- Gówno mnie to obchodzi, co sobie myślisz. Wypierdalaj zanim się wkurwię idioto... - spojrzałem na tego typa morderczym wzrokiem. Nie dość, że demoluje mi mieszkanie, to jeszcze ma pretensje do Misaki i okazał się być jej bratem. Świetnie, zajebiście, ale nie musiał wybijać mi szyb, prawda? Misaki nadal jak wryta, patrzyła na to, co się dzieje. Jej brat jednak się zaśmiał, a na jego plecach pojawiło się kagune skrzydła, takie same jakie miała jego siostra, ale jego... Jego było o wiele większe.
- A ty co? Jesteś jej ochroniarzem? Przecież to moja kochana siostrzyczka, której uświadamiam, że jest zakałą. Wstydem dla mnie.- zaśmiał się jak wariat.
- Pfff, hahaha! Motylek się znalazł. uwarzaj dziecko, bo się pokaleczysz. Mama nie uczyła, że po rozbitym szkle się nie chodzi? - zbliżyłem się do niego, a że byłem do niego wyższy to spojrzałem na niego z góry pogardliwym wzrokiem, biorąc go za fraki dość mocno.
- T-Takeshi! U-Uważaj! - pisnęła nagle Misaki. Brat dziewczyny mocniej rozłożył kagune, a potem wbił jedną ze stworzonych przez niego strzał w moje ramię. Z ust młodziaka, nadal wydobywał się głośny, psychiczny śmiech. jak ja nienawidzę rozwydżonych małolatów. Uważają siebie za najwazniejszych i najsilniejszych na świecie, nie myśląc trzeźwo. Idiotyczne. Myśli, że jest ajny tak psychocznie się śmiejąc? Albo, że mnie pokona? Ha! Śmieszne. Pogadamy za kilka lat płotko, gdy ogarniesz swoje uczucia.
- Świetnie, umiesz strzelać. Brawo! - wziąłem do za kark i jego twarzą przycisnąłem do szkła, a mój but stanął na miejscu na plecach, skąd wychodziło jego kagune z jego kakuhou, przycisnając je butem mocno. - Lekcja pierwsza... By nazwać kogoś wstydem dla siebie... Sam musisz poczuć wstyd i wiedzieć co to jest... - chłopak się jeszcze chciał wyrwać, ale ja go mocno trzymałem i raczej nie zabierało się na to, bym go puścił. Żałosny debil...
- Takeshi!- krzyknęła Misaki i próbowała mnie od niego odciągnąć. - Z-Zostaw go. Proszę cię...
- Nagle jesteś dobrą siostrą! Pierdol się! Puszczaj mnie ty jednooki pojebie!- krzyknął głośno. Młody nadal się szamotał i kopał wszystko co popadnie. Misaki chyba chciała uchronić brata... Nadal przecież są rodziną. Eech... Puściłem go pogardliwie i spojrzałem na niego z góry, a Misaki pomagała mu wstać.
- Nie chcę cię tu więcej widzieć... Zrozumiano? - powiedziałem na razie spokojnym, choć niezbyt przyjaznym głosem.
- Widzisz Misaki? Ciebie też wygania...- powiedział.- Idziesz ze mną, czy może jednak nadal wolisz być zakałą? Dziewczyna zadrżała, a jej twarz pobladła. Mimo to, cofnęła się do mnie.
- To było do ciebie niedouczony idioto. Ona zostaje, a ty masz spierdalać na zbity pysk. Mam w dupie co się z tobą stanie...Dla mnie to możesz nawet nie żyć. Misaki schowała się za moim ramieniem. Cała drżała i nie dało się tego ukryć. Jej brat zaczął się głośno śmiać. Wskoczył na framugę okna.
- Jeszcze sobie popamiętacie, że ze mną żartów nie ma, a ty Misaki... Umrzesz szybciej niż ci się wydaje.
Chłopak zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
- Nie żeby coś, ale twój brat to kompletny idiota i debil... - podszedłem do rozbitego szkła i spojrzałem na nie.
- P-Przepraszam....- szepnęła, patrząc na rozbite szkło.- Zaraz to sprzątnę...
- Nie trzeba... - zmiotłem szkło cieniem i wyrzuciłem je przez okno, później strzepując ręce. Następnie spojrzałem na zegarek i pokręciłęm głową. Cholera już jest tak późno?
- T-Takeshi...- szepnęła nagle dziewczyna i spojrzała mi w oczy.- Bałam się... Wybacz, że nic nie zrobiłam...
- Po to tu jestem, prawda? By cię bronić przed tym cholernym syfem zwanym ludźmi... - podszełem do niej i lekko poczochrałem ją po głowie, idąc do łazienki. Misaki zarumieniła się, po czym ruszyła w stronę kuchni. Kiedyś byłem tacy jak oni.. Nawet gorzej, sam nie wiem... Ból i cierpienie potrafi zmienić człowieka nie do poznania... Coś o tym wiem..
---
Minęło kilka dni, a mi udało się już ponownie wstawić szybę. Tak, tą, którą tamtej jełop rozbił. "Jestem cool i wejde se przez okno". Brawo pomysłowości. Ja pierdole Da Vinci się znalazł.. Dobra, nie ważne. Dzisiaj... Dzisiaj jest rocznica śmierci Keijiego... Tak cholernie mi jego brakuje... Przetarłem swoją tarz, mrucząc i leżąc w łóżku. Do pokoju weszła Misaki z kubkiem kawy.
- Takeshi... Obudziłeś się?- zapytała cicho.
- Nie! Ja śpię... - owinąłem się kołdrą jak jakiś kot.
- Przyniosłam ci kawę...- powiedziała cicho. Przed moimi oczami migały wspomnienia z Keijim... Skuliłem się, zakrywając twarz.
- Dziękuję, ale... Mogę zostać na chwilę sam?
- Dobrze... Jeszcze raz ciebie przepraszam...- szepnęła. Usłyszałem, jak dziewczyna stawia kawę na etażerce, a potem wychodzi, zamykając drzwi. Obiecuję ci to, mój przyjacielu, że... Ci, co zrobili to tobie, zapłacą. Słono zapłacą... Zemszczę się... Wstałem z łóżka i założyłem swój strój do polowań. Nie wiem, czy będę zabijał, czy nie. Dzisiaj nic nie chce mi się... Nie mam siły na nic. Nie wiem sam czy jestem wkurzony czy smutny i załamany... Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu. Przy stole siedziała Misaki z kawą. Misaki spojrzała na mnie.
- Takeshi? Idziesz gdzieś?- zapytała spokojnie.
- Wrócę późno... Nie czekaj na mnie... - rzuciłęm szybko z martwym wzrokiem i wybiegłem za pomocą kagune z mieszkania. Skierowałem się na cmentarz...
---
Po chwili znalazłem się na cmentarzu, przy grobie Keijiego. Upadłem na kolana przed nim i opierając się o wielką, kamienną płytę, schowałem swoją twarz w przedramionach, by nikt nie widział tej chwili... Teraz... Nie wiem co teraz czuję... Keiji, przyjacielu, dlaczego mnie opuściłeś...
<następne opowiadanie>
<Misakuś?>
Ilość słów: 948
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz