-Nosz cholera jasna no!-warknąłem, patrząc na drzwi.
Brunet o jakichś żółtkowatych oczach. Pierwsze co mi na myśl przyszło to to, że jest on wilkołakiem. W końcu ma te swoje piesopodobne monstrum i jeszcze się na mnie patrzy tak, jakbym był jakimś kawałem mięcha. Prychnąłem, zdejmując nogi z łóżka.
-A ty to?-zapytałem, przeciągając się.
-Eren Kurishimi.
-Jestem Kagami Taiga. Mam rozumieć, że teraz będziesz mi tutaj z tym potworem spał?-zapytałem.
Szatyn zmarszczył brwi, a potem jakby się obraził po prostu usiadł na swoim łóżku z jakimś pudełkiem i zaczął wypakowywać coś z niego. A kij z tobą, krzyżyk na drogę. Stanąłem na własnych nogach, kierując się do szafy. Wziąłem pierwsze lepsze ubranie, a potem zacząłem się przebierać. Kiedy zarzuciłem bluzę na obcisłą, czarną koszulkę, podrapałem się po głowie i zignorowałem tego potworka biegającego po pokoju. Spojrzałem na zegarek. Miałem tyle czasu, ale było go za mało, na szybki trening koszykówki. Zostałem zmuszony, aby zostać i poczekać jeszcze chwilę. Popatrzyłem na tego żółtawkookiego, który nadal tam wypakowywał swoje graty.
-Oi! Eren-kun. Wybacz, jak obraziłem tego psowatego zwierzaka czy ciebie, ale nie lubię psów.-powiedziałem, drapiąc się po karku.
-No to musisz się przyzwyczaić, bo od dzisiaj będzie CODZIENNIE z tobą mieszkał, prawda Ayato?
To diabelskie zwierzę szczeknęło, zawyło, a kij wie co to było. Nagle z mojego cienia wyskoczył mój słynny zwierzaczek. Jego białe spojrzenie popatrzyło na to monstrum, a z pyska poleciało mu nieco śliny. Pstryknąłem go w ucho, a ten się obudził. Znowu zasnął z otwartymi oczami. Tępe to to jak nie wiem co.
-Eren-kun, to Cień, mój towarzysz. Ten akurat nie będzie przeszkadzał, bo zazwyczaj siedzi głęboko w cieniach i pojawia się raz na jakiś czas. Chyba, że się wkurzę, ale to już inna sprawa.
Potem popatrzyłem znowu na zegarek. Ahoj szkoło, jak to się mówi. Ale taki entuzjazm miałem w myślach... Opuściłem pokój, mając nadzieję, że Cień nie narobi kłopotów.
---
Po lekcjach, miałem trening koszykówki. Jak zawsze, zaczęliśmy od okrążeń wokół boiska, a potem każdy z nas miał rzucać do kosza. To było dość nudne, bo wolałem od razu rzucić się w wir gry. Kiedy nadeszła wreszcie ta chwila, lekko podniecony stanąłem na środku, aby wygrać walkę o piłkę. Riko wyrzuciła przedmiot do góry, a ja korzystając ze swojej umiejętności wysokiego skoku, odebrałem piłkę przeciwnikom, od razu biegnąc w stronę kosza. Wyminąłem z łatwością znajomych z drugiego składu, a potem wbiłem piłkę do obręczy, aż cała konstrukcja zadrżała. Modliłem się, aby tym razem nie połamać żadnego sprzętu, bo już mi Hyuga tak łatwo nie wybaczy. Przeczesałem włosy, a potem ponownie ruszyłem biegiem ku piłce.
---
Po treningu, wyciągając się, wróciłem do swojego pokoju. Po otworzeniu drzwi, pierwsze co zauważyłem to tego potwora, który czatował z wywalonym jęzorem. Br... Jak ja przejdę? Nogi mi lekko zadrżały, a ja pomyślałem, że może jednak pójdę sobie jeszcze na trochę gdzieś... tam o. Jednak to monstrum zniknęło mi z pola widzenia, więc bardzo szybko przeszedłem w stronę łóżka, a tam opadłem na nie, strzelając palcami. Kątem oka widziałem, jak szatyn coś tam robi z tym psowatym stworem, ale szczerze to nie chciałem patrzyć na mizdrzenie się zwierzęcia z właścicielem. Odwróciłem się do niego plecami, bawiąc się naszyjnikiem na swojej szyi. Po dotknięciu srebrnej błyskotki, napisy na nim zaświeciły się ładnie na czerwono. Kiedy jednak zapatrzyłem się na biżuterię, zrozumiałem, że powinienem chyba z nim pogadać. Coś jednak tutaj jest nie tak. Podniosłem się, spoglądając na szatyna i jego łażące na czterech łapach monstrum.
<Eren? Ciapcioku walony ty! Omae wa, mou shindeiru... NANIIII?!>
Ilość słów: 694
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz