Postanowiłam udać się skrótem, czyli przez salę gimnastyczną, na której szkolna drużyna koszykówki kończyła trening. Ostatnio dostali wycisk podczas ostatniego meczu, przez co przegrali kilkoma punktami. Byłam wtedy na widowni z moim dwuletnim braciszkiem. Zabrałam go na mecz, ponieważ nie miał z kim zostać w domu, a samego przecież nie można było go zostawić. Bracia jak zwykle podwinęli ogony i stwierdzili, że są bardzo zajęci. Myślałam, że chociaż tata wróci wcześniej, ale nie... Na facetów nie ma co liczyć. Zadzwoniłam wtedy do mamy i poinformowałam, że zabieram Katsuyę do szkoły na mecz. Nie miała nic przeciwko. Wie, że mały jest ze mną bezpieczny. Nie pozwolę, by spadł mi choćby jeden ciemny włosek z głowy.
Mały zrobił furorę wśród moich koleżanek ze szkoły. Wszystkie zajęły się nim, a nie oglądaniem meczu. Zaśmiałam się pod nosem, gdy mi się to przypomniało. Mój mały braciszek już w wieku dwóch lat potrafi zawrócić w głowach kobietom. Co to będzie, jak podrośnie...?
Zasłuchana w ulubioną piosenkę, do której zresztą tańczyłam na zajęciach dzisiaj, wkroczyłam na salę. Chłopcy właśnie skończyli swój trening, co mnie ucieszyło. Nie musiałam się z nimi witać. Czasami pytali, czemu nie tańczę podczas meczów z resztą cheerleaderek. Moja odpowiedź zawsze jest taka sama, że w życiu nie będę paradować w kusej spódniczce. Dekolty to co innego. Nie mam nic przeciwko spódniczkom, ale kibicowanie z pomponami to nie dla mnie. Uwielbiam akrobacje, to zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, ale dopingowanie pozostawię pozytywnie zakręconym lalom. Nie jestem ani słodka, ani milutka tak jak one. Ćwiczę z nimi, fakt. Nawet raz z nimi zatańczyłam układ. Zgodziłam się być rezerwową, ale nigdy, przenigdy nie mam zamiaru biegać jak postrzelona po boisku.
Wyszłam z sali gimnastycznej tylnym wyjściem. Rześki chłód nocy owiał moją twarz, przynosząc ulgę. Podkręciłam głośność w telefonie. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki skrzypiec. Lindsey Stirling to moja ulubiona skrzypaczka. Uczyłam się na jej utworach grać, potem tańczyć. Zakochałam się dzięki niej w skrzypcach. Nie wyobrażam sobie życia bez jej utworów. Nagle poczułam silne uderzenie. Poleciałam na trawę jak długa, bo tym razem nie zdążyłam się niczego przytrzymać. Wylądowałam na tyłku, na tej brudnej trawie, w dodatku telefon gdzieś mi wypadł, ponieważ nie słyszałam już muzyki w uszach. No po prostu wspaniale. Rozgniewana wyjęłam niepotrzebne już słuchawki z uszu. Ktoś, kto mnie niemal stratował, pomógł mi łaskawie wstać. Moja magia burzy zaczęła działać, przez co nieznajomy został delikatnie popieszczony prądem, i tak jak to zwykle bywa, w przyjemny dla tego kogoś sposób. Przyjęłam jego pomoc niechętnie. Zaczęłam się rozglądać za swoją zgubą, jednak w tych mrokach nocy niczego nie mogłam wypatrzeć.
– Sorka. – Tylko tyle usłyszałam od tego kogoś. Popatrzyłam na niego, bo to facet był. W ciemnościach, jakie nas otaczały, mogłam dostrzec tylko tyle, iż jest o dużo ode mnie większy. Byłam wkurzona. Popatrzyłam na niego mocno rozgniewana.
– Tak, jak najbardziej powinieneś mnie teraz przepraszać, ponieważ przez ciebie zgubiłam nowy telefon. Wprost fantastycznie. Ojciec mnie zabije... No co tak stoisz, pomożesz mi szukać, czy nie? – fuknęłam na niego, tracąc kontrolę nad nerwami. Czułam, jak ręce zaczęły mi się trząść. Wokół nas atmosfera zgęstniała, ciśnienie skoczyło gwałtownie w górę. Na Boga Burz, muszę się szybko opanować, uspokoić... Wdech i wydech Soraya, wdech i wydech... Gdy uspokoiłam swoje wnętrze, pogoda również się ustabilizowała. Mam ogromny wpływ na pogodę, zwłaszcza gdy się denerwuję, dlatego powinnam zachowywać spokój. No ale jak mam to zrobić, gdy wokół mnie są takie ciapy?!
– Przepraszam. Jestem strasznie zmęczona i nie panuję już nad nerwami. Sama mogłam bardziej uważać, jak chodzę. Ostatnio coraz częściej wpadam na nieznajomych. – Stanęłam przed chłopakiem, wyciągając do niego prawą dłoń w geście przywitania.
< Kagami? >
Liczba słów: 747
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz