Strony

czwartek, 21 czerwca 2018

Od Olivii do Aserysa

Byłam zaskoczona umiejętnościami jeździeckimi chłopaka. Powoli traciłam nadzieję na jakiekolwiek poprawy w podejściu do Each Uisce. Z samego początku strachliwy Aserys, poczuł się pewniej w siodle. Ashley sam to wyczuł, co budziło w nim dodatkowy spokój. Wiedziałam, że na samiutkim początku nie był zbyt pewien, co do białowłosego. Bał się, że coś mu zrobi, a jak nie ogierowi, to jego pani. Jednak był całkowicie wyluzowany, gdy zauważył to uczucie u mnie. Mój uczeń miał dobrą postawę, potrafił się synchronizować z ruchami konia. Byłam pod wrażeniem. Jakby tak dalej szło, szybko by załapał jazdę konną. Po skończonej jeździe, kolega zsunął się z wielkiego konia. Gdy stanął obok mnie, spojrzałam na niego swoimi czujnymi onyksowymi oczami. Przez chwilę odnosiłam wrażenie, że odczuwał pewien dyskomfort. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, poczułam jego dłonie na mojej talii, a sekundę później objął mnie. Byłam dosyć oszołomiona tym gestem.
-Dziękuję Liv - powiedział, a ja sama objęłam chłopaka w pasie. Musiałam przyznać, że nie chciałam go przez chwilę puścić. Zbyt ładnie pachniał. Mogłam stać i zadowalać się jego zapachem. Aczkolwiek wiedziałam, jak to dziwnie brzmiało, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
- Cieszę się, że ci się podobało - uśmiechnęłam się i poklepałam Aserysa po plecach, aby mnie już puścił. Tulenie się tak w środku padoku wzbudziłoby wiele podejrzeń ze strony przechodniów. Nie chciałam, aby później krążyły po akademii różne absurdalne plotki o moim rzekomym romansie z przystojnym siwowłosym. Naprawdę, nie potrzebowałam tego do szczęścia, a tym bardziej do bycia popularnym. Na całe szczęście chłopak zrozumiał przekaz i mnie puścił. Posłałam w jego stronę uśmiech pełen ciepła i życzliwości. Wróciliśmy do stajni, a po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ogólnie, jakieś ploteczki o nauczycielach czy o uczniach.
- Idę wziąć prysznic - oznajmił Aserys, rozciągając się. W tym samym czasie zdążyłam rozsiodłać swojego konia. Spojrzałam na trochę zmęczonego chłopaka.
- Będziesz miał coś przeciwko, abym potem cię odwiedziła? - zapytałam się niepewnie, delikatnie się rumieniąc.
- Oczywiście, że nie. Może opatrzyć ci nogę? - odpowiedział żartobliwie siwowłosy. Zaśmiałam się, słysząc jego słowa. Poklepałam go po ramieniu i puściłam w jego stronę oczko.
- Możesz pomasować - powiedziałam, delikatnie się przysuwając do kolegi. Jednak szybko wróciłam do normalnego stanu. Nie chciałam, aby mnie źle zrozumiał. - To przyjdę do ciebie za 20 minut. Muszę się przebrać - dodałam, po czym wyszłam razem z nowym kolegą z budynku. Przy akademikach się rozeszliśmy. Gdy wróciłam do swojego pokoju, w drzwiach stanął mój wilk, który merdał ogonem, jakby mnie nie widział przez wieki. Przykucnęłam przy nim i pogłaskałam Fenrira. Pupil wtulił się we mnie, jak mały szczeniaczek.
- Przebiorę się i idę do Aserysa, zostań grzecznie w pokoju, kochany - oznajmiłam, puszczając mu prosto w jego mądre, wilcze oczy.
- Jak coś ci zrobi, to nie ręczę za siebie - burknął niezadowolony i delikatnie polizał mnie po twarzy.
- On nie jest taki, o to się kochany nie martw. Przecież umiem się obronić - zaśmiałam się, a chwilę później poklepałam delikatnie swojego przyjaciela. Martwił się, ponieważ widział płaczącą mnie niejeden raz przez jakiegoś chłopaka, który narobił mi sporą nadzieję, ale jednak okazywał się kimś mniej wartym mojej cennej uwagi. Fenrir już nie raz dostawał białej gorączki przez takich chłopaków, którzy byli zainteresowani tylko jednym, a z charakteru nawet nie byli ciekawymi osobami, tylko prostakami. Pewnie myślał tak samo o białowłosym, ale ja miałam inne zdanie. Nie wyglądał na takiego. Z naszych rozmów mogłam wywnioskować, że był inteligentny i nie chciał jedynie mnie zaciągnąć do łóżka, a potem zostawić. Zakluczyłam drzwi do pokoju i zdjęłam z siebie ubrania. Wrzuciłam je do kosza z brudnymi ciuchami, ponieważ śmierdział potem. Przebrałam się w świeżą niebieską koszulkę z delikatnym dekoltem i obcisłe jeansy. Uczesałam się i poprawiłam swój delikatny makijaż. Uśmiechając do samej siebie w lustrze, zauważyłam jak Fenrir patrzył na mnie zatroskany.
- Co jest? - odwróciłam się zdziwiona jego zachowaniem.
- Tylko się nie zakochaj… - spojrzał na mnie smutno. Martwił się o mnie. Objęłam go delikatnie i zostawiłam buziaka na jego czole.
- Nie martw się o mnie. Wszystko będzie dobrze - oznajmiłam, po czym puściłam wilka i wyszłam z pokoju. Tuż przed wejściem stanęła przede mną jakaś nieznajoma kobieta. Uniosłam jedną brew na jej widok. Nie była zbyt przyjaźnie do mnie nastawiona. Była niewysoką brunetką o zielonych oczach. Ignorując ją, zaczęłam iść w stronę męskiego akademika.
- Aserys będzie mój, zapomnij o podrywaniu go - warknęła w moją stronę. Odwróciłam się i spojrzałam na nią zażenowaniem.
- Śledzenie kogoś nie jest za bardzo zgodne z prawem, wiesz o tym? - powiedziałam irytująco, spokojnym głosem. Nieznajoma zmarszczyła brwi, słysząc moje słowa. Nic nie mówiąc, poszłam dalej do Aserysa. Jednak obecność dziewczyny wzbudziła we mnie wiele wątpliwości co do jego osoby. Weszłam do męskiego akademika. Na początku myślałam, że zatrzymają mnie i nie pozwolą mi wejść, jednak ku mojemu zaskoczeniu pozwolili bez żadnych problemów. A jednak ci „strażnicy” nie byli tak straszni jak wiele osób mi opowiadało. Nagle mi się przypomniało, że zapomniałam numeru pokoju siwowłosego. Byłam niedawno u niego, jednak umknął całkowicie mi jego numer. Jedyne co zapamiętałam, to fakt, że był na parterze. Na całe szczęście na drzwiach pokoi były wywieszone imiona lokatora. Co prawda spodziewałam się, że będę łazić po całym akademiku, szukając jego pokoju, ale los się do mnie uśmiechnął. Aserys mieszkał w pokoju o numerze 5, co bardzo skróciło moje poszukiwania. Wzięłam głęboki oddech i delikatnie zapukałam do drzwi.
- Już idę! - usłyszałam, jak chłopak krzyknął z pokoju, jednak głos nie dochodził z korytarza, ale coś blokowało jego głos, jakby była jakaś ściana. Minęło niecałe 5 minut zanim Rys otworzył mi drzwi. Myślałam, że będzie ubrany jak każdy normalny człowiek, ale przed moimi oczami pojawił się bardzo ciekawy obraz… Był owinięty w ręcznik, a jego włosy były nadal mokre. Spojrzałam na jego piękne ciało, a na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec. No, no, no… było na co popatrzeć.
- Chyba przyszłam w nieodpowiednim momencie… - zachichotałam się cicho pod nosem. Nie byłam zbyt pewna, czy powinnam wchodzić, czy poczekać, aż się ubierze. Jednak mógł tego nie robić. Bardzo przyjemnie się patrzyło na jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch. 

<następne opowiadanie>
<Aserys? X3>
Ilość słów: 1013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz