Strony

czwartek, 8 marca 2018

Od Shane'a do Ranehe

Lekko obruszyłem się na nagłe ocknięcie się świeżo co napotkanej i sprowadzonej do parteru nieznajomej; uważnym wzrokiem obserwowałem, jak chwiejnie unosi się do pozycji wpół siedzącej, wpół leżącej. Widać było, że po spotkaniu pierwszego stopnia z drzwiami nie do końca wiedziała, co się wokół niej dzieje. Zamrugała parokrotnie, jej mina była dość… skołowana. Przesunęła wzrokiem po podłodze, a po chwili jej oczy spoczęły na mojej skromnej postaci. Otaksowałem ją jednym krótkim spojrzeniem; nie wydawało mi się, abym ją kiedykolwiek widział na korytarzach uroczego Auris. Kompletnie nie przypominałem sobie, żeby ktoś z tak specyficznym wyglądem egzystował w tym cudownym i jakże normalnym gmachu szkoły. Przepraszam bardzo, ale nie wydaje mi się, abym był, aż tak ślepą i nieogarniętą osobą, aby nie dostrzec osoby z zielonymi włosami, które wręcz biły na kilometr w oczy swą niespotykaną barwą. Zmarszczyłem brwi – naprawdę nie przypominałem sobie tej dziewczyny; może była nowa? Wydawał się to być bardziej prawdopodobny scenariusz. Po krótkim rozmyślaniu na temat nieznajomej wróciłem wzrokiem na zielonowłosą i cicho westchnąłem – co ja niby miałem zrobić z osobą, która dostała przed chwilą drzwiami w twarz? Do pielęgniarki nie było mowy, abym ją zabrał; za dużo czasu już spędziłem w tamtym przebrzydłym miejscu zwanym gabinetem pielęgniarskim. Już na samą myśl o tym przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Z drugiej strony to była najkorzystniejsza opcja dla mnie; wystarczyło zaprowadzić zagubione dziewczę do tej czeluści piekła i zostawić ją na pastwę losu potwora zwanego pielęgniarką. Przeczesałem dłonią włosy – który to już raz z kolei ląduję w równie głupiej sytuacji co ta? I te feralne drzwi… Co z nimi było nie tak? Pierwszego dnia mojego pobytu w akademiku dostaję w twarz za pomocą rzeczonych drzwi, potem gdy próbuję się dostać do pokoju, mój cudowny współlokator zakłada na nie pieczęcie i moja postać ląduję na przeciwległej ścianie, a teraz ja sam funduję komuś wstrząs mózgu – wprost cudownie. Przewróciłem oczami, a na moją twarz wpłynął lekki grymas irytacji. Zawsze mnie musi mnie to spotykać. Zawsze. To było wkurzające. Bardzo. Przeczesałem dłonią włosy — dobra Shane, weź się w garść. Nie było mi dane cokolwiek powiedzieć czy nawet pomyśleć, bo w momencie, którym chciałem otworzyć usta, z ciała nieznajomej wydobyła się fala dzikiego, nieokiełznanego jazgotu.
- OKULARY!!! NIE PATRZ NA MNIE!!! NIE PATRZ!!! – Decybele jej głosu były porównywalne do tych, które wytwarza rakieta kosmiczna podczas startu. Nieznacznie drgnąłem dość zdziwiony obrotem sytuacji. Czyżbym coś poprzestawiał w mózgu mojej nowej, uroczej koleżanki? Albo kolejny raz napotkałem na swojej drodze kogoś psychicznie chorego…? Nie. Błagam tylko nie to… Przełknąłem ślinę, momentalnie spoglądając na dziewczynę, która zaczęła pełznąć po podłodze niczym dżdżownica. Przykro mi Shane, ale ona coś musiała mieć z głową. Tak, ona była z pewnością chora. Ja pierdole… Z jednej strony miałem ochotę siąść na podłodze i załamać się psychicznie, a z drugiej miałem ogromną chęć zostawienia tego całego burdelu oraz wyjechania gdzieś daleko od tego wariatkowa. Który to już raz z kolei staję się darmową opieką nad kolejnym szaleńcem? Czy ja przypominałem opiekunkę chorych umysłowo? Za każdym razem jak wychodziłem z pokoju (lub do niego wchodziłem), napotykałem nie do końca zdrowych ludzi na głowie. To szkoła dla ludzi z magicznymi mocami czy zakład zamknięty dla szaleńców…?! Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Spokojnie Shane, spokojnie – w tym wypadku może być tylko gorzej. Na moją twarz wypłynął uśmiech irytacji, który po paru sekundach znikł; zielonowłosa była już dobre parę metrów dalej. Zmarszczyłem brwi, dziewczyna miała niezłe tempo.
- Mogę wiedzieć, gdzie pełzniesz? – zapytałem, starając się, by mój głos brzmiał czysto obojętnie. Wolałem to, niż rozsadzający mnie wkurw od środka zmieszany z toną irytacji. Wsadziłem ręce do kieszeni i wolnym krokiem zacząłem zbliżać się do nieznajomej, która jakimś dziwnym trafem zaczęła się coraz szybciej oddalać. Oczy z tyłu głowy? Kolejna z uszami nietoperza? A może cukiereczek widzi duchy? – Możesz się zatrzymać? – Oczywiście nie uzyskałem odpowiedzi na żadne z moich dwóch pytań; no bo po co odpowiadać? Mruknąłem ciche ‘kurwa’ pod nosem, lecz chyba zbyt głośno. Jasnowłosa pisnęła i jej tempo pełzania po podłodze przemieniło się ze ślimaczego w żółwie. Ach, ma dziewczyna samozaparcie. Westchnąłem. Zatrzymałem się, będąc parę kroków dalej od niej. Myśl, myśl, myśl – jak wyjść z tej sytuacji bez uszczerbku na swoim oraz jej zdrowiu? Zwiesiłem głowę, zacząłem bujać się na piętach. Minęło kilka sekund, zanim ponownie uniosłem głowę i na moją twarz wpełzł szyderczy uśmiech. Oczy mi momentalnie błysnęły.
- Minęłaś swoje okulary.
<koniec wątku>

< trochu się wyszło z wprawy i wyszło to (czyt. największe najgorsze najbardziejzjebane ścierwo na tej kuli ziemskiej ogółem nie odpowiadam na uszczerbek na zdrowiu po przeczytaniu tego oraz problemów psychicznych, oraz niemożności napisania dalszego opa wybacz duszku) >
Liczba słów: 731

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz