- Kiki! - zawołałem jeszcze raz. Poza tym samiec chyba przestał się mnie słuchać lub uważa to za nadzwyczajnie śmieszną zabawę. Tylko ciekawe dla kogo.
Wtem usłyszałem dziwne odgłosy z korytarza po mojej prawicy. Gdy zwróciłem się w tamtą stronę, zauważyłem dziwnie poruszającą się osobę, jakby coś kopała. Zainteresowany zrobiłem krok w głąb holu i wychyliłem głowę. Po ujrzeniu dwóch chłopaków kopiących kogoś na ziemi, aż się we mnie zagotowało. Zacisnąłem mocno pięści.
- Ej, wy! - krzyknąłem. Momentalnie oprawcy się do mnie odwrócili, a na ich twarzach od razu widać było strach. Zerwali się do ucieczki, a ja im na to pozwoliłem. I tak pamiętałem ich twarze, nie mówiąc o tym, że nawet znałem z imienia i nazwiska.
Od razu podszedłem do poszkodowanej osoby, kucając przy niej. Gdy obróciłem ją na plecy, aż się zatoczyłem. Dziewczyna... Oni kopali dziewczynę. Uważniej się jej przyjrzałem. Nie wyglądała na niską, ale też i na potężnie zbudowaną. Brązowe włosy miała skołtunione i odrzucone na bok. Poza tym zauważyłem prawie niewidoczną strużkę krwi cieknącą z jej warg. Do tego miała zamknięte oczy, co mogło świadczyć tylko o tym, że zemdlała. Współczułem jej w tym momencie, a jednocześnie byłem mocno wkurzony na tamtą dwójkę debili. Jednak dziewczynę trzeba było jak najszybciej zanieść do pielęgniarki. Westchnąłem, nie mając innego wyboru, jak ją podnieść. Mam tylko nadzieję, że nie należy do jednych z tych, które wolałaby ciężko zachorować, niż zostać podniesione przez jakiegokolwiek chłopaka. Jeszcze bardziej się schyliłem i złapałem ją jedną ręką w talii, a drugą pod nogami. Sposób na pannę młodą był dla mnie bardzo wygodny, nie powiem.
Wyszedłem na główny hol i stanąłem, głęboko wzdychając. Jakiś metr przede mną siedział King, w swoim głównym pysku dumnie trzymając moje jakże urocze bokserki.
- Dzięki, stary - rzekłem, na co samiec się podniósł. Jakby czytał mi w myślach, zaczął kroczyć przede mną i, niestety, bezbłędnie prowadzić mnie do pokoju szkolnych higienistów. Na moje szczęście nie mijaliśmy zbyt dużej liczby osób, które mogłyby zacząć się przypatrywać materiałowi w zębach Kikiego oraz nieznajomej trzymanej na moich rękach. Do tego była o wiele lżejsza, niż się spodziewałem.
Gdy na horyzoncie widniały tak bardzo przeze mnie upragnione drzwi, cerber zaczął szczekać na tyle głośno, by usłyszeli go aż w akademikach. Jednak zaraz potem pokój pielęgniarski się otworzył, a pan Devar pozwolił mi wkroczyć do środka.
- Nie wiedziałem, że w naszej szkole bierze się ślub - zażartował, na co ja tylko westchnąłem.
Położyłem dziewczynę na łóżku pod ścianą, do którego już podchodziła żona higienisty. Odwróciłem się w jego kierunku. Stał wyczekująco z rękami założonymi na biodrach.
- Zobaczyłem, jak dwójka uczniów kopie ją na korytarzu - odpowiedziałem, wyprzedzając ducha z pytaniem.
- Wiesz, kim byli? - zapytał. Skinąłem potwierdzająco głową.
- Mogę później podać nazwiska.
- Nie musisz. Idziesz ze mną do wicedyrektorki. U niej opowiesz wszystko dokładniej - powiedział, następnie się odwracając i gestem ręki prosząc, bym za nim poszedł. Szybko zwróciłem się w stronę grzecznie siedzącego psa, nadal trzymającego w zębach moją bieliznę. Ciekawe, kiedy to mu się znudzi. Skierowałem palca w jego stronę.
- Masz tu siedzieć, aż wrócę - zacząłem na niego kiwać. Następnie pospiesznie wyszedłem z pokoju i ruszyłem za pielęgniarzem.
< Lily? >
Ilość słów: 654
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz