Strony

sobota, 19 maja 2018

Od Tadayoshiego do Ayano

-T-Tadayoshi... W-Wywołujemy d-dzisiaj ducha...?-zapytała.
Czarnowłosa przewodnicząca klubu okultystycznego przyglądała mi się uważnie. Jej oczy wyglądały jak zawsze pusto, ale jak tylko wspomniała coś o duchach, ujrzałem tam iskierkę ciekawości oraz ekscytacji. Oka była kimś innym jak była w swoim klubie. Uśmiechała się częściej, częściej się odzywała i robiła wiele innych rzeczy, jakich zazwyczaj nie robiła na codziennie. Poprawiłem opaskę na swoim oku, po czym uśmiechnąłem się szeroko.
-Jasne. Bardzo chętnie. Może nam się uda wywołać jakiegoś. W sumie, chyba tylko raz nam się udało.-poklepałem dziewczynę po głowie.
Usiadłem przed kręgiem, przy jakim zawsze wywoływaliśmy duchy. Był on z przeróżnymi symbolami, a wokół w odpowiednich odległościach umieściliśmy świeczki, które podpaliliśmy w kolejności, jaka była zapisana w notatniku Oki. Uśmiechnąłem się, siadając po jednej stronie kręgu, a dziewczyna zasiadła na przeciwko mnie. Spletliśmy nasze palce, wyłącznie palce i zamknęliśmy oczy. Czułem jak dziewczyna zaczyna drżeć, w sumie jak zawsze. Musiałem zachować powagę, a gdyby nie to, na pewno bym się zaśmiał.
-O wielki duchu świętego. Pojaw się i okaż nam swoją wielkość. Chcemy zobaczyć, jakiś ty niesamowity i wielki. Ukaż nam swoją arystokrację.-powiedziała Oka.
Ja z kolei wyłącznie szeptałem sentencje, jakie mówiłem tak wiele razy, że zapamiętałem je. Jestem aktorem, któremu nauczenie się kwestii nie zajmuje więcej niż dwadzieścia minut. Dłonie dziewczyny zacisnęły się na moich, a ja uniosłem spojrzenie. Otworzyłem szerzej oczy, kiedy źrenice kobiety stały się białe jak śnieg. Opętał ją. Udało nam się.
-O wielki duchu świętego. Czy tutaj jesteś?-zapytałem.
-Ja... Tutaj... Jestem...-szepnęła Oka zmodulowanym głosem.
Tak. To był zdecydowanie duch. Nareszcie nam się udało! Uśmiechnąłem się szeroko, ale po chwili znowu spoważniałem. Nie mogłem okazać widmie, że cieszę się z obecności i że się go nie boję. W nekrologu informowali, że duchy nie lubią rechoczących się osób i tym podobnych. Na spokojnie zacząłem konwersować z fantomem, a po kilku minutach niestety świece zgasły, a Oka potrząsnęła głową. Odczekałem chwilę, a kiedy już dziewczyna się uspokoiła, zaśmiałem się i przytuliłem ją.
-Udało nam się! Oka, drugi raz nam się udało!-krzyknąłem.
Czarnowłosa też zaczęła się śmiać, wtulając się we mnie. W sumie dziewczyna była dla mnie dobrą przyjaciółką. Nie najlepszą, ale taką dobrą, była. Pogładziłem ją po plecach, a potem wstałem, wyjmując z kieszeni telefon. Syknąłem pod nosem, widząc SMS-a.
-Wybacz mi Oka. Muszę iść. Mam sesję. Do zobaczenia jutro.-powiedziałem, idąc do wyjścia z klubu.
-D-Dobrze. D-Dziękuję ci za d-dzisiaj. D-Dzięki tobie t-ten klub nadal i-istnieje.-szepnęła, uśmiechając się.
-Nie ma problemu Oka-chan.-poprawiłem rękawiczki i wyszedłem.
Tak... Uwielbiam okultyzm. To niesamowita ucieczka od świata realnego. W sumie, jestem złączony ze światem okultystycznym, ale... Nie w taki sposób jaki bym chciał.
---
Po sesji ruszyłem spacerkiem po mieście. Jak ja lubiłem ruch. Przecież w Pustce nie było prawie nikogo. Wszyscy chowali się ze strachem w domach, a jak ktoś wyszedł, już nie wrócił. Nie rozumiałem tego i ciężko było to zrozumieć. Podejrzewam, że nawet to, że jestem następcą tronu nie zawahałoby najśmielszym zabójcą. Nic ich nie przestraszyło nigdy. Nawet mój ojciec. Byłem wściekły, że nic nie chciał zadziałać w tym wszystkim. Żadnej zasady, żadnej kary. Nikogo nie wysłali na pościg. Miałem chęć zajebać własnego ojca i jego żonę. Ta szmata była okropna. Przez nią muszę nosić rękawiczki, bo te cholerne oparzenia są bardzo szpetne. Nie chciałem, aby było je widać na sesjach do magazynu "S". Odebrałoby mi to kilkunastu fanów i zaważyło by na mojej pracy. Nie chcę jej stracić, bo dostaję za nią dobre pieniądze i mogę utrzymać swój dom. O to mi chodziło. Zdobyć pracę, mieć dom, mieć rodzinę. Rodzina... Jak mam znaleźć kogoś, kto mnie pokocha, kto będzie chciał mieć ze mną dzieci... Jestem z rodu Kirishima. Z rodu, który w niektórych miejscach wzbudza większy strach niż półbóg śmierci. Nie, nie jestem silniejszy, ale momentami nadnaturalni boją się bardziej nas. Tak bardzo nie chciałem być taki jak ojciec. Rozejrzałem się z ciekawością wokół siebie. Ło, trochę przesadziłem, bo dolazłem do parku, a to całkowicie gdzie indziej niż mój dom. No cóż, chyba wrócę Mignięciem. Kiedy już miałem zamiar się przygotować, kogoś potrąciłem. Spojrzałem na dziewczynkę i uśmiechnąłem się, podając jej dłoń.
-Hej, wszystko w porządku? Przepraszam, że na ciebie wpadłem.
<Ayanuś?>
Ilość słów: 618

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz