Z takimi przynajmniej wnioskami, udałem się w kierunku dostrzeżonego z daleka chłopaka, uprzednio jednak dorywając do siebie czerwony koszyk na kółkach. Stał przy owocach morza, co również było widać gołym okiem. Podszedłem bliżej, spoglądając przelotnie na półki. Zanim ten jednak się na cokolwiek zdecydował, sięgnąłem po suszone wodorosty z wyższej półki, by w następnej kolejności, zlustrować je wzrokiem.
- Te powinny być dobre. Tutejsi uwielbiają wciskać chemię we wszystko. - wręczyłem mu do rąk produkt, na co jedynie odparł mi nieco niezrozumiałym burkiem, zbywając jednocześnie swym przepełnionym złością wzrokiem. Odstawił go na półkę, by po chwili wziąć odmienne wyglądem pudełeczko. Odbierając ode mnie postawiony tuż obok koszyk, przeszedł sobie dalej. Taa... Mogłem się tego spodziewać. Pomijając, że ci ludzie widzą go po raz pierwszy, jak i zapewne ostatni - czy on ma zamiar, strzelać mi fochy niczym kobieta? I to jeszcze nie zwyczajna, bo z pewnością przed krwawym tygodniem. Irytujące...
Zakupy minęły nam praktycznie w grobowej ciszy, przerywanej jedynie moimi okazjonalnymi poradami, - których rzecz jasna, chłopak nie miał zamiaru się słuchać - jeśli chodzi o jedzenie. Koszyk który mu przyniosłem, zapełniony był przeróżnymi produktami, których chłopak zapewne smak chciał poznać. Przynajmniej tyle wywnioskowałem, po dostrzeżeniu na taśmie przeróżnych, świeżych, czy też konserwowanych warzyw oraz owoców. Mój skrawek, składał się zaledwie z mrożonego kraba, wody gazowanej, skromnej buteleczki whisky i czekolady. Taki prowiant, miałem zamiar wykorzystać przez przynajmniej kilka dni, o ile jedzenie na stołówce szkolnej będzie do zniesienia. Z jakże stylowymi reklamówkami, opuściliśmy świątynię przenajświętszej biedronki. Chłopak dzierżył przy sobie dwie, przepiękne siatki z czerwonym owadem na wierzchu, podczas gdy ja, posiadałem niespełna jedną. Ponownie, połowa drogi minęła nam w grobowej ciszy, co z sekundy na sekundę, zaczynało stawać się coraz bardziej drażniące. Wywróciwszy oczami, zdecydowałem się w końcu na planowany od kilku sekund przerywnik.
- Dobra, słuchaj teraz uważnie, bo dwa razy powtarzać nie będę. - zacząłem, jednak przy tym nie przerywając nawet na moment. - Miejsce, w którym się znalazłeś, nie będzie usiane różami, ani laurami. Otaczający cię wokół świat, znacznie różni się od tego, z którego jak mniemam się wywodzisz. Mogę cię zapewnić już teraz, że nie raz zdarzy ci się wrócić z podkulonym ogonem do pokoju. Wyróżniające się osoby, nowe, czy zwyczajnie naiwne, nie zabawiają w takich miejscach za długo. Jako, że prezentujesz każdą z tych cech, powinieneś tym bardziej, ostrożnie podchodzić do ludzi. Sytuacja sprzed chwili, ma cię zapewnić, że bycie odmiennym w tym całym burdelu, wkrótce dostatecznie cię udupi. Zwyczaje dla ciebie nieznajome, sytuacje, zjawiska, to wszystko cię zmiażdży. Nie znam twojej przeszłości, szczerze, twa egzystencja mi wisi. Mógłbym z ubocza przyglądać się wszystkiemu, jedynie kibicując twoim napastnikom. Zrobię to z wielką chęcią, o ile sam nie staniesz na nogi i nie otrząśniesz się z ciągłego transu, głębokiego snu. - urwałem nagle, kątem oka spoglądając na widocznie skupionego chłopaka. - Dopóki nie staniesz mi na drodze, dopóki też ja, nie wykonam żadnego wrogiego posunięcia w twoją stronę. Nie ufaj mi w stu procentach, tak jak ja nie będę ufał tobie. Z kolei wierz mi, kiedy ja wierzę tobie, bo zapewniam cię, że słowa znużonego własnym istnieniem samobójcy, mogą być dla ciebie na wagę złota. - zakończyłem w końcu, poprawiając jednocześnie opadający mi z ramion płaszcz. W końcu, nie oczekuję od niego niczego więcej, niż odwzajemnianego szacunku.
- Tak, jak mówiłeś - nie znasz mnie, mojej przeszłości, więc nie traktuj mnie protekcjonalnie. Nie wiesz o mnie nic. Możesz kibicować moim wrogom, nie będziesz jedyny. Jednak zrozumiałem aluzję, nie martw się, nie mam zamiaru wchodzić ci w drogę. - odparł niemalże identycznym tonem, jakim ja go przed momentem potraktowałem. Zgadza się, o coś podobnego mi chodziło. Rzuciłem w jego kierunku ostatnie spojrzenie, jednocześnie przytakując mu delikatnie głową, z nieukrywanym uśmiechem. Warunki tej znajomości, zaczęły mi się coraz bardziej podobać.
Po piętnastu minutach, na powrót dane nam było zagościć, we wspólnych czterech progach. Rzecz jasna, już z początku przywitała nas ta mała flądra, którą najchętniej straciłbym za samo istnienie. Urywając im, jakże ciekawą rozmowę o nowym miejscu, poleciłem chłopakowi, jak powinien obchodzić się z owocami oraz innymi, zakupionymi przez niego przedmiotami spożywczymi. Sam zajmując się głównie uprzednio wypakowaną z walizki, przenośną konsolą, pozwoliłem sobie jedynie uprzednio schować do niedużej zamrażarki, nabytego kraba. W lodówce, wylądowała także whisky. Przynajmniej tak nadzwyczaj ciekawie, minął mi kolejny kwadrans, na spoglądaniu okazjonalnie na przebierającego w zieleninie niebieskowłosego. Widok trochę komiczny, nie ukrywam, choć z twarzy i tak zachowałem pełną powagę. Dopiero po dostrzeżonym klapnięciu Aoi na swoim łóżku, postanowiłem się podnieść na równe nogi, korzystając ze zwolnionych okolic skromnego aneksu kuchennego. Zaopatrzone w przeróżne naczynia szafki, jednak po coś się przydały. Z ich środka, wyciągnąłem dwie, ozdobne literatki, z lodówki wyciągając również trunek oraz - o dziwo - obecne w części mroźniejszej, kostki lodu. Zwróciłem delikatnie głowę w stronę współlokatora, pokazując mu trzymaną w dłoni buteleczkę.
- Chyba pod wodą nie mieliście czegoś takiego?
<Aoi? Polepszyć Ci humor? xD>
liczba słów: 991
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz