Strony

wtorek, 13 marca 2018

Od Remilii do Kai'a

Co… co się dzieje?
Chciałam poruszyć głową, ale jakaś nieistniejąca siła mi to uniemożliwiła. Opierałam się o... coś. Położyłam na tym czymś swoją dłoń, próbując za pomocą dotyku poznać, czym to jest. Opuszkami palców nakreśliłam kółko, czując coś o miękkiej strukturze materiału, jednocześnie unoszące się i dające przyjazne, uspakajające ciepło. Niepewnie otworzyłam oczy, a świat przed nimi falował, jakbym była na małej łódce podczas sztormu na środku oceanu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że… ktoś mnie trzyma, że nie stoję na ziemi. A do tego czyjeś ręce położone były na moim tyłku. Zadrżałam. Wolną dłoń zacisnęłam w pięść i lekko przerażona, uniosłam swą głowę do góry. Ujrzałam podbródek chłopaka o jasnofioletowej skórze, którego włosy o nieco ciemniejszym fiolecie rozświetlone były przez złociste promienie słoneczne. Swoimi zmrużonymi, skupionymi czarno-czerwonymi oczami przyglądał się czemuś znajdującemu się przed nami. Wygląd… Poczułam, że na moje policzki wkracza lekki rumieniec. Nie, nie, nie! Otworzyłam szerzej oczy i uchyliłam usta. Cichutko pisnęłam.
To. Się. Nie. Dzieje. Naprawdę.
- Puszczaj mnie, puszczaj mnie, puszczaj mnie! – niemal wykrzyczałam, wyraźnie zdenerwowana.
Zaczęłam się wierzgać, na co zdziwiony i zdekoncentrowany chłopak wypuścił mnie ze swoich objęć. Upadłam na nogi i z trudem udało mi utrzymać równowagę. Rzucając przelotne spojrzenie na wampira, zrobiłam kilka małych kroczków w tył, aż dopóki nie natrafiłam na przeszkodę w postaci kogoś innego. Ponownie pisnęłam, odskakując od źródła zagrożenia, a także przyjęłam pozycję obronną. Jednak... to nie to mnie teraz martwiło. Na ułamek sekundy zamknęłam oczy, a potem je otworzyłam, spoglądając w niebo. Akurat w tejże chwili mała chmurka wkroczyła na słońce, dając mi chwilowe schronienie. Niby tak, krótkotrwały pobyt na nim nic poważnego by mi nie zrobił, ale i tak byłoby to... dość nieprzyjemne. Westchnęłam z ulgą, spoglądając na towarzyszące mi osoby. Oprócz Kai’a stał tu jeszcze ktoś... chłopak z mojej klasy, który tuż po mnie miał przejąć wartę. Tylko... Jak on się nazywał? Nie potrafiłam sobie przypomnieć. Jedynie wiedziałam, że był wróżkiem. Tyle.
- Rem? – spytał, wyjawiając skrót mojego imienia. – Wytłumaczysz mi, co tu się dzieje?
Zawahałam się i spojrzałam na fioletowego. Co tu się wcześniej stało? Doskonale pamiętałam moment, w którym byliśmy w potrzasku własnych mocy, kiedy moja katana znajdowała się za jego plecami, gdy jego palce krępowały moje ruchy. Przeszukałam w pamięci tamto wspomnienie. Tuż przed utratą przytomności widziałam, jak coś małego w oddali leci w naszą stronę, a zaraz po tym... głowa chłopaka zderza się z moją.
Cholera. Czy coś tak banalnego naprawdę sprawiło, że... że zemdlałam? Że... przegrałam? Ja? Zacisnęłam dłoń w pięść, uświadamiając sobie coś jeszcze. To nie była jego wina, tylko tego "czegoś". Kai, niosąc mnie na rękach, kierował się w stronę szkoły. Czy to znaczyło, że chciał mnie ochronić przed słońcem? Nawet jeśli mnie wcześniej nie znał? Mógł mnie tam zostawić i wtedy uciec ze szkoły, czego nie zrobił. Delikatnie spuściłam głowę, a moje niebieskie włosy przykryły nieznaczną część twarzy. To było... zbyt...
Delikatne pieczenie skóry na dłoniach wyrwało mnie z tego zamyślenia. Krótkie spojrzenie w górę potwierdziło moje najgorsze myśli – malutka chmurka już opuściła tarczę słońca. Musiałam działać. I to szybko.
- On mi pomógł – powiedziałam, co najwyraźniej zdziwiło też Kai’a.
Fakt, gdybym chciała, to mogłabym go bez problemu wkopać i oskarżyć, o co tylko bym chciała, bo inny mundurowy z pewnością by mi uwierzył. Jednak nie mogłam tego zrobić. Będę musiała spłacić dług wdzięczności, który nieświadomie zaciągnęłam – samo uratowanie mu teraz tyłka nie wystarczy.
- Doprawdy? – Uniósł brwi do góry. – Ty potrzebowałaś pomocy? T y ? – drwił ze mnie. – Nasza malutka Rem?
- Malutka? – powtórzyłam.
W kolejnej sekundzie byłam już przy nim. Zdezorientowany, zrobił krok do tyłu. „Spokojnie, spokojnie”; próbowałam uspokoić samą siebie w myślach, chociaż prawie nic to nie dało. Nic mu nie mogłam zrobić. W końcu... był tu ktoś inny prócz mnie i wróżka. Podniosłam głowę, by wymienić z nim spojrzenia, a zaraz potem złapałam go za koszulę i za nią pociągnęłam, praktycznie zniżając go do mojego poziomu. Cóż, chyba nie muszę wspominać, że był z trzydzieści centymetrów wyższy, niż ja... w sumie to każdy był ode mnie wyższy...
- Słuchaj... – zaczęłam. – Spróbuj tylko komuś cokolwiek pisnąć... Pożałujesz – zagroziłam.
Zrobił kolejny krok do tyłu, a ja go puściłam, prychając.
- Nie zapomnij tylko złożyć szczegółowego raportu Wiktorowi – powiedział. – Bo ja o niczym nie zapomnę wspomnieć.
Wyminęłam go, oglądając się za siebie.
- Nie zapomnę – stwierdziłam. – Kai – zwróciłam się do wampira. Ku mojemu zdziwieniu nie uciekł, tylko nadal stał w tym samym miejscu. Tylko... czy on się śmiał? Bawiło go to? Wolałam nie wiedzieć. – Wracamy do szkoły – rozkazałam z małym uśmiechem na ustach.
Teraz nie mógł już uciec. Cóż, gdyby chciał, to mógłby się ulotnić podczas „konfrontacji” z wróżkiem, ale tego nie zrobił. Jego strata. Nic nie odpowiedział; niechętnie włożył ręce do kieszeni bluzy i poszedł za mną.
Z każdym krokiem czułam, jak skóra coraz bardziej zaczyna mnie nieprzyjemnie piec. Po dotarciu do drzwi szkoły od razu weszłam do środka, a zaraz potem zrobił to Kai. Bez zwrócenia uwagi na mnie, zaczął iść szkolnym korytarzem.
- Poczekaj! – zaczęłam. Odwrócił się i uniósł brew do góry. – No więc... – Nie wiedziałam, od czego zacząć. – Dziękuję...? – spuściłam głowę – za to, że chciałeś mi pomóc... – Po czym dodałam nieco pewniej – Jestem twoim dłużnikiem.
Wyprostowałam się i znów uniosłam głowę, wyciągając rękę w jego stronę.
- A tak poza tym... nazywam się Remilia. – Uśmiechnęłam się.

< Kai? >
Liczba słów: 905

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz