoczesny aż tak też nie był. W sam raz. Odnowione ściany i meble. Nic dodać nic ująć. Na ścianach wisi moja kolekcja kryształowych czach. Muszę zajść do pomieszczenia, gdzie trzymam zbroję i sekrety... Do piwnicy...
---
Zdjęłam swoją zbroję i broń jaką przy sobie miałam. Teraz byłam ubrana w zwykłe czarne jeansy i czarną koszulkę, a włosy miałam rozpuszczone. Standardowo kreski na oczy, naszyjnik na szyję i mogłam wyjść do szkoły. Tak, tym razem tam pójdę... Muszę poza tym kupić coś do żarcia, bo powoli mi braknie wszystkiego w lodówce. Wyszłam z domu i na Celesie pojechałam do miasta...
---
Zeszłam z konia i przechadzałam się przez park. Jak zwykle dużo ludzi i uważać tylko, by nikogo nie dotknąć... Byle nie dotknąć, nie dotknąć, nie dotknąć! Jednak ktoś na mnie wpadł, a ja upadłam. Cholera jasna.... Co ja teraz zrobię? Nie może mnie zobaczyć!
<Tadaś?>
Ilość słów: 774

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz