piątek, 2 lutego 2018

Od Kagamiego do Erena

Kiedy chłopak rozłożył skrzydła do lotu, sam bardzo szybko przemieniłem swój tatuaż na plecach w białe, pierzaste skrzydła. Podleciałem do niego, aby go zatrzymać. Wiem, bał się. Czułem jego strach, czułem, jak jego wnętrze jest niszczone, czułem, jak traci harmonię. Może nie mam panowania całkowitego nad mocami, ale byłem zdolny pomóc komuś, kto jest taki sam jak ja. Złapałem jego ramiona. Był przerażony. Uśmiechnąłem się delikatnie, czochrając go po głowie.
-Głupiś bożku. Na kij ty uciekasz? Jesteśmy podobni. Nie masz czego się bać. Kto wie, może mieliśmy się spotkać, aby pokazać sobie nawzajem, że są osoby do nas podobne?-rzekłem uśmiechając się.
-Chciałbym w to wierzyć...Ja tu próbuje powstrzymać katastrofę, a ty mi morały prawisz.. Dobry jesteś... Haha...
Pstryknąłem go w czoło, przez co ten wydał z siebie dziwny dźwięk niezadowolenia. Był śmieszny, ale na pewien sposób wiedziałem co czuje. Może nie miałem dokładnie tego samego, jednak... Choć te kilka małych rzeczy. Poklepałem niższego ode mnie chłopaka po głowie, ale to chyba akurat przyjął. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja z uśmiechem podałem dłoń dla Erena.
-Chodź. Polecimy sobie gdzieś. Powiedzmy, że to będą przeprosiny za to, jak nazywałem twojego... Psa, wilka...Twojego pupila.-powiedziałem.
Obaj uścisnęliśmy swoje dłonie, a potem wraz z chłopakiem wleciałem na niebo, które pokrywały fioletowo-pomarańczowe chmury. Coraz mocniej widoczny był księżyc. Piękny, okrągły, ładnie wyróżniający się na niebie, które powoli przybierało odcień granatu i czerni. Bardzo dużo czasu spędziliśmy na skrzydłach, a w drodze powrotnej urządziliśmy sobie wyścig, jednak uzyskaliśmy remis. Weszliśmy do naszego pokoju poprzez balkon, a potem z głębokim westchnięciem opadłem na łóżko, śmiejąc się w pościel. Spojrzałem na Erena. Wyglądał o wiele lepiej. Jego wnętrze nadal było niszczone, ale harmonię już utrzymał. Cień położył się obok mnie w tej samej pozycji, co wyglądało przekomicznie. Potem jednak wróciłem do powagi. Na końcach moich palców zaczęły strzelać iskierki, więc zostałem zmuszony do medytacji. Podszedłem do pustej ściany, stając na moich dłoniach. Medytacja stojąc na rękach to dziwny sposób odprężenia, ale na mnie działał. Zamknąłem oczy, starając się oczyścić umysł. Od razu się mi lepiej. Bałem się, że jeżeli nie uspokoję emocji, mogę wybuchnąć. To okrutna prawda. Po kilkunastu minutach wróciłem na ziemię. Spojrzałem na żółtkookiego, który tam miział swojego wilka. Nie chciałem mu przeszkadzać, przebrałem się i rzuciłem na łóżko.
-Oi, Eren-kun, myślałeś kiedyś jakby to było nie być półbogiem?-zapytałem tak nagle.
Ułożyłem dłonie pod swoją głową, przyglądając się ciekawemu sufitowi. Był bardzo ładny.
<Eren? :P>
Ilość słów: 399

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz