sobota, 7 kwietnia 2018

Od Kadara do Altaira

Jego zespołu? Czyli że gra? No tego się nie spodziewałem. Siostra była piosenkarką z baru, a mój współlokator należy do zespołu muzycznego. Bo raczej o taki mu chodziło, prawda?
- Grasz na czymś? - wyrwało mi się, nim pomyślałem. Jednak się odezwałem, więc wypadałoby usłyszeć odpowiedź. Jasnowłosy delikatnie się uśmiechnął.
- Gram na gitarze i śpiewam – odpowiedział. Następnie wyciągnął rękę przed siebie, na której zaraz usiadł Archer. Dziwne stworzenie. Wyglądało jak połączenie królika, fretki i ptaka. Nie wiem, czy tym samym nie pobija cerbera w kategorii dziwnych zwierząt. A mówiąc o moim Kingu, to trzeba powiedzieć, że pupil Altaira trochę go rozjuszył. Skakał wokół jego nóg, szczekając ze wszystkich głów. Westchnąłem, schylając się i biorąc samca na ręce. I w tym momencie zacząłem żałować, że złotooki miał swojego zwierzaka. Położyłem dłoń na lewej głowie mojego pupila, delikatnie ją głaszcząc.
- Ciszej King, ciszej – szepnąłem, równocześnie przenosząc rękę na środkową głowę. Normalnie nic bym z tym nie zrobił, zostawiając go i czekając, aż się wyszczeka, jednak nie wiedziałam, jak mój nowy znajomy zniesie jego głos, a jednocześnie można było go usłyszeć w innych pokojach. Przyznajmy się, szczeki Kikiego przypominają bardziej piski i są dość głośne. Mimowolnie się miło uśmiechnąłem, zaczynając pieścić ostatnią jego głowę.
- Kadar? Więc jak? - usłyszałem głos białowłosego. No tak, jego propozycja.
- Czemu nie – odpowiedziałem, wzruszając rękami. Zrobiłem kilka kroków w stronę drzwi i sięgnąłem po smycz psa, którą zawiesiłem na wieszaku. Zaraz przypiąłem ją do czarnej obroży Kinga, której jeszcze nie zdążyłem zdjąć. Posiadał trzy szyje, jednak nakładałem ją tylko na środkową, główną… chyba. Nie widziałem sensu, by inne też taką posiadały, a i tak zakładałem mu ją tylko wtedy, gdy mieliśmy gdzieś razem iść. Po chwili oboje (a właściwie troje) wyszliśmy z naszego wspólnego pokoju, wspólnie krocząc przez szkolny korytarz. Ja nadal nosiłem swojego pupila na rękach. Miałem złe przeczucia co do odłożenia go na podłogę, więc go niosłem. Zresztą on całkiem to lubił, mimo że wolał samodzielnie biegać.
- Kadar, w której jesteś klasie? - kolejne pytanie wypadło z ust chłopaka. No tak…
- III społeczna – krótko odrzekłem, skręcając za jasnookim.
- II medyczna… Każdy rocznik ma swoje własne piętro… Mój jest na drugim, a twój na trzecim… Wolisz zacząć od nich, czy od stołówki?
- Stołówki – od razu wypaliłem. Wtedy, jakby na zawołanie, mój brzuch zaburczał. Świetnie… Spojrzałem się w przeciwną stronę od mojego współlokatora. Równocześnie usłyszałem jego śmiech, na co sam po chwili się zaśmiałem.
- Więc kierunek stołówka! - zawołał. Posłusznie za nim szedłem. Przy okazji zaczęliśmy mijać uczniów, którzy stojąc przy ścianie, spokojnie ze sobą gadali. Wydawało mi się, czy na mój widok nagle się uciszali i mnie obserwowali? Westchnąłem, delikatnie przymykając oczy. Spojrzałem na sylwetkę jasnowłosego, który trzymając drzwi, czekał pewnie na mnie. Wszedłem przed nim i w oczy rzuciła mi się o wiele większa stołówka od tej w mojej dawnej szkole. Kilkanaście stołów i krzeseł no i bar, przy którym pewnie można wziąć jedzenie. Poczułem się jeszcze bardziej głodny niż minutę temu.
- Jest pora obiadowa, więc możemy coś zjeść przed dalszą wędrówką – rzekł Altair, przystając obok mnie. Spojrzałem na niego z góry, kiwając twierdząco głową. I tu już nie miałem wyboru. Postawiłem Kikiego na ziemi i mocno trzymając na krótko jego smycz, skierowałem się ze złotookim do barku. Pierwszy chwycił za tacę, ja byłem drugi. Co by zjeść… Chyba tylko sałatkę, prawda? W najlepszym wypadku dwie lub trzy rodzaje. Uśmiechnąłem się szeroko w duchu, gdy zauważyłem tofu, które następnie sobie nałożyłem. Trochę (dużo) sałaty z pomidorami i oliwkami. No i dwie marchewki. Tak chyba będzie dobrze… Spojrzałem na talerz mojego kolegi. To… kurczak…? No tak, on nie jest wegetarianinem. Odeszliśmy od barku i udaliśmy się w stronę jakiegoś wolnego i pustego stolika. Gdy już usiedliśmy, zabraliśmy się do jedzenia.
< Altair? >
Liczba słów: 624

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz