poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Takeshiego do Misaki

Misaki... Ta dziewczyna mnie zaintrygowała. Mieszka w lesie, nie bierze racji i się głodzi. Uważa się za potwora, który nie ma prawa do życia. Za monstrum i krwiożerczą bestię. Nienawidzi ghouli, chociaż sama nim jest. Dziwny przypadek i dość niespotykany. Kiedyś byłem taki jak ona, ale szybko się na tym przejechałem i straciłem "tamtego" mnie. Dobroć nie popłaca w tym mrocznym i przepełnionym nienawiścią świecie. Każdy dba tylko o własny czubek nosa i nie chce mu się ruszyć dupy, by komuś pomóc, bo po co? Po co sobie pomagać i po co współczuć. Po co mieć serce i uczucia? Po co czuć miłość, zazdrość, szczęście, złość i radość? Po co mieć szczęśliwe wspomnienia? Po co mieć rodzinę i przyjaciół? Przecież to i tak kiedyś zniknie, prawda? Przecież i tak nikogo nie obchodzi mój los i moje życie. Przecież inni nie okazują uczuć, więc czemu ja mam to robić. Podążając na ślepo za głupim tłumem, nie okazując uczuć i empatii. Niczym roboty, które wykonują polecenia swych właścicieli i twórców. Może to i lepiej? W końcu nikt nie będzie na ciebie zły i nie będzie cię krytykował ani zadawał bólu za bycie innym. Ale czy wtedy coś by nas odróżniało? Czy różnilibyśmy się od stosu kamieni na ścieżce, którą depczą codziennie tysiące osób? Czy można by było nas nazwać "ludźmi" lub ghoulami, wampirami i wilkołakami? Czy można by nas nazwać istotami rozumnymi? Po co, skoro nikt by nie myślał. Skoro każdy podążałby ślepo za tłumem niczym zombie... Czasami... Czasami pośród tej szarej, nudnej codzienności, w której jedyną ciekawą barwą jest czerwień krwi, znajdzie się osoba, która zobaczy w tobie coś więcej niż szary, nędzny kamień. Zobaczy, że kryjesz w sobie coś więcej niż pustą skałę. Oszlifuje cię i staniesz się pięknym diamentem, którego nikt już nigdy nie przeoczy i nie zignoruje. Czasami pośród tych nieczułych bestii znajdzie się taka jedna osoba, która wyciągnie cię z wiru rozpaczy i beznadziei. Znajdzie się taka osoba, która stanie się dla ciebie całym światem, a rzeczywistość obok ciebie zacznie się rozświetlać milionami barw. Będziesz szczęśliwa tak, jakby daltonista po raz pierwszy zobaczył barwy świata. Wystarczy tylko trochę poczekać i rozejrzeć się dookoła. Wystarczy postać w ciszy i uspokoić się, a odpowiedź na twoje pytanie przyjdzie szybciej niż myślisz...
 -Znowu wszystko się posypało i nie wiem co mam zrobić, ani dokąd pójść ani komu to powiedzieć, bo i tak nikogo to nie obchodzi. Tak myślisz, prawda?-wyciągnąłem do niej rękę- Nie płacz. Jeśli przedrzesz się przez las cierpień, ujrzysz przed sobą jezioro szczęścia. Nie ważne, jak bardzo zabłądziłaś ani jak dużo grzechów popełniłaś. Zawsze jest jakieś wyjście.
Trzeba się po prostu trochę porozglądać...
Dziewczyna spojrzała na mnie, a po chwili spuściła głowę. Nadal płakała, a jej dłonie bardzo mocno drżały, jednak położyła swoją rękę na mojej.
-Chodź, idziemy do domu...
-D-Do... D-Domu...-szepnęła cicho, po czym znowu zalała się łzami, a ja przewróciłem oczami. Dobra, dobra rozumiem, dziewczyna jest po ciężkich przejściach i mieszka w lesie. Trzeba jej po prostu trochę pomóc i ją popchnąć do przodu.
-Tak, do domu. Weź swoje rzeczy i idziemy...
Misaki wzięła z polany małą torbę, która rozmiarami przypominała plecak szkolny. Po chwili wróciła.
-J-Już...-szepnęła. Widać było, że torba była nawet nie wypełniona. Wow, jest gorzej niż się spodziewałem. No, Arata, szykuj się. Będziesz miał nową towarzyszkę. Nie wiem, czemu to robię. Teoretycznie jest dla mnie zupełnie obcą osobą, której nawet nie znam, ale... Pomogła mi, a przynajmniej chciała. Nikt od dłuższego czasu tego nie zrobił. Szczerze mówiąc, to ucieszyło mnie to. Dlatego jej pomogę. Nie będę stać pośród tłumu bezmózgich i bezuczuciowych kamieni. Nie tym razem...
---
Po paru minutach dotarliśmy do mieszkania w nowoczesnym bloku. Mieszkam na jednym z najwyższych pięter, więc widok jest nieziemski, ale z wejściem gorzej. Otworzyłem drzwi i zaprosiłem dziewczynę do środka, a ona nieśmiało weszła, rozglądając się.
-Rozgość się. Od dzisiaj tu mieszkasz ze mną...
Misaki rozglądała się, a w jej krokach i postawie była niepewność.
-Oprowadzę cię za chwilkę i wszystko wyjaśnię, ale najpierw muszę się przebrać- powiedziałem to, zdejmując koszulkę, która była poplamiona od krwi.- Arata, zaprowadź ją do jej pokoju.- z kanapy zlazł mój kochany, ogromny lew i podszedł do Misaki. Dziewczyna pokiwała głową, poprawiając swoją torbę. Nagle dół jej bagażu pękł, a z torby wysypało się.... W sumie prawie nic. Kilka ubrań w masakrycznym stanie, z dwie książki, zeszyt i długopis. Dziewczyna założyła włosy za ucho, po czym zaczęła wszystko zbierać, a ja się zaśmiałem, uśmiechając przy tym szczerze.
-Arata, pomóż jej proszę, a później i mi pomożesz..- powiedziałem, wchodząc do łazienki, a dziewczyna w spokoju zebrała swoje rzeczy pod pachę. Zdjąłem koszulkę, a moim oczom ukazała się wielka rana od quinique, która obejmowała mój brzuch, bok i plecy. Oprócz tego miałem parę ran na rękach. Cholera jasna... Czemu rany od quinique się tak wolno goją. Po chwili Arata wszedł do łazienki.
-Weź bandaż i pomóż mi...
Arata posłusznie wyciągnął bandaż i opatrunki. Zaczął mi pomagać w ich owijaniu wokół pleców, brzucha itp. oraz wokół rąk. Po chwili wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do pokoju, by wziąć jakąś czystą koszulkę i dla mnie i dla Misaki. W końcu nie ma tych ubrań dużo. Miałem na sobie czarne jeansy i czarny sweter, by zakryć bandaże, a dla dziewczyny wziąłem swoją bluzę, również czarną. W kilka minut się uwinąłem i zaglądnąłem do jej pokoju.
-I jak? Podoba się?- wszedłem wgłąb pomieszczenia. 
-Tak... -szepnęła, wkładając swoje ubrania do szafy. Usiadła na łóżku z igłą i nitką. Zaczęła zszywać swoją torbę ze smutkiem na twarzy. Nie wiem, co jej się przytrafiło, że tak skończyła, ale domyślam się, że za kolorowo to nie było.
-Zostaw to... Kupimy ci nowe rzeczy...- wziąłem od niej porwany i dziurawy plecak oraz podałem jej moją bluzę- Możesz to wziąć...
-O-Oddaj mi tą torbę. Nie mam pieniędzy, nic nie będę kupować...-powiedziała, po czym wstała, chcąc zabrać mi torbę.-Nie wezmę tego, nie mam z czego ci oddać...
Byłem od niej dużo wyższy, więc jak podniosłem torbę do góry dziewczyna nie mogła jej za nic dosięgnąć. Jak mam ją utrzymywać, to przynajmniej zrobię to porządnie. Tak jak kiedyś dla mnie Keiji... Trzymaj się tam na górze, przyjacielu... 
-A kto powiedział, że musisz mi oddawać kasę. Nie jestem takim typem człowieka, który przywiązuje wagę do pieniędzy. Żywa istota zawsze jest ważniejsza od kasy.
Dziewczyna podskakiwała, chcąc dosięgnąć swojej porwanej torby.
-Mieszkam w twoim domu. Mi to wystarczy. Jak tylko będę mogła, oddam ci, a jak zarobię, wyniosę się stąd i nie będę robiła problemów. Jestem problemem i tyle. Dawaj mi to.-nadal skakała.
-Zaczyna mnie wkurzać twoje warczenie. Siad. - posadziłem ją na łóżku- Jesteś u mnie i będziesz żyć normalnie, a nie jak bezdomny pies. Każdy ma prawo do normalnego życia. Nawet my... - rzuciłem jej ponownie bluzę.- Zakładaj to i nie marudź. Nie potrzebuję żadnej kasy. Mam jej i tak wystarczająco, a to- wskazałem na plecak- Nawet się nie nadaje na zabawkę dla Araty więc idzie do śmieci. Jak się ogarniesz to możesz przyjść do salonu...-powiedziałem lekko podniesionym tonem, a później już spokojnym, kierując się do wyjścia.
-Po co... -szepnęła, po czym spojrzała na bluzę, którą przytuliła nieco do siebie, a następnie ją ubrała, a ja zatrzymałem się w progu drzwi, patrząc przed siebie.
-Bo wiem, co to znaczy być odrzuconym...- wyszedłem z już jej pokoju i skierowałem się do kuchni, robiąc kawę i mi i dla Misaki. Matko, co za kobieta. Chcę jej pomóc, a ona to odrzuca. Nie ogarniam jej ani jej toku myślenia. Choć ją rozumiem. Jest zamknięta w sobie i boi się, że ją okłamuję. Doskonale ją rozumiem... Nie minęło dużo czasu, a dziewczyna wyszła z pokoju w mojej dużej bluzie. Miała spuszczoną głowę. Ja siedziałem przy stoliku, pijąc kawę, a na przeciwko mnie stała kawa dla Misaki.
-Dla ciebie... -wskazałem na kawę. W tle grał telewizor. Zaczęły iść popołudniowe wiadomości. Dziewczyna usiadła przy stoliku, a w wiadomościach widniała informacja.
-" Dzisiaj w południe doszło do tragicznego wydarzenia. Labolatorium przy ulicy Wiśniowej 7 zostało uznane za niezdatne do użytku. Straty w ludziach: 350, czyli cały personel i ochrona tej placówki. Policja jest w trakcie śledztwa, lecz wszystkie akta więźniów i inne dokumenty zostały zniszczone, a po mordercy nie ma żadnego śladu, który mógłby naprowadzić policję na właściwy tor. Prosimy o zachowanie ostrożności."- w tle pokazywali zdjęcia zniszczonego labolatorium, a ja patrzyłem na to bez żadnych wyrzutów sumienia.
-L-Labolatorium...-szepnęła Misaki, po czym spojrzała na mnie.-T-To ty?-wskazała na ekran.
-Mhm- wziąłem łyk kawy bez żadnego wzruszenia i przejęcia się tą sytuacją. Misaki zacisnęła dłonie w pięści, po czym otuliła się mocniej bluzą. 
-D-Dlaczego...
-Bo mnie wkurzyli, to ich zabiłem. Nikt nie będzie znęcać się nad matkami, kobietami i dziećmi na moich oczach...
-T-Takeshi... A-Ale teraz jesteś zagrożony...-szepnęła.
-Bez obaw. Szukają mnie już pół roku i nic nie znaleźli, a nawet jeśli to mam to gdzieś.- dopiłem swoją kawę. Misaki wzięła do rąk kawę, po czym spuściła głowę. 
-Nie chcę, aby stała ci się krzywda...-szepnęła. Woow... Wow... Czekaj, zaraz. Ona się mną przejmuje? Dziewczyna, którą poznałem tak niedawno? To... Miłe. To naprawdę miłe, że ktoś znów się mną przejmuje. Może ta decyzja o jej przygarnięciu nie była taka zła?
-Nic mi się nie stanie. Żywcem mnie nie wezmą, ale mniejsza. Zbieraj się, jedziemy ci coś kupić.
-T-Teraz? A-Ale... J-Ja... -zająknęła się, po czym nerwowo zaczęła przebierać palcami na kubku z kawą, a ja wstałem z krzesła.
-Ale ty?
-J-Ja naprawdę n-nie wiem czy mogę...
Zaszedłem dziewczynę od tyłu, jak siedziała i walnąłem ręką w stół, tuż obok niej.
-Możesz. Jakieś wątpliwości?
Misaki podskoczyła, a kawa prawie wylała się z jej kubka. Drżącymi rękami odstawiła kubek. 
-N-Nie....-szepnęła, a ja się uśmiechnąłem.
-Haha, nie musisz się mnie bać. Chodź idziemy.- odsunąłem się od niej i założyłem czarne trampki.
Misaki podeszła, ubierając swoje rozwalone do szpiku kości trampki. Po chwili wyszliśmy z mieszkania, a ja zamknąłem drzwi. Schodząc po klatce schodowej, zapytałem jej.
-Motor czy samochód?
-C-Co? -jej oczy jakby się zaświeciły.
-No jedziemy motorem czy samochodem. Pytam się, bo mi to obojętne.
-Motorem!-pisnęła zachwycona. Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, bo poznaliśmy się kilka godzin temu, ale... Gdy się uśmiecha to wygląda jak ósmy cud świata...
-Haha, ok! -zaśmiałem się. Po paru minutach zeszliśmy do garażu. Podrzucałem kluczki od motoru w dłoni, a po chwili znaleźliśmy się przy motorze. Podałem kask dla dziewczyny.
-Masz. Załóż go.
Dziewczyna obejrzała kask, po czym założyła go na głowę.
-T-Takeshi... N-Nie mogę zapiąć...-szepnęła.
-Haha, pokaż to..- zbliżyłem się do niej i poprawiłem jej kask, zapinając go- Źle go założyłaś, haha- zaśmiałem się i po chwili nałożyłem również swój kask i usiadłem na motor. Misaki po chwili również nieśmiało usiadła. Odpaliłem maszynę.
-Trzymaj się mocno.
Misaki mocno złapała się mnie, zaciskając dłonie. Położyła głowę w kasku na moich plecach. Uśmiechnąłem się i ruszyłem. Wyjechałem z garażu, a przed nami widniało nocne, oświetlone billboardami i reklamami miasto. Jechaliśmy przez jakąś ulicę, a Misaki wydawała się być zachwycona.
-Jak pięknie...-powiedziała, po czym mocniej objęła mnie.
-Tak, uwielbiam widok nocnego miasta. Wtedy życie zaczyna się rozkręcać...
Pojechaliśmy dalej. Kilka minut później znaleźliśmy się w ogromnym centrum handlowym. Wjechałem do podziemnego garażu. Zaparkowałem niedaleko wejścia, po czym zeszliśmy z motoru. Zdjąłem swój kask, a później pomogłem go zdjąć dla dziewczyny.
-Dobra, idziemy. Pamiętaj, możesz zaszaleć. Nie krępuj się...
-N-Nie mam zamiaru k-kupować nic d-drogiego...-wydukała ze skrępowaniem, po czym zamknęła na moment oczy.-Mogliśmy jechać do zwykłego szmateksu...-szepnęła.
-Misaki... Wyluzuj na chwilę i nie przejmuj się pieniędzmi. Ty jesteś od nich ważniejsza. - weszliśmy do ogromnego centrum, które tętniało życiem mimo późnej godziny.
-W-Ważniejsza...?-zapytała, lekko się czerwieniąc.
-Noooo tak. Jesteś. Powiedziałem coś nie tak?- podrapałem się po karku, lekko skrępowany. Zaczęliśmy iść najpierw do specjalnego sklepu. Sklepu dla ghouli... Misaki odwróciła wzrok, po czym ktoś lekko trącił ją w ramię, a ona wpadła na mnie. Automatycznie objąłem ją w talii, by nie spadła i się nie potłukła. Znajdowała się dość... Blisko.
-N-nic ci nie jest?- miałem lekko czerwone policzki. Misaki zamrugała kilka razy po czym zakryła twarz za dużymi rękawami mojej bluzy. 
-N-Nie. P-Przepraszam.-szepnęła.
-Nic się nie stało...
Po chwili znaleźliśmy się we wcześniej wspomnianym sklepie. Stał tam dobrze znany mi sprzedawca. Znaliśmy się dość długo. Zawsze u niego kupuję akcesoria, ubrania i maski do misji itp., bo jest najlepszy w mieście. Uścisnęliśmy sobie dłonie w męskim uścisku.
-Witaj Takuś, co cię do mnie sprowadza?
-Ubrania, maski i akcesoria dla tej pani- wskazałem na Misaki, która bawiła się rękawem bluzy z nadal czerwonymi policzkami.
-Jakaś nowa znajoma, co?- sprzedawca zaczął mierzyć Misaki wzrokiem. Miał do tego dar. Nie wiem jak on to robi, ale patrzy i widzi dokładny rozmiar osoby. 
-Coś w tym stylu, haha- podrapałem się po karku- Mieszka u mnie od dziś.
-Ooo, Takuś obrońca ucieśnionych. Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Z tym labolatirium to też zaszalałeś.
-Wkurzyli mnie. To nic wielkiego. 
-Tak, tak. I przypadkiem uratowałeś tą piękną damę, co?
Kurde, zawsze trafia w sedno...
-T-tak...- odwróciłem wzrok. 
-Dobra. Już wiem. Skoro mieszka u ciebie, to musi mieć podobny strój, co nie?- nawet nie dał nam nic powiedzieć- Cieszę się, że się zgadzacie, a teraz tak...- podał dla Misaki czarny, przylegający strój i powiedział, by poszła go zmierzyć. Tak jak powiedział, tak Misaki zrobiła. Po chwili dziewczyna wyszła. Wyglądała... Oszałamiająco... Zaniemówiłem.
-T-To... J-Jest dość ciasne...-szepnęła. Sprzedawca zagwizdał wręcz.
-No no... Wyglądasz nieziemsko. Niestety muszę cię zmartwić. Jeżeli chcesz nadążyć za tym panem- wskazał na mnie- to musisz to zakładać.
Strój był identyczny jak mój, tylko w damskiej wersji, z tyłu z wycięciem na plecach, jak u mnie, by kagune nie rwało ubrań. Do tego na wierzch koszulka czarno-biała. 
-Czyżby? Utaś czy ty....- znów nie dał mi dokończyć zdania.
-Tak, też cieszę się twoim szczęściem. Podoba się? - nie dał tym razem dokończyć dla Misaki- To świetnie! 
Dodatkowo dał jej parę akcesoriów i dwie maski. Różową i czarną maskę królika. Misaki ze skrępowania okryła twarz maską. Była cała czerwona. Gdy dziewczyna się przebrała, Uta zapakował wszystko, dodając jakieś gratisy i zapasowy strój, maski itp.
-A, bym zapomniał. Są też twoje maski, Takuś.
-O, dawaj na warsztat.
Sprzedawca wyjął dwie maski. Jedna była maską pełną, a druga półpełną. Obie były czarne lub czarno-czerwone.
-Dzięki ci bardzo. Ratujesz mi tyłek.
-Nie ma za co.
Po chwili zapłaciłem kartą i wyszliśmy ze sklepu.
-T-Takeshi... T-Tego jest t-tak dużo...-szepnęła skrępowana.
-Co ty... To początek. To są rzeczy potrzebne na polowania. Tak naprawdę dopiero teraz zaczynamy ci kupywać ubrania.
-A-Ale Takeshi! T-To strasznie dużo!-pisnęła.
-Oj tam od razu dużo. Przypominam ci, że nie masz tak naprawdę żadnych ubrań.
-N-No... A-Ale są w szmateksie... T-Tanie...
-Nie. Idziemy! -walnąłem ją lekko w głowę. Zaczęliśmy się kierować do sklepu z butami. 
-Dzień dobry! Poprosimy buty dla tej pani. Sportowe, eleganckie i tak dalej.
-N-No, ale mi starczą trampki....-szepnęła z ogromnym rumieńcem.
-Nie, uwierz mi, nie starczą- szepnąłem do niej, a sprzedawczyni podeszła do nas z błyskiem w oczach.
-Ale pani ładna! Eleganckie i sportowe... Czyli możemy zaszaleć, prawda?
-Tak, możecie. 
-W takim razie porywam ją!
Dziewczyny wybierały buty dość długo. Ja sobie siedziałem, przeglądając telefon. Matko, co ja robię... Kupuję tyle rzeczy dla praktycznie nieznajomej mi dziewczyny. Najwidoczniej jakoś spętała moje serce, tylko jak i czym... Ale nie ma już odwrotu! Jak brnąć to na całego... Po chwili Misaki wyszła ze sklepu cała czerwona i z reklamówkami pełnymi butów. Miała trampki, adidasy, baleriny, szpilki, koturny, sandały... Wszystko. Zapłaciłem kartą, nie patrząc na rachunek. Miałem dużo pieniędzy przez zabójstwa, nagrody i tak dalej, więc tym się nie przejmowałem. 
-Dobra, a teraz idziemy po.... Właśnie, po co chcesz teraz iść?
-J-Ja... N-No... N-Nie mam bielizny...-szepnęła bardzo skrępowana, zakrywając twarz dłońmi.
-Ee...e.. Ok, idziemy!- byłem cały czerwony. Cholera, tego nie przemyślałem... 
Po chwili znaleźliśmy się w sklepie z damską bielizną. Na szczęście sprzedawczyni się domyśliła i nie musiałem się tłumaczyć. Co za ulga... Misaki z ogromnymi rumieńcami poszła za sprzedawczynią, która dała jej do przymierzenia to.. No właśnie to... Wiecie o co mi chodzi.
Na szczęście panie wyprosiły mnie ze sklepu (i dobrze, bo byłem cały czerwony i skrępowany), a ja usiadłem obok na kanapie. Wcześniej wspomniana sprzedawczyni dodatkowo dała jej jakieś rajstopy i inne damskie akcesoria. I zaczęło się tak jak wcześniej. Poszliśmy do zwykłych sklepów z ciuchami. Misaki wybierała spodnie i długie i krótkie, bluzy i bluzki, na ramiączkach i z krótkimi rękawami. Wszystko. Było tam... WSZYSTKO. Postanowiłem wszystko wrzucać do cienia, a później już w domu to wyjąć, bo bym tego nie uniósł, tyle tego było. Po wybraniu ogromnej i wręcz przerażającej ilości bluzek i spodni, poszliśmy do drogerii. Misaki sobie wybrała perfumy, kosmetyki, szczotki i inne damskie gadżety, na których ja się nie znam i nie mam pojęcia, czym są. Ponownie wielka reklamówka i czerwona, skrępowana Misaki. Wydawałoby się, że oblecieliśmy już wszystko, ale uwagę Misaki przykuła jedna sukienka z wystawy w dość eleganckim sklepie.
-Ł-Ładna...-szepnęła sama do siebie, jednak szybko odwróciła wzrok od sukienki, kiedy zauważyła, że patrzyłem na nią.
-Podoba ci się?- uśmiechnąłem się do niej.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a potem pokiwała nieśmiało głową.
-No to idziemy!
-N-Nie! Tam są straszne ceny!-krzyknęła i zaczęła iść w inną stronę.
-I-dzie-my!- powiedziałem to sylabami i zaciągnąłem dziewczynę do sklepu. Po chwili tłumaczenia się dziewczyny, że nie muszę itp. sprzedawczyni podała jej odpowiedni rozmiar, a Misaki poszła do przymierzalni. Po chwili wyszła z niej.
-T-Takeshi... O-Ona jest s-strasznie d-droga...-szepnęła, wyłaniając się zza kotarki.
-W-wyglądasz...- zaniemówiłem z wrażenia. B-była... Piękna... Ale Takeshi! ogarnij się! Znasz dziewczynę od paru godzin, a już tak gadasz i z nią mieszkasz! Wiem, że to chore, ale rozum mówi nie, a serce tak...
-A-Aż tak ź-źle?-szepnęła, lekko odwracając wzrok.
-N-nie... Wyglądasz pięknie...-nie mogłem odwrócić od niej wzroku, ale gdy się zajarzyłem, że gapię się na nią już dłuższą chwilę, odwróciłem wzrok z rumieńcem.- B-bierzemy ją...
-N-Nie... Jest za droga...-szepnęła, chowając się za kotarkę.-N-Nie pozwolę, abyś wydał jeszcze więcej...
-Oj cicho... - poszedłem i zacząłem rozmawiać ze sprzedawcą. Kupiłem już jej sukienkę i nie było odwrotu- Przebieraj się, w końcu jedziemy do domu.
-T-Takeshi! G-Głupi jesteś!-pisnęła, tupiąc nogą.-To tak wiele pieniędzy!
-Mówiłem już. Pieniądze nie są dla mnie ważne...
Dziewczyna zaczęła się przebierać, a po chwili wyszliśmy ze sklepu, kierując się na parking. Podeszliśmy do mojego motoru.
-To jak? Gotowa?
Odwróciła wzrok, po czym sama próbowała nałożyć kask. Oczywiście znów jej się nie udało. Założyłem jej poprawnie kask i wsiedliśmy do motoru, a dziewczyna usiadła za mną, obejmując mnie mocno.
-D-Dziękuję...-szepnęła cicho, a jej dłonie mocniej zacisnęły się na moim brzuchu.
-Nie ma za co. Wiem, jak to jest, dlatego nie mogłem przejść obok tego obojętnie.- wyjechałem z parkingu i kierowałem się nocną, oświetloną drogą.- Nawet bestia ma serce...
-Zatrzymamy się gdzieś, gdzie jest ładny widok? P-Proszę...-szepnęła.
-Tak. Będziesz mogła go oglądać codziennie...
Po paru minutach znaleźliśmy się już w mieszkaniu. A co do ładnego miejsca? Jest to dach. Tam jest jeden z najbardziej zapierających dech widoków tego miasta.
-Może najpierw się rozpakuj, a później pokażę ci ten widok, ok?
Misaki pokiwała głową, na tak, a ja wszedłem do jej pokoju i wyjąłem z cienia wszystkie torby.
-O-o matko, ile tego jest..
-N-No właśnie... J-Jest nawet za dużo...-szepnęła, biorąc w dłonie jedną z toreb.
-Oj, nie przesadzaj. A w czym miałaś chodzić? No własnie... Doceń siebie...
Chciałem jej pomóc, by się uwinęła z tym szybciej. Otworzyłem swoje sześć macek i zacząłem wyjmować i układać rzeczy, co szło mi całkiem nieźle.
Misaki na spokojnie wszystko wkładała do szafy, miętoląc w dłoni rękaw bluzy. Przygryzła lekko wargę, po czym kiedy skończyliśmy spojrzała na mnie.
-M-Mogę ją zatrzymać?-zapytała, wskazując na bluzę.
-Jasne. W końcu sam ci ją dałem...- moje kagune zaczęło rwać się do dziewczyny, ale je złapałem- Nie, nie teraz... -oddaliłem się i zacząłem iść w stronę wyjścia.
Misaki jednak podeszła do kagune, przyglądając mu się.
-Ładne...-szepnęła, a ja stanąłem jak wryty. Po raz pierwszy ktoś mówi o nim, że jest ładne. Ciekawe... Od zawsze mnie ciekawiło, czemu czasami żyje jak oddzielny organizm...
-Dziękuję... Rzadko to słyszę...
<Misaki?>
Ilość słów: 3275

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz