-Eren... Obiecaj mi, że nigdy, bez znaczenia co się stanie, nie przestaniesz mnie kochać. Nawet wtedy, kiedy będę musiał zrobić coś, co delikatnie ciebie zrani...-szepnąłem, trzymając mocno jego nadgarstki.
-Kocham cię, ale nie wiem o co ci chodzi. Jak to, zrani?
-Coś, co może ciebie skrzywdzić, o tutaj.-dotknąłem palcem miejsca, gdzie było jego serce.-Eren, kiedyś nadejdzie czas, że któryś z nas zrobi coś, co może zranić drugiego... Wiem. Wiem, że to dla ciebie teraz nie jest jasne, ale tylko mi obiecaj... Obiecaj, że nigdy nie przestaniesz mnie kochać i nigdy nie pomyślisz, że ktoś mnie zastąpi...-szepnąłem, przystawiając swoje czoło do jego czółka.
-Nie wiem, do czego zmierzasz, ale jakoś moje serce nie zabiera się do zmiany partnera.-pogładził delikatnie mój policzek.
Jego dotyk. Ten kochany dotyk, który ja wręcz uwielbiam. Ten dotyk, którego wręcz nie chcę opuszczać, ale jednak też muszę to zrobić, aby nie cierpiał, kiedy czas nadejdzie... Swoje dłonie przeniosłem na jego biodra, delikatnie go po nich gładząc.
-Eren... Obiecaj. Proszę, obiecaj mi to...-,,aby moja praca nie poszła na marne" pomyślałem, bo przecież nie mogłem mu tego powiedzieć.
-Kagami, nie poznaję ciebie teraz...Tobie, wszystko obiecam, ale...
-Cieszę się twoją obecnością, kochanie...-szepnąłem, gładząc jego bioderko.
-Ja też, Kagamiś...
Po chwili bardzo mocno go do siebie przytuliłem, cicho szlochając. Boże, dlaczego muszę to zrobić... Wiem, ale jednak tak bardzo, tak bardzo nie mogę patrzeć na jego cierpienie, które za jakiś czas dojrzę na własne oczy.
-Eren... Kocham cię...-szepnąłem, lekko drżącym głosem.
-K-Kagami? Co jest...-zapytał zdziwiony i odwzajemnił mój przytulas.
-Odpowiedz... Powiedz, że mnie kochasz... Powiedz mi to... Mów mi to ciągle...-szepnąłem mu do ucha.
-Kagami, kocham cię, ale błagam, nie strasz mnie tak...
-Kagami, kocham cię, ale błagam, nie strasz mnie tak...
-P-Powtórz...-szepnąłem.
-Kocham cię...
-J-Jeszcze raz...
-J-Jeszcze raz...
-Kocham cię...K-Kagami, o co chodzi?
Spojrzałem w jego żółte oczęta, gładząc jego policzek i delikatnie się uśmiechając. Mój kochany Eren. Najukochańszy na wieki Eren. Wziąłem go na ręce w stylu panny młodej, po czym rozłożyłem skrzydła i wzleciałem w niebo. Jak strzała z moją miłością na rękach ruszyłem do akademika, aby móc z nim spędzić chwile. Minęło trochę czasu, a potem stanęliśmy na balkonie. Ukryłem anielskie skrzydła, siadając z szatynem na swoim łóżku. Mój skarb usadziłem sobie na kolanach, gładząc delikatnie jego plecy i uśmiechając się do niego. Potem go objąłem, kładąc się z nim na bok. Nie obchodziło mnie to, że był dopiero wieczór, a do nocy jeszcze trochę czasu jest. Szatyn wtulił się w mój tors, a ja go objąłem, chroniąc przed złym światem. Cóż, niedługo nie będę mógł zrobić tego fizycznie, ale duchowo na zawsze będę obok niego. Kurwa... Tak bardzo go kocham, a czyny nie pokażą tego, co do niego czuję. Po chwili usłyszałem ciche pochrapywanie zadowolenia mojej miłości. Minęło niewiele czasu, a wtedy i sam odpłynąłem do świata snu.
Byłem... W wodzie? Dlaczego. Zacząłem spadać w dół, gdy nagle ktoś pochwycił moją rękę, ciągnąc mnie delikatnie ku górze. Kim jesteś? Dlaczego twoje oczy lśnią? Dlaczego ja... Płaczę. Mój pierścień zbliżał się do osoby, jaka mnie wyciągała. Po chwili dojrzałem Erena.
Mojego kochanego Erena, który patrzył na mnie tymi swoimi złotymi oczętami.
Moje kochanego Erena, który wiecznie chce być obok, ale ja nie mogę tego odwzajemnić, bo chcę zrobić coś, co może zepsuć to, co jest między nami.
Nie chcę, ale to jednak dla jego dobra. Dla naszego dobra... Chciałem, aby on to zrozumiał i nie załamał się, jednak wiem, że to na pewno nie skończy się w taki sposób...
---
-Eren...-szepnąłem przez sen, mocniej obejmując moją miłość.
<następne opowiadanie>
<Eren?>
Ilość słów: 682
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz