czwartek, 5 lipca 2018

Od Shoto do Shury

Shura. Imię kobiety, która zawładnęła moim sercem. Niektórzy spytają: czemu tak szybko? Nie wiem. Sam nie potrafię odpowiedzieć na to niby proste pytanie. Czy to są właśnie wątpliwości? Nie, nie są. Nie mogą być. Dlaczego? Bo ja ich nie mam. Nie mam wątpliwości, że ją kocham. Jestem tego pewien. Jak niczego innego w tym okrutnym świecie. Pośród tej nędzy, biedy, bólu i chamstwa można znaleźć osobę, z której emanuje takie przyjemne światło. Szkoda, że ona sama o tym nie wie i tego nie czuje. Myśli inaczej i widzi siebie inną niż ja ją widzę. Dołuje siebie, choć nie powinna. Jest piękna i wręcz idealna dla mnie. Mam nadzieję, że kiedyś to zobaczy. Teraz nie potrafi. Teraz nie może, bo jest uwięziona. Można tak to nazwać. Uwięziona przez swój błąd z przeszłości, który ją obwiązuje kolczastym cierniem i dusi, a ludzie, którzy spowodowali cały ten paradoks, nie mają za grosz sumienia i współczucia. Bezmyślne hieny i podłe szczury. Nie mogę ich nazwać innymi, lepszymi rzeczami. To przez nich Shura cierpi  i nie może rozwinąć skrzydeł jak zazwyczaj. Postanowiłem jej pomóc. Nie jest łatwo, bo hakuję ich system dzień w dzień. Metodą prób i błędów, gdzie dokładność jest jedną z najważniejszych cech. Nie obchodzi mnie to, że mogę być zmęczony, czy też niewyspany. Co z tego, że siedzę nad tym noc w noc. To tylko chwilowe cierpienie, które może odmienić jej życie na zawsze. Dlatego warto się poświęcić. Poświęcić się dla niej...
---
Stałem w kuchni i piłem swoją kawę. Nagle ujrzałem wychodzącą zza rogu Shurę.
- Co tam? - zdjąłem okulary i przetarłem swoje oczy.
- A nic. - uśmiechnęła się do mnie.
- Haha, ten uśmieszek mówi wszystko. - z powrotem nałożyłem swoje okulary - idziemy gdzieś dzisiaj?
- W sumie bardzo chętnie bym gdzieś wyszła. Tylko będziemy musieli zajść do mnie.
- Dobra, spoko, idziemy od razu? 
- No, możemy. - kiwnęła głową z uśmiechem.
Dopiłem kawę i umyłem kubek. Ubraliśmy się i wyszliśmy z mojego mieszkania, kierując się do apartamentu Shury. 
- Idź, ja tu poczekam. - pocałowałem ją w policzek i otworzyłem drzwi do klatki, by tam weszła.
- Jaki gentelman. - zaśmiała się i poszła do klatki. 
Po niecałych kilkunastu minutach wróciła, ubrana w zwykłą, przydużą bluzę oraz krótkie spodenki. Na nogach miała najzwyklejsze trampki, przez co wydawała się o wiele niższa niż zawsze.
- Wyglądasz pięknie, kochanie... - szepnąłem jej do ucha i zaczęliśmy się kierować w bliżej nieokreślonym kierunku.
Okazało się, że dzisiaj w mieście jest jakiś festiwal i wszyscy dookoła biegają szczęśliwi. Dzieci z pomalowanymi twarzami, dorośli w kawiarniach i barach. Wooow. Dawno nie widziałem aż tak szczęśliwego społeczeństwa. Postanowiłem wykorzystać okazję i kupić coś dla Shury. Zaciągnąłem ją z uśmiechem do sklepu blisko wesołego miasteczka. 
- No, dzisiaj masz zapomnieć o wszystkich smutkach i się dobrze bawić, jasne? - spojrzałem na nią kątem oka, czekając na jej reakcję.
- Postaram się. - uśmiechnęła się do mnie.
|Podszedłem do półki z maskotkami i wziąłem jedną, uśmiechając się do niej.
- Aaaaa to dla mojej nowej, kochanej i pięknej dziewczyny...
Podałem jej maskotkę i podszedłem do kasy, płacąc za nią. Dzięki temu byłem pewny, że nie może już mi odmówić. dziewczyna stała zarumieniona i przytulała mocno maskotkę do siebie. Chwyciłem ją za rękę i wybiegłem ze sklepu. Stanąłem na chodniku, wskazując na rollercoaster z zadziornym uśmiechem.
- Shuraa... Wiesz co to znaczy? - uśmiechnąłem się zadziornie, patrząc na Shurę i obejmując ją za ramię.
<następne opowiadanie>
<Shura?>
Ilość słów: 570

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz