Strony

piątek, 9 lutego 2018

Od Petera do Primrose

Wyszedłem z sali, zakładając torbę na ramię. Ta lekcja była strasznie nudna, nienawidzę historii, nie dość, że rozszerzona, to jeszcze twarda teoria. Koniec lekcji na dziś i mogę oddać książkę do biblioteki. Zalegam trochę. Jakiś miesiąc, może troszkę więcej, ale ujdzie mi płazem, mam taką nadzieję. Idąc do biblioteki, przeszukiwałem torbę, by zaraz wyjąć książkę i mapkę Akademika. Przynajmniej książki nie zapomniałem, bo potem musiałbym oddać albo jutro, albo wrócić do akademika. Bez mapki jeszcze dałbym radę. Biblioteka była na 2 drugim piętrze. Już wiem, dlaczego nie oddałem tej książki wcześniej. Za daleko, ale nie chciałem latać, bo nie chciało mi się gdzieś chodzić. Moce trzeba wykorzystywać dobrze. I mówi to ktoś, kto tylko robi kawały. Wdrapałem się po schodach na 2 piętro. Z lataniem byłoby lepiej. Po tej męczącej podróży do biblioteki uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie i popchnąłem drzwi do biblioteki. Już usłyszałem na początku prychnięcie bibliotekarki.
- Do biblioteki, jak do kościoła, ściągaj czapkę — powiedziała. Prychnąłem cicho ze śmiechu. Trzeba zapamiętać ten tekst. Nie wiedziałem, że ona opowiada takie super kawały.
- Proszę pani, super żart, naprawdę. Nadaje się pani do prawdziwego kabaret — zaśmiałem się. Banshee spojrzała na mnie tym swoim morderczym wzrokiem. Aż się lekko wzdrygnąłem.
- Dobra, dobra, ja tu książeczkę oddać, mam lekkie zaległości... Leciutkie, malutkie — podszedłem do biurka bibliotekarki. Położyłem książkę na biurku z uśmiechem.
- 4 miesiące — rzekła. Miała jakiś dziennik w głowie, czy jak? Pamięta wszystko, kto, jaką książkę wypożyczył i ile z nią zalega? Chciałbym mieć taką pamięć. Bo ja myślałem, że mam miesiąc, no maksymalnie 2, zaległości.
- Proszę pani, pani jest niesamowita! Chciałbym być taki jak pani! - uśmiechnąłem się. Trzeba jakoś się wykręcić, obrócić kota ogonem, może mi się upiecze i nie będę miał minusowych punktów, czy gorzej, układanie książek. Alfabetycznie.
- Panie Irisiwo — pamięta moje nazwisko. Musi mieć ten dziennik w głowie.
- Słucham, psze pani? - uśmiechnąłem się najsłodziej, jak mogłem. Jednak mina mi zrzedła, słysząc następne słowa.
- Prosiłabym o ułożenie książek alfabetycznie. 12 półek. - rzekła. Zmarszczyłem brwi.
- A ja tego nie zrobię, niczym nie zawiniłem, po prostu zapomniałem oddać! - krzyknąłem. Bibliotekarka spiorunowała mnie wzrokiem. Ma wzrok bazyliszka, czy jak? Gdzie mam lustro? Niech to babsko przemieni się w kamień i niech żadna magia jej nie uleczy. Każdemu będzie lżej z nową bibliotekarką.
- I wie pani co? - powiedziałem, nim doszła do głosu — Idę z tym do mojej wychowawczyni i jej powiem, co się stało! - i mówiąc to, kierowałem się ku wyjściu z biblioteki.
-Wracaj tu — warknęła bibliotekarka. Automatycznie się zatrzymałem i odwróciłem.
- Dobrze, już układam — powiedziałem.
~~~~~
Wyszedłem z biblioteki. Za moje pyskowanie, musiałem jeszcze kolejne 3 półki układać. Poszedłem schodami na sam dół. Na parterze, tuż przy wejściu. Gdy już się tam znalazłem, jakaś dziewczyna do mnie podbiegła. Ona maskę na głowie?
- Hej! Przepraszam! - powiedziała, a gdy była dostatecznie blisko mnie, dotknęła mego ramienia — Wybacz, że zawracam ci głowę. Czy możesz mi pokazać lub chociaż powiedzieć gdzie znajdę dyrektora? - spytała. Nie wytrzymałem, patrząc na jej maskę, po prostu musiałem to skomentować.
- Ty to jakaś gangsta, która chce zabić dyrka, że masz tę maskę? - spytałem z lekkim rozbawieniem — Albo wracasz z karnawału? - parsknąłem. Dziewczyna spojrzała z niezbyt dużym zadowoleniem.
- Okej, okej, już mówię... - wyciągnąłem mapkę, by sprawdzić, gdzie jest gabinet. - Nowa, prawda? No więc... Dostaniesz taką fajną mapkę i sama będziesz na takim fajnym czymś szukać miejsc — rzekłem z lekkim uśmiechem. Ruchem ręki dałem jej znać, by poszła za mną.
- Jestem Peter Irisiwo, a ty? - zapytałem, chcąc jakoś zagadać nową.
- Primrose Benesith — przedstawiła się. Ciekawe imię, nie ma co.
- A często tak chodzisz? - spytałem, idąc schodami w stronę 3 piętra.
- To raczej mój codzienny ubiór — uznała krótko. Gwizdnąłem cicho. Nie potrafiłem w to uwierzyć, ale każdy ma swoje upodobanie. Podłożyłem jej nogę, jednak ona ją ominęła. Cholercia, dobra. Zauważyłem, jak Yuki akurat przechodziła. Jak w jakimś paradokumencie w stylu "Szkoła" lub "Trudne Sprawy". Jakiś dziwny zbieg okoliczności. Pewnie wracała z biblioteki.
- Um... Guten morgen, Yuki — powiedziałem. Powiedziałem "Dzień dobry", którego używa się przed 12, lub jakąś inną godziną, zależy od kraju lub miejsca w Niemczech. A mamy jakąś 15-16, no maksymalnie 17.
- Ich auch mag Deutch sehr - "Też bardzo lubię niemiecki", no bo dziewczyna z humana, więc trzeba się pochwalić. Będę miał jakiś plus u niej. Uśmiechnąłem się do niej.
- Powinno być: "Ich mag auch sehr Deutch". Poza tym "Guten morgen" mówi się rano, teraz jest "Guten tag" - rzuciła. Dostałem kosza, wspaniale. Kiwnąłem głową, a uśmiech zniknął mi z twarzy.
- W-wiem, po prostu chciałem... No... Sprawdzić czujność — wybąkałem. Wróżka kiwnęła głową i poszła na dół. Pomachałem jej z lekkim uśmiechem. Spojrzałem na Primrose.
- Piętro wyżej jest dyrektor — wyznałem, stojąc już na pierwszym schodku.

  < Primrose? Nudne, WIEM. To wygląda jak Szkoła Życia! >
Liczba słów: 814

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz