Strony

sobota, 24 marca 2018

Od Corazona do Melusine

Kiedy w końcu nasze usta się rozłączyły z pocałunku mogliśmy zaczerpnąć tchu. W sumie jak kiedyś miałbym się udusić, to chyba tylko w ten sposób i tylko z jej ust.
– G-Głupek... – szepnęła.
– Też cię kocham. – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją.
Jezu, jaka ona jest cudowna... Mógłbym tak z nią zostać na zawsze. Móc tak czuć jej delikatne usta wiecznie... Niestety pocałunek przerwało nam głośne burczenie brzucha Mel i nerwowe chrząknięcie za naszymi plecami. Przerwaliśmy zmieszani widząc minę lekarki.
– A ty co tu robisz?! Już wracaj do łóżka! – mówiła poirytowana.
– Pani się nie martwi, nie tak łatwo się mnie pozbyć. Poza tym już prawie cztery dni tu spędziłem więc, już wszystko w porządku. – uśmiechnąłem się w kierunku Śpioszka – Mel, głodna jesteś?
– Troszeczkę... – zawtórował jej żołądek.
– W takim razie skocze do stołówki po jakieś jedzenie, a tobą w tym czasie zajmie się pani doktor, dobrze?
– N-Nie idź... – usiadła i wtuliła się w mnie. Westchnąłem. I co zrobić, nie mogłem jej tak zostawić.
– Proszę pani, czy Mel może wstawać już z łóżka? – spytałem z nadzieją w głosie.
– Nie za bardzo, nie powinna się przemęczać. – podeszła do niej i zaczęła sprawdzać kroplówkę i kilka innych rzeczy o których pojęcia nie miałem.
– A gdybym ją zaniósł tam? – spytałem zerkając na Mel.
– Wykluczone. Poza tym nie dałbyś rady bez nogi... – tu urwała swoją wypowiedź. Chyba sobie przypomniała w jakim stanie doniosłem tutaj blondynkę. – A zresztą rób co chcesz i tak pewnie się nie posłuchasz... Masz ją tu tylko szybko z powrotem odstawić... I to całą!
– Aye! Słyszałaś Śpioszku? Wskakuj mi na plecy i ruszamy po jedzonko! – chwyciłem kule i przysunąłem się bliżej żeby było jej wygodniej wejść.
– A-Ale dasz radę? – wtuliła się w moje plecy
– Nie martw się, tym razem mam kule do podpierania się. – wstałem z nią i powoli zacząłem kuśtykać w stronę wyjścia z sali.
– U-uważaj... – powiedziała mocniej się wtulając.
– Wiesz, jak nas stąd wypiszą, to czy mogłabyś mi nową nogę zrobić? – mówiłem ciężko dysząc. Jednak może nie doszedłem całkiem do zdrowia – Bo ta mi się troszkę tak jakby... Nie ma jej...
– Oczywiście, że tak... Tylko daj mi na to dwa dni...
– Jasne, ale najpierw jedzenie i masz wyzdrowieć przedtem, okej? – obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem jak dziewczyna mimo podskakiwanie zaczyna podsypiać. – Hej, hej, hej... Śpioszku, już jesteśmy...
– J-już? – ziewnęła. Podszedłem do najbliższego wolnego stolika i pomogłem jej usiąść na krześle.
– No to na co masz ochotę Śpioszku? – spytałem uśmiechając się do niej.
– N-Nie wiem... Możemy poćwiczyć alchemię? – zaświeciły się jej oczka. Były piękne, ale nie mogłem ulec.
– Wiem, że dopiero co się wybudziłaś i rozpiera cię energia, ale wiesz że nie powinnaś się przemęczać. – spojrzałem jej głęboko w te cudne błyszczące oczka. – Zwłaszcza, jeśli jesteś głodna.
– N-No wiem, ale chcę, żebyś był dumny i chcę dalej ćwiczyć. – spojrzała mi w oczy z determinacją i delikatnym uśmiechem na twarzy.
– Przecież wiesz, że zawsze jestem z ciebie dumny Śpioszku, jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaka kiedykolwiek istniała, istnieje i będzie istnieć na tym świecie. – pocałowałem ją w czoło. – Poza tym, najpierw coś zjedz, dobrze?
– Mogę coś nam upichcić, tylko... Nie wiem gdzie... – szepnęła, czerwieniąc się mocno. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok.
– Nie musisz, zaraz nam przyniosę coś. – ponownie dałem jej całusa w czoło i wziąłem swoje kule. Raczej nie dam rady donieść jedzenia podpierając się o kulach... Klasnąłem w dłonie i zmieniłem jedną z nich prymitywną protezę i zamocowałem ją na kikucie. Teraz chociaż jakoś mogłem chodzić i mieć wolne ręce. Podszedłem do bufetu, wziąłem tacki i talerze, po czym zacząłem nakładać wszystkiego po trochu. Trochę mi zajęło zanim udało mi się wrócić do stolika dostarczając wszystko w jednym kawałku. Miło było patrzeć jak Mel zajada. W końcu przespała prawie cztery dni, więc apetyt jej dopisuje.
***
– Mógłbyś się nie ruszać?! – mówiła lekko poirytowana – Jak będziesz się wiercił to mogę źle podłączyć nerwy albo śrubki nie dokręcić.
– Wybacz... Ale nigdy podłączania nerwów nie lubiłem – skrzywiłem się gdy nacisnęła śrubokrętem jakąś rzecz w mojej nodze.
– No, to nogę mamy wreszcie za sobą... Chyba... – przetarła czoło i poprawiła spodnie, które zsunęły jej się lekko z bioder – Pokaż no teraz rękę...
– Jesteś pewna, że chcesz ze mną jechać? – spytałem rumieniąc się na widok jej odsłoniętego ciała.
– Jasne. Chyba powinnam poznać twoich bliskich, prawda Cora? – mówiła skupiona na swoim zajęciu.
– Żeby nie było, że nie uprzedzałem... Moja babcia jest dość... Nietypowa... – znowu się skrzywiłem kiedy zaczęła coś kręcić wewnątrz protezy.
– Każdy ma kogoś dziwnego w rodzinie, ja też. – zdjęła płytkę z protezy, coś w niej robiąc. – Poza tym, chcę ją poznać. Będę dla ciebie jak najlepsza i udowodnię, że zasługuję na to.-z rumieńcem zaczęła kręcić we wnętrzu automaila.
– Nie musisz nic udowadniać, ty jesteś najlepsza. – podniosłem się i pocałowałem ją. Jak mogła powiedzieć, że musi udowodnić, że zasługuje na mnie... – Wiesz dobrze, że to ja powinienem to powiedzieć?
– Głupi, może i powinieneś, ale dlaczego mamy ulegać zasadom. Zależy mi na tobie i będę walczyła o twoją miłość. – zaśmiała się, czerwieniąc lekko, po czym
pocałowała mnie delikatnie w policzek i usadziła z powrotem na stołku. – Nie ruszaj się. Muszę coś jeszcze tutaj zrobić.
– Kocham cie Śpioszku i nic tego nie zmieni. – uśmiech nie schodził z mojej twarzy, nawet kiedy naruszała połączenia nerwowe.
– Wiem, ale i tak będę się starała. – zaśmiała się, po czym ukucnęła, aby przyjrzeć się nodze. – Swoją drogą dlaczego akurat Śpioszek?
– Bo jesteś przeurocza kiedy śpisz. – spojrzałem jej w oczy i zaśmiałem się lekko – Jeśli chcesz, to mogę pomyśleć nad jakimś innym przezwiskiem...
– W sumie Śpioszek jest ładne, ale czy ja wiem... – uśmiechnęła się, nadal majstrując przy nodze.
– W takim razie pomyślimy nad czymś innym już w pociągu, dobrze? – uśmiechnąłem się do niej.
– Mhm... – złapała delikatnie moją dłoń, kładąc ją na swoim policzku i ziewnęła uroczo. Przypomniało mi to małe kotki co dopiero się wybudziły ze snu.
– A nie mówiłem, że jesteś urocza kiedy ziewasz i śpisz? – uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Odwróciła zawstydzona wzrok.
– N-Nie mów tak... To krępujące... – zaczerwieniła się mocno.
– Wybacz... Ale pomyślałem, że w takiej sytuacji to raczej nic bardziej krępującego być nie może... – spojrzałem po sobie, po czym przeniosłem swój wzrok na nią i uśmiechnąłem się. Prychnęła, po czym dostałem kluczem francuskim po głowie.
– Chichaj....
– Ała... Za co! – chwyciłem się za głową kuląc się z bólu. Boże, co ja takiego powiedziałem żeby tak oberwać?!
– G-Głupek... – skrępowana odwróciła wzrok. Masowałem obolałe miejsce i po chwili ból zaczął ustawać.
– Też cie kocham, ale to chyba jakiś wyższy poziom miłości? – uśmiechnąłem się krzywo gdy ból wrócił przy zbyt szybkim ruchu głową. Wtuliła się we mnie mocno, zaciskając łapki na moim torsie.
– P-Przepraszam... – trzymała się kurczowo.
– Już, już... Nic się przecież nie stało... – objąłem ją i przytuliłem mocno do siebie. Nie umiem się na nią gniewać. Nawet w chwilach gniewu jest urocza.
– P-Przepraszam... – spojrzała mi w oczy, nieśmiało łapiąc moją rękę. Spojrzałem jej w oczy. Te błękitne duże oczy... I pocałowałem ją.
– Słodka jesteś... Nie umiałbym się na ciebie gniewać. – przyciągnąłem ją do siebie bliżej
– S-Słodka? – zaczerwieniła się bardzo mocno.
– Ano... – mnie też zaczął rumieniec oblewać. Zerknąłem na zegar. Wskazywał on godzinę piętnastą – Wiesz, jak mamy tam dziś dojechać, to musimy się już powoli zbierać.
– N-Nie chcę, żebyś mnie puszczał... – mruknęła, tuląc się do mojego torsu.
– I nie puszcze... – wziąłem ją na ręce i ruszyłem w kierunku swojego pokoju, żeby się spakować. Tak trochę zbyt późno się zorientowałem, że z rozpędu wyszedłem w samych bokserkach z Melcią na plecach na zatłoczony o tej porze korytarz... Melusine pisnęła, zakrywając swoją twarzyczkę.
– C-Cora! Jesteś w samych bokserkach, głupku! – pisnęła, kuląc się.
– Tak, jakby trochę już na to za późno... – poprawiłem Mel i ponownie ruszyłem do przodu. – Jedyne co w tej sytuacji możemy zrobić to wyprostować się i iść dumnie przed siebie...
Dziewczyna zaczerwieniła się bardzo mocno, kryjąc swoją twarzyczkę. Nie dziwiłem się jej. Starałem się ignorować uczniów wskazujących nas palcami i rzucających jakieś żarty... Na szczęście schodzili nam z drogi i względnie szybko dostałem się do mojego pokoju. Droga powrotna po rzeczy Mel, była odrobinę przyjemniejsza... Nie wiało aż tak... Niecałe półgodziny później czekaliśmy już na pociąg.
***
Wieczorem dojechaliśmy na dworzec główny w pobliskim miasteczku.
– Meel, wstajemy. – potrząsnąłem nią delikatnie. – Musimy jeszcze autobus złapać.
– Nieee... – mruknęła. Naprawdę była przeurocza kiedy spała.
– W takim razie będę musiał cię nieść. – podniosłem się i zgarnąłem nasze torby na plecy, po czym schyliłem się i podniosłem Melcię z siedzenia. Dziewczyna cicho pisnęła i wtuliła się w mnie. Nim się obejrzałem, ona już spała. Jakoś udało się przez tłumek ludzi wygrzebać z wagonu. Po kilkunastu minutach już dojeżdżaliśmy busem do mojej rodzinnej wsi. Na zewnątrz było, ale w jednym domku w pobliżu przystanku ciągle świeciły się światła. Ruszyłem ze Śpioszkiem w kierunku drzwi. Kiedy wchodziłem na ganek babcia Yuno wyszła nam na powitanie. I po jej minie ogarnąłem, że zapomniałem wspomnieć, że z Mel przyjeżdżam.
– Hej babciu. – uśmiechnąłem się szeroko – Tak wiem, wiem, powinienem powiedzieć, że ze Śpioszkiem przyjeżdżam.
– Heh, wnusiu... – pokręciła tylko głową z cichym westchnięciem. – Obudź ją i chodzie na kolacje, pewnie głodni jesteście.
– Jasne babciu. – powiedziałem i ruszyłem do mojego dawnego pokoju. Zostawiłem tam nasze rzeczy i jakimś cudem udało mi się sprawić, że Mel otworzyła swoje oczka.
– Cora...? – wyszeptała zaspanym głosem przecierając oczy.
– Chodź, babcia Yu zrobiła kolację. – uśmiechnąłem się i pomogłem jej wstać.
– B-babcia...? – zapytała zaspana.
– Ano, dojechaliśmy przecież... Śpioszku...
– Boże! – pisnęła, po czym zaczęła poprawiać swoje włosy i ubranie. Na ten widok się zaśmiałem. Była taka urocza...
– Spokojnie, nie musisz nic poprawiać. – uśmiechnąłem sie i objąłem ją – I tak jesteś piękna.
– Ale to twoja babcia... – odwróciła głowę tak, że spojrzała mi w oczy.
– Nie martw się, a teraz chodź. Lekarz kazał ci się zdrowo odżywiać i odpoczywać. – podniosłem ją i ruszyłem w kierunku schodów.
– Cora! Dam radę sama! – pisnęła.
– Wiem, ale obiecałem, że cię już nie puszczę, prawda? – zaśmiałem się i szedłem dalej.
– Ale Cora... Twoja babcia... Uzna mnie za dziwną...
– Nie martw się, wychowywała mnie przez tyle lat więc nic jej już nie zdziwi – uśmiechnąłem się pocieszająco. Choć to było bardziej pocieszenie dla mnie –Chyba...
– Cora! Głupi! – pisnęła.
– Co wam się tak długo schodzi! – dobiegł nas głos z kuchni – Chyba mi tam nie świntuszycie na schodach?!
– Już, już babciu idziemy! – odkrzyknąłem. Zapowiada się dłuugi i dość interesujący weekend...
<Melciu?>
Ilość słów: 1847

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz