Strony

piątek, 2 lutego 2018

Od Erena do Kagamiego

-Aa.... Czyli naprawdę jak ślepy z głuchym. Mój ojczulek był na tyle kochany, że do czasu, aż mama umarła nie wiedziałem o nim nic, a tym bardziej nie miałem informacji na temat swoich mocy. W sumie to i nawet teraz nie jestem pewny, czy przypadkiem ten pierścień nie robi czegoś jeszcze.
---
Po tej rozmowie z Kagamim. Coś we mnie pękło. Ne miałem tak od bardzo dawna, a mianowicie od śmierci babci. Przez tyle lat, tyle walonych lat nie spotkałem kogoś takiego, który byłby podobny do mnie choćby w najmniejszym stopniu. On taki był, ale odniosłem wrażenie, że na wspomnienie o jego matce się delikatnie uśmiecha. Wtedy przypomniały mi się te wydarzenia z dzieciństwa. Bicie, wrzask, krew...uuch. Wpatrywałem się w jeden punkt za oknem, przez dłuższą chwilę. Nie docierało do mnie nic z zewnątrz. Kompletnie nic. Pochłonęły mnie wspomnienia, niekoniecznie te dobre, wręcz przeciwne, te najokrutniejsze. Czułem na sobie jego wzrok, ale mało mnie to obchodziło w tej chwili. Zazdrościłem mu jednej rzeczy, a mianowicie tego, że nie wie, jaką moc skrywa jego pierścień. Ja wolałbym nie wiedzieć, jaką moc skrywa mój klucz. Ostatnim razem skończyło się to tragedią. Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Miałem jakieś 10 lat. Postanowiłem po szkole pójść do szpitala. Cieszyłem się, że spotkam znów w nim babcię. Była ona ukojeniem dla mojej duszy. Uwielbiałem się z nią bawić. Ale zamiast widoku babci, ujrzałem zwłoki. Zmiażdżone, porozrzucane po całej sali szpitalnej. Morze krwi... W oknie ujrzałem uciekającego ojca, a we fragmencie ręki babci , klucz na sznurku z włożonym do niego małym listem, właśnie od niej "Pamiętaj Eren, nawet jeśli cały świat będzie przeciwko tobie to wiedz, że babcia zawsze będzie po twojej stronie" . Nie wytrzymałem, czułem, że zaraz eksploduję. Klucz, który miał mnie od tej chwili chronić, oblał swój egzamin od razu. Moje moce się uwolniły, a ja przez swoje emocje zabiłem wszystkich w szpitalu. Wszystkich. Nie pamiętam, co się działo później, ale wiem, że obudziłem się w lesie z zakrwawionym kluczem w ręku. Od tamtej chwili go nie zdejmuję. Znienawidziłem ojca, a przede wszystkim siebie, ale musiałem wrócić do przeklętego domu. Matka stałą na progu drzwi. Z batem.. Dobrze wiedziała, co się stało. Już miała mnie uderzyć, ale nagle usłyszałem głos Kagamiego. Drgnąłem. Mimo że prosił mnie o wyjaśnienie, co się stało, to ja... nie, po prostu nie mogę się zwierzać komuś... To zawsze kończy się źle. Nie ma takiej opcji. Czerwonowłosy wrócił o swojego łóżka, a ja nadal nie mogłem otrząsnąć się. Cholera! Co się ze mną dzieje!? Przez tyle lat się udawało, a nagle nie mogę sobie z tym poradzić?! Wkurwia mnie to niemiłosiernie! Po policzku poleciała mi łza. Uznałem, że nie mogę dłużej trwać w takim stanie, bo sytuacja sprzed 11 lat powtórzy się. Schowałem mój klucz, który nadal miał tę charakterystyczną poświatę. Cholera nie dobrze, nie dobrze! Spojrzałem w okno. Las! Jestem uratowany. Wytarłem spływającą łzę i wybiegłem z pokoju. Nie myślałem już o sobie, tylko o całej szkole! A co jeśliby to się powtórzyło? Usłyszałem wołanie Kagamiego, ale nie mogłem go posłuchać. Biegłem najszybciej jak potrafiłem, z Ayato u boku. On wiedział, co się święci. Tak bardzo pragnąłem, by czerwonowłosy mnie nie znalazł, nie w takim stanie. Ja dam sobie radę sam, na pewno...
---
Po paru minutach byłem już w lesie. Te świeże powietrze, ten śpiew ptaków, wilki, inne stworzenia wokół mnie i Ayato u mego boku. Tak! Tutaj czuję, że żyję. Próbowałem się uspokoić, już rozwijałem skrzydła do lotu, ale nagle pojawił się on...
<Kagami? ^^>
Ilość słów: 579

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz