Strony

niedziela, 20 maja 2018

Od Dazai'a do Aoi

Rzuciłem przylepie przepełnione powagą spojrzenie, uzupełniane jedynie przez przebłyski niezrozumienia. Ten syren, jest naprawdę nieobliczalny. Podczas gdy ja nie zdążyłem nawet zbliżyć się do połowy opróżnienia szklanki, ten sam wyżłopał całą ciecz pozostałą w butelce. Przeklinałem go w myślach od dziwnie dłużących się kilku minut, które sam nie jestem pewien, czy nie zamieniały się kolejno w kwadranse. Powierzchownie rzecz jasna zachowałem pełen spokój.
- Zdychaj - powiedziałem krótko i treściwie, pstrykając żywy rzep w czubek głowy. Po zaledwie trzech sekundach moje nogi stały się na powrót wolne, dzięki czemu byłem w stanie spokojnie udać się do łazienki. Jak mniemam każde dziecko powinno znać typowy motyw z bajek o "zagubionej syrence, która przez swą uroczą nieudolność złapała się w sieć, czy też uderzyła głową o jakiś potężny głaz, by jej ciało następnie wypłynęło i ususzyło się na wiór... Gdy nagle pojawia się rycerz na białym koniu i ratuje piękność przed opresją. Nie chciałbym porównywać się do tych ckliwych historyjek, lecz przynajmniej pierwsza część ów opowiastki, musi się na swój sposób ziścić. Uruchomiłem kran, by następnie do, o dziwo zamontowanej w tej łazience, wanny nalać letniej wody. Dopiero gdy proces się rozpoczął, z tą samą miną co zwykle, wróciłem do jęczącej w poduszkę ofiary losu. Wywróciwszy oczami, zatrzymałem się nad jego zasłoniętą rękoma głową.
- Dazai... Z tego profilu, też jesteś naprawdę przystojny! - wtrącił, zapewne chcąc mnie w jakikolwiek sposób przekupić za darmowe usługi.
- Jeszcze coś dodasz, a ususzę cię niczym wodorosty do sushi - warknąłem pod nosem, patrząc na niego ostrzegawczym wzrokiem. Uspokoił się w momencie, hamując jednocześnie swoje dotychczasowe jęki. Ulga dla mych uszu... - pomyślałem, biorąc głębszy wdech. Sam do końca nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak daję sobie radę z przeniesieniem tego kretyna do wanny. Rzuciłem w tym momencie przelotne spojrzenie w kierunku kucyka, który z kolei trochę tępo wpatrywał się w naszą dwójkę. Niezadowolony widocznie z postawy poczwary, wywróciłem delikatnie oczyma.
- Ty tam, jak ci było... - odkaszlnąłem sztucznie. - Nene? Tak? Z resztą, co za różnica. Jeśli chcesz, żeby twój właściciel dożył rana, pomóż mi go przenieść do wanny! - wytłumaczyłem się zwięźle, podając, jak myślę, całkiem przekonywujący argument. Klacz już po chwili znalazła się przy mnie, by korzystając ze swej umiejętności manipulowania wzrostem, zająć się ogonem chłopaka. Nasze przenoszenie, wyglądało bardzo dziwnie, lecz co najważniejsze - dokonaliśmy jego prawowitego celu. Podtrzymywałem górną część ciała syrena, w trakcie całej tej akcji. Nie minęła minuta, a został zanurzony we wciąż dolewającej się wodzie. Odgłos ulgi, momentalnie wydobył się z gardła niebieskowłosego. Westchnąłem jedynie.
- W jakimkolwiek stanie nie byłbyś rano, jutro, mam zamiar wziąć prysznic. Tak też albo grzecznie zamaskujesz "to coś", albo wylądujesz za drzwiami, ewentualnie oknem, bo w końcu bliżej. - wzruszyłem ramionami, przyglądając się momentalnie przyćmionemu współlokatorowi. Zwyczaje syren, niestety nie są mi znane, lecz skoro nadarzyła się taka potrzeba... Niech zregeneruje swe siły w substancji, która podobno jest dobra na kaca. Pozostawiając Aoi'ego pod okiem kucyka sam zabrałem się za sprzątanie i szykowanie do snu. Jedyne o czym marze, to właśnie powiedzenie oficjalnego "sayonara" trwającej dobie. Zdecydowanie, za dużo się działo, jak na jeden, pozornie nic nie znaczący dzień... Uzupełnię resztę tego wieczoru grą na konsoli, bo ciekawsze sposoby spędzenia czasu, wykluczając samobójstwo, jakoś nie wpadają mi do głowy.
~
Następnego dnia, obudziłem się w okolicach godziny szóstej, po delikatnie zarwanej nocce wymuszonej przez zarząd. Podliczając, dane mi było przespać jakieś trzy, z pewnością nie więcej niż cztery godziny. Nie żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało, choć nie da się ukryć, że miło by było przespać od czasu do czasu całą noc. Z cichym westchnięciem rozchyliłem powieki. Po jednej ze stron, dostrzegłem tą samą ciemność, podczas gdy z drugiej, dane mi było ujrzeć biały sufit. A mogłem pozostać, tak miło zatopiony jedynie w tym pierwszym... Ziewnięcie w trakcie mozolnego podnoszenia się na równe nogi, jakoś samo wydobyło się z moich ust. Przecierając twarz dłonią, zbliżyłem się do drzwi od łazienki, które pozostały dosłownie w tej samej pozycji, co ostatniego wieczoru. Mrużąc nieco powieki zmierzyłem pozostałego w wannie syrena nieco zirytowanym wzrokiem. Siedział wywalony niczym jakiś król w wannie, śpiąc sobie przy tym spokojnie. Mrucząc coś pod nosem zbliżyłem się do chłopaka, uprzednio dorywając do siebie ręcznik. Nie myśląc za długo, zdecydowałem się na wyjęcie kurka, który tamował upływ wody. Szczęściem okazał się w tym momencie fakt jego połączenia łańcuszkiem z "suchą" częścią wanny. Stanowczym szarpnięciem, odbezpieczyłem wylot, co od razu dało się we znaki cichym szumem i stopniowym upływem cieczy. Wywróciwszy oczami, rzuciłem bawełnianym przedmiotem, prosto w twarz syrena, by następnie, w spokoju opuścić pomieszczenie. Całkiem sprawnie udało mi się zgarnąć z lodówki wodę gazowaną, trochę lodu oraz szklankę, z którymi wróciłem zaś do łazienki.
- Wstawaj - odezwałem się stanowczym tonem, by następnie ze stoickim spokojem podrzucić mu w okolice torsu parę kostek lodu. Nagła zmiana temperatury, rozbudziła nawet usposobionego z wodą syrena... Dobrze wiedzieć. Ruszyła się również dotychczas spoczywająca na jego torsie klacz, która momentalnie, czując ruch, zeskoczyła na ziemię. Rzuciłem jej przelotne spojrzenie.
- Twój właściciel, powinien się trochę rozbudzić zanim stanie przed wyzwaniem przeistoczenia i ubrania się. - wzruszając ramionami, dorzuciłem resztę kostek. Kolejne piśnięcie wydobyło się z ust chłopaka, co dziwnie, wzbudziło we mnie jedynie rozbawienie. Gwałtownie ruszając swym ogonem, zrobił jedynie większego syfu wokół niż dotychczas. Całe szczęście, że wody nie pozostało na tyle, by doszło do istnej katastrofy...
- Dazai?! Jak ty mogłeś? - wypalił nagle, gdy tylko zrzucił ze swej twarzy ręcznik.
- Niewdzięczniku, wychlałeś mój alkohol i jeszcze łazienkę zajmujesz! Należało ci się, bo równie dobrze, mogłeś skończyć jako smaczne sushi w mojej kuchni! - warknąłem na niego, stawiając na niedużej szafeczce szklankę i butelkę. Ze swojej kosmetyczki, wyciągnąłem również pudełeczko tabletek przeciwbólowych.
- Masz dziesięć minut na wyjście stąd. Nie wiem czy lubisz gazowaną wodę, lecz jeśli nie, pozostaje ci kranówa - dodałem, odchodząc już w stronę drzwi. Kretyn... Gdyby nie fakt, że przydzielono nas do tego samego pokoju, a co za tym idzie - wszelka krzywda, która mogłaby mu się stać, zostaje z automatu zwalona na mnie, już dawno wąchałby kwiatki od spodu. Stanąłem po drugiej stronie drzwi, przy ścianie, w zasadzie tuż obok. Poprawiając tym samym swe bandaże, wyczekiwałem jego łaskawego opuszczenia pomieszczenia, okazjonalnie doglądając, czy nie przyszło mu nagle na powrót zasnąć. Nie mam zamiaru go bardziej niańczyć...
<Aoooi?>
liczba słów: 1042

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz