piątek, 13 kwietnia 2018

Od Olivii do Aserysa

Reakcja chłopaka na widok Ashleya była przekomiczna. Jednak z drugiej strony wcale mu się nie dziwiłam. Taki koń, o ile można nazwać mojego wierzchowca koniem, to niecodzienny widok. Zazwyczaj żyją na dziczy w morzach lub oceanach. Wychodzą na ląd jedynie, gdy zgłodnieją lub najdzie ich ochota na soczyste, krwiste mięso, które się bardzo różni od ryb. Ich główną dietą były różne białka zawarte w mięsie oraz krew. Jednak zdarzały się takie przypadki, gdzie Each Uisce potrafiły skubnąć trochę trawki i nie zabijały pierwszych lepszych osób. Ashleya znaleźli moi rodzice podczas przejażdżki na plaży. Był bardzo młodym ogierem i jego szanse na przeżycie były niskie. Był ranny i osłabiony. Musieli się napracować, żeby go ze sobą zabrać do stajni, w końcu to mięsożerca, który był nieprzewidywalny. Jednak on chyba poszukiwał pomocy, a nie wrogów. Był potulny, co było dla nas niemałym zaskoczeniem. Takie istoty były często używane do wyścigów z powodu prędkości, którą potrafiły osiągnąć na długich dystansach.
Spojrzałam jeszcze raz na konia, a potem na Aserysa, który wyglądał na takiego, jakby miał zaraz zejść na zawał. Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do niego.
- Nie bój się - szepnęłam i odwróciłam się na chwilkę w stronę karosza, który zastrzygł uszami. Patrzył na przybysza z zainteresowaniem.
- No właśnie nie jestem taki pewien… - W jego głosie słyszałam strach, niepewność i brak zaufania. Nic nie mówiąc, chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go do siebie.
- Ashley jest wyjątkowy - spojrzałam mu prosto w jego piękne zielone oczy.
Nadal, trzymając jego drżącą dłoń, przyłożyłam ją do jedwabnych i delikatnych chrap ogiera. Zwierzę wzięło głęboki wdech i spojrzało swoimi pięknymi, mądrymi oraz czujnymi oczami na chłopaka. Białowłosy niemal zemdlał na miejscu. Był tak przerażony rasą, wielkością i aurą otaczającą tego konia. Jednak próbowałam go przekonać do tego, że Ash nic mu nie zrobi, ponieważ był najpotulniejszym Each Uisce, jakiego można było spotkać. W moim domu znajdowało się jeszcze kilka przedstawicieli tej rasy, jednak były już nieco agresywniejsze. Chociaż wszystkie były uratowane od śmierci i przyjazne w stosunku do naszej rodziny, to potrafiły zaatakować inne zwierzę lub osobę. Nadal, trzymając dłoń mojego nowego znajomego, spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.
- I jak? - zapytałam się, posyłając ciepły uśmiech w jego stronę.
- N-nie jest tak źle… - Co prawda głos chłopaka był nadal drżący, ale już pojawiła się w niej nutka pewności, która była dobrą oznaką. Przy koniach nie można było okazywać zawahania się i strachu, ponieważ to mogło źle wpłynąć na podejście wierzchowca.
- Stój z nim tak przez chwilkę, pójdę po sprzęt - oznajmiłam i puściłam jego dłoń. Aserys od razu chciał odsunąć się od masywnej bestii, ale skarciłam go wzrokiem.
- Tylko go nie przeraź misiu - zaśmiałam się głośno i poklepałam rumaka po jego umięśnionej szyi. Poszłam po jego kantar, żeby zaprowadzić na wybieg. Po takiej męczącej podróży nie chciałam, aby ktokolwiek go dosiadał. Powinien się rozluźnić i może uda mu się poznać jakieś inne konie. Gdy wróciłam, to zobaczyłam, jak białowłosy stał przed koniem i wpatrywał mu się w oczy. Był już w miarę spokojny.
- Widzisz? Nie musisz się go bać. On jest potulny - powiedziałam, puszczając mu oczko. Założyłam kantar na łeb ogiera i wyprowadziłam go z boksu.
- Myślałem, że idziesz po siodło i uzdę. - Rys był zaskoczony przebiegiem akcji. Myślał, że od razu wezmę go na jazdę. Oczywiście, jakby Ashley był zwykłym koniem, to nie byłby to problem, jednak wolałam się mimo wszystko upewnić, czy ogier by zaakceptował nieznajomego. Chciałam zapobiec wszelkim możliwym wypadkom.
- Wolałam, żebyście się najpierw zapoznali. Pamiętaj, on nie jest zwykłym koniem. Może w każdej chwili stwierdzić, że nie życzy sobie twojej obecności. - Mój głos był poważny i chłodny. Z takimi sprawami nie było żartów. Już wystarczającą dużą odpowiedzialność brałam na siebie. Jakby Ashley komuś coś zrobił, to raczej mogłabym się już pożegnać z akademią. Dyrekcja się ledwo zgodziła na to, żebym wprowadziła tego konia do szkoły i w między inne konie. Bali się, że zaatakuje innych, jednak ja lepiej znałam swojego wierzchowca. Zaprowadziłam go na wybieg, gdzie były już inne konie. Otworzyłam bramę i odprowadziłam karosza kilka kroków od ogrodzenia. Nagle niedaleko z nas pojawił się inny koń.
- Ashley, zobacz, już ktoś chce cię poznać - zachichotałam się i poklepałam ogiera po grzbiecie. Jednak Each Uisce odwrócił się i spojrzał w stronę wyjścia. Nie chciał z nimi spędzać czasu. Wolał, gdzieś stanąć na uboczu, a nie w gronie innych istot.
- Nie lubi innych koni? - zapytał się zaskoczony Aserys.
- Mówiłam, że jest specyficzny - westchnęłam cicho i skierowałam swoje kroki w stronę wyjścia. Zamknęłam za sobą bramę i spojrzałam, jak kasztanowa klacz próbowała nawiązać kontakt z moim antyspołecznym zwierzakiem. Stanęłam obok mężczyzny i posłałam mu delikatny uśmiech.
- Jutro chcesz zacząć jazdy? - zaproponowałam. W końcu nie miałam zbyt wiele rzeczy do zrobienia następnego dnia, a bardzo chętnie bym się jeszcze podroczyła z przerażonym białowłosym.
< Aserys? >
Liczba słów: 811

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz