Strony

niedziela, 20 maja 2018

Od Zirhael do Amarina

-Dom? Jaki dom? O czym ty mówisz Zirhael.. Przecież domu już dawno nie ma.. Przepadł...
Nic nie pamięta? Dlaczego on tak mówi? Dlaczego nie chce ze mną wrócić do domu? Przecież to ja, Amarin. To ja. Twoja Zirhael. Twoja Jaskółka. Dlaczego nie chcesz?! Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć tego, co chciałeś powiedzieć tyle lat! Ze łzami w oczach, mimo tego wszystkiego, podeszłam i się do niego przytuliłam, głośno płacząc.
-A-Amarin! Ja chcę do domu! Z tobą! Chcę wrócić z tobą! Dlaczego nie chcesz też wrócić!? P-Przecież miałam być z tobą! Z tobą na zawsze...-szepnęłam, nadal płacząc.
-Wrócić? Ha! Gdzie wrócić? Nie ma dokąd wracać... Nie ma po co wracać... -spojrzał w niebo.
-Amarin! Masz gdzie wrócić!-wrzasnęłam.-Masz wrócić, ze mną. Ze mną. Z twoją Zirhael. Z twoją na wyłączność. Czekałam na ciebie. Tak długo czekałam. Tak bardzo już chciałam się do ciebie przytulić... Dlaczego, dlaczego jesteś taki... Dlaczego nie chcesz mi też powiedzieć, że za mną tęskniłeś...-szepnęła.
-Haha... -zaśmiał się lekko- Zabawne... Gadasz mi o tęsknocie i domu, ale jakoś nie przyszłaś do mnie, by mnie znaleźć...
Spojrzałam na niego i odsunęłam się lekko. Zaczęłam mocniej płakać, po czym uderzyłam go mocno w policzek. Założyłam opaskę na oczy. Nie patrzeć. Nie widzieć...
-Szukałam! Szukałam ciebie! Nie obchodzę ciebie! Nikogo nie obchodzę! Wyrzucili, zabili! Nie chcieli! Nie kocha mnie nikt! Nikt!-wrzasnęłam, płacząc głośno.
-Haha i mówisz to mi? Czego oczekujesz Zirhael... Że po 15 latach będzie kolorowo i tak jak dawniej?! Zastanów się dziewczyno, jak możesz mnie kochać skoro nawet mnie teraz nie znasz... Bo Amarin z Białej Grani już dawno został zakopany w grobie..
-On tutaj jest! Ja wiem, że on jest! Jesteś moim Amarinem! Tylko moim! On stoi przede mną! On w głębi serca jest i mnie kocha! Ja wiem! Ja wiem!-wrzasnęłam.
Z moich pleców zaczęły wysuwać się czerwone błyskawice. Dlaczego on nie chce... Dlaczego on mnie nie kocha... Dlaczego on nie chce... Dlaczego nie możemy być razem tak, jak mieliśmy być...
-Wiesz? Wiesz?! Hahaha! Jesteście wszyscy tacy zabawni...
-W-Wszyscy... N-Nie... Nie jestem jak wszyscy!-wrzasnęłam, a mój głos zmodulował się.-Ja jestem Zirhael Salvatore! Jestem dziewczyną, jaka przez 15 lat czekała na osobę, którą tak mocno kochała! Jestem osobą, która została pozostawiona przez Amarina Vhenana! Zostawił mnie, bo mnie nie chciał! Nie chciał mnie jak każdy inny! Czekałam! Cierpiałam tak wiele razy! Byłam gwałcona, jestem na lekach, boję się ciszy, każde miejsce mi przypomina ciebie! Każdy las! Każdy budynek! Jak możesz!? Jak możesz mi mówić, że jestem jak wszyscy?!-wrzeszczałam nadal zmodulowanym głosem.
Błyskawice przeniosły się na moje dłonie, a opaska się spaliła pod wpływem moich nagrzanych, czerwonych oczu. Rage. Tak. Tak. Maszyna do zabijania. Zabić. Zabić. Dlaczego on mnie nie chce? Dlaczego mówi, że jestem jak wszyscy. Nie jestem... Nie jestem. Tak cierpię z jego powodu. Tak bardzo chcę być z nim. Tak bardzo chcę, aby mnie kochał. Tak bardzo chcę, abyśmy byli już razem na zawsze... Na wieki...
-Pozostawiłem, tak? Teraz przesadziłaś.... -jego głos stał się groźny i niski. Momentalnie spoważniał.- Jeżeli nic nie wiesz o przyczynie mego odejścia to siedź cicho. Nie będę się tłumaczył po co i na co. Jakoś mną się nikt nie przejmował.. Sam sobie poradziłem... Jeżeli myślisz, że zrobiłem to z własnej woli- wskazał na siebie i polanę- To jesteś głupia, Zirhael...
-G-Głupia? Głupia! To ty jesteś głupi! Wszyscy mi wmawiali, że zostawiłeś mnie! Że mnie nie chciałeś! Że uważałeś mnie za nikogo! Ja ci ufałam! Pozwalałam sobie na tak wiele w twoim towarzystwie! Rozumiesz, że ciebie kocham?! Nie! Nie rozumiesz! Nikt nie chce mnie zrozumieć! Nikt nigdy mnie nie rozumie! Uważają mnie za potwora! Za bestię, która jedyne co może, to zabijać, zabijać i zabijać! Nie chciałam tego, ale to pozwalało mi uciec od tego smutku, którego powodem byłeś ty! Głupi Amarin! Głupi! -wrzeszczałam, nadal będąc w Rage.
-I co? Mam ci współczuć? Nie wiem jakieś allahy walić? Proszę cię Zira... Jesteś tak samolubna jak ja... -zasalutował i się obrócił plecami, powoli idąc
-Stój!-krzyknęłam.
Błyskawice wysunęły się z moich pleców, po czym stworzyły przed Amarinem wielką ścianę. Nie pozwolę... Nie pozwolę mu znowu odejść... Nigdy nie pozwolę... On będzie obok... Amarin tutaj jest... On jest ze mną... On mnie kocha... On nie wie... On nie wie...
-Nie idziesz nigdzie! Masz mi wszystko powiedzieć! Dlaczego odszedłeś! Dlaczego mnie zostawiłeś!
Nadużycie lekko mocy spowodowało, że z moich ust popłynęła krew. Nie obchodziło mnie nic. Nic. Nic. Tylko on. Tylko mój Amarin...
- Serio? Serio myślisz, że będę posłuszny jak baranek? Spójrz tylko na siebie... Jesteś taka jak każda dziewczyna... Samolubna... Patrzysz tylko na siebie i własne problemy. "O matko, jak ja go kocham! A on mnie nie! Jaki debil!". Jednak nikt nie pomyśli co kryje się za drugą stroną lustra... W sercu tej drugiej osoby.. Bo zawsze na pierwszym miejscu stawiasz siebie...
-S-Samolubna? N-Na siebie? W-Własne problemy? W-W sercu drugiej osoby... J-Ja... J-Ja...-błyskawice zniknęły, a ja znowu zalałam się łzami.-J-Ja myślałam, że ciebie obchodzę... Ż-Że mnie kochasz... Że c-chcesz być obok mnie. Ż-Że... Ż-Że... Ż-Że ci na mnie zależy...
Zalałam się mocniej łzami i zaczęłam biec w stronę, w którą chciał odejść Amarin. Ominęłam go, głośno płacząc. Dlaczego... Dlaczego... Dlaczego nie mogę... Dlaczego jestem samolubna...To bez sensu... Chcę zniknąć... Chcę.. Chcę... Chcę się zabić... On mi obiecał... On mówił, że jestem ważna... Kłamał. Kłamał jak każdy inny... On też chciał mnie wykorzystać. Mam dość... Mam dość tego wszystkiego.
-Haha, jak zawsze... -spojrzał w niebo - Widzisz mamo, tato? Nikogo nie obchodzi drugi człowiek, a miłość nie istnieje... Przyzwyczaiłem się do tego. Po co mam dbać o innych jak nikt nie raczy zadbać o mnie... Kompletnie bez sensu...- zaczął iść w swoja stronę.
Naprawdę go nie obchodzę... Dobrze. Zniknę. Nie jestem potrzebna. Jestem nikim. Jestem nikim. Jestem nikim. Już dawno powinnam zniknąć. Dobrze. Niech tak będzie. Wybacz Amarin, że nie patrzyłam na twoje uczucia... Wybacz, że nie byłam taka, jaką chciałeś abym była. Wybacz, że narzucałam ci się. Wybacz za wszystko... Już zniknę... Będziesz szczęśliwy z kimś innym. Stanęłam na dachu najwyższego budynku w Lalien. Moje włosy rozwiewał wiatr, a w piersi czułam nieznośny ścisk. Związałam opaskę na oczach. Wybacz mi Amarin. Naprawdę mi wybacz. Wybacz mi  za wszystko. Za każdą złą rzecz jaką poczyniłam. Już będzie dobrze. Już nie będę psuć twojej przyszłości. Przepraszam Amarin...
Amarin... Kocham cię... Wybacz mi za wszystko. Już będziesz szczęśliwy... Szkoda, że nie ze mną. Szkoda, że nie zobaczę już twojego uśmiechu... Amariś...
Spojrzałam w dół, a potem po prostu rzuciłam się z budynku. Czułam wiatr. Wiatr, jaki tak bardzo powodował, że czuję się wolna. Opaska się rozwiązała z moich oczu. Po moich policzkach popłynęło więcej łez, a żyły rozbłysły czernią. Nie rozumiem... No dobrze. Niech będzie. I tak umrę. Tak. Będę wolna. Uwolnię też Amarina. Uwolnię go od siebie. Będzie szczęśliwy... Beze mnie...
Ale będzie szczęśliwy...
<Amarin?>
Ilość słów: 1106

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz