Złapali mnie i obezwładnili, nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować. Próbowałem się wyrwać, ale bezskutecznie. Trójka z tajemniczych mężczyzn pozostała przy mnie, podczas gdy reszta zabrała Tsukiko. Jeden z nich zaczął mnie od tyłu podduszać, a drugi w tym czasie mocno z pięści uderzył mnie prosto w twarz. W ustach poczułem znajomy, metaliczny smak krwi. Byłem pewny, że mam rozciętą wargę, bo widziałem, jak czerwone krople powoli spadają na ziemię. Związali mi oczy jakąś tasiemką i zmusili do uklęknięcia na ziemi, nadal krępując mi ręce. Czekałem na odpowiedni moment, by wykonać swój ruch. Krzyki Tsukiko z każdą chwilą stawały się coraz cichsze, a w pewnej chwili całkiem przestałem je słyszeć. Zakneblowali ją? Wraz z blondynką byliśmy w środku lasu, dlatego dojście do jakiejkolwiek drogi zajęłoby im co najmniej kilka-kilkanaście minut, więc nie mogli jeszcze odjechać.
– Czego od niej chcecie? – spytałem.
– Stul pysk – powiedział jeden z nich.
Dosłownie w tej samej chwili poczułem kolejne uderzenia. Najpierw w to samo miejsce, co wcześniej, a potem prosto w brzuch. Splunąłem krwią.
– Co z nim zrobimy? – spytał kolejny. – Pewnie jest jednym z tych dziwaków. – Usłyszałem charakterystyczny dźwięk przeładowywania broni.
– Nie możemy pozwolić mu żyć. – Chłodny metal dotknął mojego czoła.
Na moje usta wkradł się nikły uśmiech. No dalej, zrób to. Czekam. Rozpocznijmy zabawę.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział niepewnym tonem ktoś za moimi plecami. – Jak pozbędziemy się ciała?
– Zakopiemy je gdzieś. Las jest duży. Szybciej się rozłoży niż go znajdą.
Nacisnął spust. Jednak ja nie poczułem bólu ani nic w tym rodzaju. Nie opuściło mnie życie, nie upadłem. Wręcz przeciwnie. Poczułem się wspaniale. Zacząłem się śmiać. Wokoło mnie pojawiło się dużo obłoczków jasnoniebieskiego dymu.
Pierwszy raz w życiu przemieniłem się dwa razy w ciągu jednego dnia.
Mężczyzna stojący za mną mnie puścił, dzięki czemu mogłem bez problemu zdjąć opaskę z oczu.
– Co jest, kurwa?! – wykrzyczał jeden z nich, kaszląc.
Ten z bronią oddał jeszcze kilka strzałów, ale żaden z nich nie trafił do celu. Błyskawicznie rzuciłem się na tego, który wcześniej stał za mną. Zdążył wyciągnąć swoją broń, ale gdy przycisnąłem go do drzewa, upuścił ją. Wystarczył jeden mocny cios w brzuch, by nieprzytomny leżał na ziemi. Podniosłem pistolet, który leżał tuż przy jego stopach. W magazynku było łącznie pięć pocisków. Prawie idealnie. Tyle powinno wystarczyć. Wymierzyłem i strzeliłem prosto w jego głowę, wypowiadając ciche „spoczywaj w pokoju”. Przez dym nie dałem rady dostrzec pozostałej dwójki, dlatego dłonią przykryłem zdrowe, prawe oko. Przez lewe oko widziałem energię z nich płynącą, co wskazało mi ich pozycję i to, gdzie konkretnie są. Jeden ruch mojego palca i ten stojący najdalej osunął się na ziemię.
– Gdzie jesteś? – spytał zdenerwowany facet, który postał jeszcze przy życiu. Po głosie poznałem, że to ten sam, który wcześniej wykonał „egzekucję” – Pokaż się!
Tym razem wypaliłem w jego nogę, a z jego ust popłynęła wiązanka przekleństw. Upadł na kolana, tak samo, jak ja wcześniej. Powolnym krokiem podszedłem do niego.
– Gdzie ją zabraliście? – Przyłożyłem lufę do jego czoła. Historia lubi się powtarzać. – Mów. Inaczej cię zabiję. – Cóż, i tak bym to zrobił, niezależnie od tego, jak dużo by mi powiedział.
– Już za późno. – Złapał za krwawiącą nogę. – Nie znajdziesz jej.
Nie mogłem tracić więcej czasu. Nacisnąłem spust, a na mojej jasnej koszulce pojawiły się krwistoczerwone plamki. Przeszukałem jego kieszenie, gdzie znalazłem jeszcze kilka naboi i pistolet, które oczywiście wziąłem. Na szczęście pamiętałem, w którą stronę udali się porywacze Tsu, dlatego szybko pobiegłem ich tropem.
Z każdym krokiem ślady, które po sobie pozostawili, stawały się coraz mniej widoczne. Między drzewami też nikogo nie dostrzegłem ani też nie usłyszałem. W myślach przeklinałem siebie, że tak późno zacząłem walczyć. Co, jeśli już więcej jej nie ujrzę? Nie usłyszę jej głosu? Nie zobaczę tego wkurzającego i nieuzasadnionego rumieńca na jej policzkach, jej uśmiechu? Już nigdy nie przytuli się do mnie? Serce zaczęło mi szybciej bić. Ze złości uderzyłem pięścią w najbliższe drzewo. Dłoń zaczęła mnie strasznie boleć, ale zignorowałem to. Shion, uspokój się. Myśl. Co możesz teraz zrobić? Moje iluzje w tym przypadku były bezużyteczne, bo żadna z nich nie byłaby w stanie jej znaleźć. Czy jakaś moja inna moc mogła to zrobić? Nie. Chociaż… moje lewe oko. Skoro wcześniej mi pomogło, to teraz też powinno. Zasłoniłem prawe i zacząłem rozglądać się po okolicy. Jakiś ptak, gryzoń, chyba jeleń… nie, nie, nie, nie to. W końcu w oddali zauważyłem stosunkowo wielką, czerwoną plamę. Albo jakieś zwierzę lub człowiek musiało mieć silną energię życiową, albo była to więcej niż jedna osoba. Bingo. Może to byli oni? Bez dłuższego zastanawiania się ruszyłem w pogoń.
Dogoniłem, a nawet przegoniłem „czerwoną plamę” zaledwie po kilku minutach. Na szczęście się nie myliłem. Dwójka mężczyzn szła oddzielnie, a trzeci trzymał próbującą się wyrwać Tsukiko. Było po niej widać, że powoli opada z sił, że powoli traci nadzieję. Zakneblowali jej różowiutkie usta taśmą, przez co nie mogła nic powiedzieć ani krzyczeć. Gdy ją zobaczyłem, obudziła się we mnie chęć mordu. Nie będzie litości. Uwolnię ją za wszelką cenę. Stanąłem przed nimi i wymierzyłem w głowę tego, który trzymał dziewczynę.
– Ani kroku dalej. – Zatrzymali się. – Puśćcie ją – rozkazałem. Nie chciałem kłamać, mówiąc, że „jak tego nie zrobią, to ich zabiję”. W oczach Tsu dostrzegłem radość, nadzieję i jednocześnie ból.
– Spokojnie, spokojnie młodzieńcze – powiedział najniższy, chowając ręce za siebie. Chciał wyjąć broń i myślał, że tego nie zauważę? – Nie chcemy zrobić twojej dziewczynie krzywdy. – Mojej… dziewczynie? Nie, to nie pora, by o tym myśleć.
– Nie wierzę ci. – Zmieniłem cel na niego. – Nawet nie próbuj. Żadnych sztuczek.
– Co? Przecież ja nic… – wystrzeliłem. Brązowooka ze strachu lekko podskoczyła. Zrobiłem krok do przodu, a porywacz, który ją trzymał, objął jej szyję w swoje dłonie.
– Jak jeszcze bardziej się do nas zbliżysz, uduszę ją – zagroził.
– Nie zrobisz tego. Jest wam do czegoś potrzebna, prawda? – stwierdziłem obojętnym tonem.
– Jesteś tego taki pewny? – zacisnął je mocniej.
Co mogłem zrobić? Gdybym zastrzelił tego nietrzymającego Tsu, ten drugi mógłby skręcić jej kark. Z kolei, gdybym próbował strzelić w niego, przy okazji mógłbym zrobić krzywdę dziewczynie – sytuacja niemalże bez wyjścia.
A co najmniej byłaby taka, gdybym to ja stał przed nimi, a nie mój klon. W spokoju czekałem na gałęzi będącej tuż nad nimi. Z gracją wylądowałem za ich plecami, a moja iluzja rozpłynęła się w powietrzu, upuszczając wcześniej znaleziony pistolet, który teraz już nie posiadał naboi. W dłoni trzymałem drugą znalezioną broń z pełnym magazynkiem. Mężczyzna trzymający maginię dostał prosto w głowę, a drugi w ramię. Obydwaj upadli na ziemię, a dziewczyna natychmiastowo uciekła od nich. Była przerażona i zaczęła się trząść. Podszedłem do niej i jednym, szybkim ruchem zerwałem taśmę z jej ust.
– Hej, Tsu… – Złapałem jej twarz w dłonie i spojrzałem się jej prosto w oczy. – Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
Kątem oka zauważyłem, że mężczyzna postrzelony w ramię spróbował wstać. Momentalnie wycelowałem w niego, ale blondynka złapała moją rękę.
– Shion, proszę – powiedziała łamiącym się głosem – na dziś już dość zabijania, dobrze?
– Dlaczego? Taki śmieć zasługuje na śmierć – odparłem beznamiętnie.
– Proszę, przestań… – W jej oczach dostrzegłem łzy.
Wyrwałem się z jej uścisku i podszedłem do porywacza. Jeśli mam go nie zabijać, to chociaż pozbawię go przytomności. Dwa mocne ciosy w brzuch wystarczyły. Jeśli nie umrze z wykrwawienia, to będzie miał naprawdę duże szczęście. Czyli byłem pewien, że na sto procent odejdzie z tego świata.
– Tak może być? – spytałem.
Tsukiko momentalnie podbiegła do mnie, rzucając się mi w ramiona i przytulając mnie. Z uczuciem odwzajemniłem uścisk i pogłaskałem ją po plecach.
– Jestem i zawsze będę przy tobie – wyszeptałem.
<następne opowiadanie>
< Tsu? >
Liczba słów: 1309
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz