niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Drake'a do Roy

Nie chciałem nic mówić, ale podzielałem zdanie Roy. Ktoś maczał brudne paluchy w zabezpieczeniach. Nie podobało mi się to. Miałem dziwne przeczucie, że to nie jest sprawka jakiegoś ucznia, a raczej kogoś bardziej ogarniętego. Nie zdziwiłbym się, gdyby któryś z nauczycieli nie zechciał przetestować naszych umiejętności, pozmieniawszy nieco zasady, na dodatek nie uprzedzając nas o tym. Na przykład mój wychowawca. Gendirin to fałszywa menda. Niby działa w słusznej sprawie. Generał od siedmiu boleści. Nie cierpię tego faceta. Gdybym tylko mógł, w życiu bym go nie wybrał na wychowawcę.
Gdy tylko Blue znowu znalazł się w centrum uwagi białowłosej, poczułem się zazdrosny. Ten mały, irytujący blaszak kradł całą jej uwagę, która bez wątpienia należała się mnie! Jak Roa mogła w ogóle bardziej zważać na Blue niż na mnie? Poczułem się naprawdę dotknięty. Obrażony skrzyżowałem ramiona na piersi i z miną naburmuszonego dziecka oparłem się o najbliższe drzewo. Do tego wszystkiego prychnąłem pod nosem. Tak, wiem. Szczyt szczeniactwa, ale co poradzę, taki już jestem. Nagle Roa zbliżyła się do mnie. Nieśmiało wyciągnęła rękę, by po kilku sekundach zanurzyć drżące palce w moich włosach. Z początku głaskała mnie nieśmiało, jednak z każdą kolejną chwilą jej ruchy były coraz odważniejsze.
– Strzeż się, bo teraz cię zagłaskam na śmierć – zaśmiała się dziewczyna. Jej pieszczota sprawiła mi, nie powiem, wielką przyjemność, dlatego postanowiłem się jej odwdzięczyć. Sam wyciągnąłem prawą dłoń, by opuszkami palców przejechać po jej policzku. Skóra Roy była gładka w dotyku i miękka. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Czyżbym ujrzał w nich nutę strachu i niepewności? Zabrałem rękę, by po chwili odsunąć się od niej. Nie chciałem, by pomyślała sobie nie wiadomo co o mnie.
– Śmierć nie jest mi straszna. Jeszcze za mało zrobiłem, by odejść z tego świata. – Gdy odszedłem od niej na kilkumetrową odległość, odwróciłem się do mej białowłosej towarzyszki twarzą. – Czas na nas. Nie powinniśmy stać w miejscu, stajemy się tym samym łatwiejszym celem, a zależy nam na wygranej, prawda? – spytałem, posyłając jej tym samym kolejny uśmiech. – Coś mi się wydaje, że czeka nas dzisiaj niejedna niespodzianka.
***
Przez godzinę szliśmy, kierując się na zachód. Po drodze natrafiliśmy na jeszcze dwie inne pary, które udało nam się pokonać. I tak jak było za pierwszym razem, gdy jeden z przeciwników padł „trupem”, drugi nadal pozostawał w grze. Po kolejnym wygranym pojedynku nieco zmęczeni postanowiliśmy znaleźć jakąś kryjówkę, by odpocząć kilka minut i zregenerować siły. Jak na razie nie musieliśmy posługiwać się naszymi magicznymi zdolnościami. A ciekawiło mnie, jakim typem mocy dysponuje Roa. Na pewno nie jest żywiołakiem. To bym wyczuł z daleka. Pozostaje jeszcze kwestia zmienionych zasad gry.
– Chyba mam pewną teorię – odezwałem się po kilkuminutowej ciszy, jaka zapadła między nami. W lesie zaczął panować półmrok, jedynie światło pochodzące od Blue oświetlało nam siebie nawzajem. Do tego temperatura się obniżyła. Zimno coraz bardziej dawało nam się we znaki.
– Jaka to teoria? – spytała Roa. Przytulała Blue do siebie, dzięki czemu android oddawał jej trochę swojego ciepła.
– Co, jeśli połączyli nas w pary tylko dla zmyłki? Od samego początku mogli planować coś innego, a nam przekazać fałszywe instrukcje. Myślę, że... – urwałem, by się zastanowić. Mój głos obniżył się niemal do szeptu. – Że ostatnia para, która wygra, będzie musiała stoczyć walkę między sobą. Nie zdziwiłbym się, gdyby podczas gry zaproponowano nam także zmianę partnerów lub łączenie w większe grupy. Skoro po wyeliminowaniu jednego z pary ten drugi nadal jest w grze, to czemu kompan miałby nie zdradzić kompana i przyłączyć się do kogoś silniejszego? Wszyscy za jednego...
Po moim krótkim wywodzie zapadła cisza. Roa zaczęła analizować to, co przed chwilą powiedziałem. Według mnie to wszystko trzymało się sensownie kupy. Inne rozwiązanie jakoś nie przychodziło mi do głowy. Popatrzyłem badawczo na dziewczynę przed sobą. Czy byłaby zdolna do zdrady sojusznika? Do wbicia towarzyszowi noża w plecy? Nie znałem jej za dobrze, a właściwie nie znałem wcale. Wydawała się cicha i się niewychylająca. Raczej nie wyglądała na mistrza pierwszego planu, lecz kto tam ją wie? Może umiała świetnie grać?
Zadawałem sobie pytanie, czy mogę jej ufać...
– Powiedz... Roa.... – odezwałem się znowu, nie przestając świdrować dziewczyny wzrokiem. – Co myślisz o tym wszystkim? Jak ty byś postąpiła, gdyby okazało się to prawdą? – zadałem jej nurtujące mnie pytanie, aczkolwiek miałem świadomość, iż raczej prawdy mi nie powie. Tak, jak ona dla mnie, byłem dla niej obcym. Jedynie kolegą ze szkoły, z którym wymieniła kilkanaście zdań.
Jednakże, gdy tak na nią patrzyłem, na tę całkiem piękną, acz troszkę dziecięcą twarz, czułem, że można jej zaufać. Gdzieś nad nami zahuczała sowa. Dźwięk rozszedł się po głuszy, pozostawiając po sobie krótkie echo. Tymczasem nadal patrzyłem na Roę. Zacząłem dostrzegać w niej coraz więcej. Na przykład urodę. I delikatność.
– Czemu wybrałaś profil wojskowy? Mundur do ciebie nie pasuje, mała...

< Roa? >
Liczba słów: 794

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz