-T-Takeshi?
-Misaki?-zapytał, stając przede mną.
On naprawdę żyje. Naprawdę, udało mu się nie dać znowu złapać. Walczył. Dlaczego ja nie mogę być taka jak on. Chcę, ale nie potrafię. Martwię się, że nie będę mogła być taka, jak inni, że nie przystosuję się do życia na wolności. Cóż, tak właśnie jest. Jestem przedstawicielką najniebezpieczniejszego gatunku na całym Arelionie. Przecież my jemy ludzi, nadnaturalnych, a nawet swoich. Tylko po to, aby móc przeżyć, abyśmy nie wyginęli. Tylko dlaczego mamy prawo bytu? Dlaczego nas trzymają przy życiu? Nie chcę państwowych racji. To mięso ludzi, którzy umarli z powodu własnego smutku, złości czy innego typu nadmiaru emocji. Nie chcę. Po chwili coś mnie uderzyło. Niczym piorun z nieba. Ciemność przykryła moje oczy, a ja jedyne co słyszałam, to mój śmiech. Głos w głowie mi powtarzał: "Po co żyjesz? Potwór. Monstrum. Porażka. Zgiń. Po co żyjesz?". Wiem. Już rozumiem. Chcą nas się pozbyć. Chcą nas zabić.
-Jest fontanna pełna krwi... Krwi wytoczonej z żył Emmanuela. I grzesznicy, jacy zanurzeni są pod tą powodzią, gubią wszystkie plamy swojej winy... Żaden głos nie burzył ukojenia, żadne światło nie świeciło. Kiedy otrzymywaliśmy pomoc, ginęliśmy, każdy był sam... Ja znajdowałam się we wzburzonym morzu. Tam właśnie nurzałam się coraz głębiej i głębiej.-przechyliłam lekko głowę, po czym zaśmiałam się i w mgnieniu oka znalazłam się za Takeshim, po czym polizałam jego policzek.-Miło przez luki odwrotu, zerknąć na wzburzony świat... Wielka Wieża Babel i nawet sam ogromny tłum. Aby usłyszeć ryk, wysyła przez wszelkie bramy, na bezpieczną odległość, gdzie umiera dźwięk. Upada, cichy pomruk... Na ucho nieprzytomnego...-szepnęłam mu prosto do ucha, a moje oko zmieniło barwę na szkarłatne, a białka stały się czarne.
-"Ów bezimienny piekielny potępieniec – pół bestia, pół człowiek – wciąż przebywa na wolności i grasuje po naszym mieście. Ohydne, nieludzkie zło, śmiertelnie niebezpieczna przebiegłość, nienasycona żądza krwi – oto cechy charakteryzujące tego szalonego zabójcę. Ta upiorna kreatura, podążająca śladem swych ofiar niczym tropiący zwierzynę Indianin, upaja się krwią, a mimo to wciąż pozostaje nienasycona"...
-Te małe zyski, jakie otrzymuje bezczynny król, w tym nieruchomym palenisku, wśród jałowych skał. Nierówne prawa dla dzikich ras, ten skarb, śpij i żyj, a nie znasz mnie. Nie mogę odpocząć od podróży. Znacznie cierpiałam zarówno z tymi, którzy mnie nie znosili i samotnie teraz na lądzie... Zawsze włóczęga z głodnym i pustym sercem. Jestem częścią wszystkiego co spotkałam, ale całe te doświadczenie, to łuk, gdzie błyski jakie rozplatają świat, zamykają mi dojście do wolności. Było za mało i jednego dla mnie, trochę pozostaje; ale każda godzina jest zapisana...-szepnęłam, łapiąc rękę chłopaka, po czym zaczęłam czuć się nie najlepiej.
To... To było dziwne. Byłam zamknięta w sobie, a słowa same wyciekały z moich ust. Pokręciłam głową i odeszłam kawałek od białowłosego, ale... Zauważyłam, że nadal trzymam jego rękę. Puściłam ją i odwróciłam wzrok. Dlaczego straciłam sama siebie... Dlaczego nic nie rozumiem. Dlaczego to wszystko jest tak cholernie ciężkie...
-Bo nie wiesz, co zrobić. Głodzisz się, bo nie chcesz tak żyć...
On... Wie? On... Rozumie? Jak to? Dlaczego? Jakim cudem...
-Bo.... Nie chcę. Tak bardzo. Z resztą, co ciebie to obchodzi...-puściłam jego dłoń, choć szczerze mówiąc, nie chciałam tego robić.
-Hmpf- prychnął, lekko się śmiejąc- Bo kiedyś myślałem tak samo, ale po co rozdrapywać stare rany, skoro na twoim ciele widnieją nowe?
-Są może i rany, masz rację. Jednak nie zamknę tego, co tak cholernie mnie boli od tylu dobrych lat. Nie chcę być ghoulem, nie chcę nikogo zabijać, nie chcę jeść racji, jakie są z ciał samobójców. Nie! To straszne...-warknęłam, po czym poczułam się tak, jakbym zaraz miała się rozpłakać.-Nie chcę tego losu... On jest nie taki, jaki trzeba...
-Haha, a czy los innych jest taki jak trzeba? Czy ludzie jako skrzywdzeni losem mają szczęśliwe życie? Czy nędzny robak może dosięgnąć nieba? -wyciągnął rękę do góry i popatrzył się w niebo osłonięte koronami drzew.
-Nie... Ale czy nawet potwór nie może być szczęśliwy? Nie mam nic. Nie mam rodziny, domu, przyjaciół. Jestem sama jedna, nic nie posiadam. Czy to twoim zdaniem, jest dobre? Nie!-wrzasnęłam, po czym postanowiłam odejść.
W ostatniej chwili, jak tylko miałam już iść, Takeshi złapał mój nadgarstek. Spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez. Cholera... Nawet płaczu nie umiem powstrzymać...
- A czy ptak, który ma połamane skrzydło, nie może marzyć o lataniu? Albo sierota o rodzinie?- uśmiechnął się do dziewczyny- W takim razie potwór również może marzyć o szczęściu. Szkoda tylko, że ja nie widzę krwawego monstrum, tylko zwyczajną, wrażliwą dziewczynę...
- A czy ptak, który ma połamane skrzydło, nie może marzyć o lataniu? Albo sierota o rodzinie?- uśmiechnął się do dziewczyny- W takim razie potwór również może marzyć o szczęściu. Szkoda tylko, że ja nie widzę krwawego monstrum, tylko zwyczajną, wrażliwą dziewczynę...
-Nie kłam. Widziałam wiele oszustów. Jestem potworem i moje marzenia zostają w strefie marzeń. Nie mam domu, nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, nie mogę czuć miłości...-wymieniałam na palcach.-Rozumiesz? Labolatorium odcięło mnie od świata, nie mogłam nikogo poznać, nic nie mogłam zrobić. Teraz, jedyne co mogę, to spać w tym miejscu...-rozłożyłam ręce, wskazując na polanę.-Czy to twoim zdaniem jest marzenie? Czy ktokolwiek lubi spać na ziemi, czując jak robale łażą po tobie? Czy to fajnie czuć ciągłe niebezpieczeństwo?-miałam w oczach łzy.-Nie. To nic cudownego. Jestem potworem i teraz jak widzisz nie mogę sobie marzyć o ciepłym łóżku czy ubraniach.
-A kto ci tego zabroni? Odpowiedź masz na wyciągnięcie ręki. Wystarczy po prostu po nią sięgnąć, prawda? - wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się, a w tym samym czasie, jego włosy rozwiał wiatr.
-Dlaczego chcesz mi pomagać... Po co...-jednak nie wytrzymałam.
Rzuciłam się w jego stronę, zalewając się głośno łzami. Złapałam się mocno jego ręki, kładąc ją blisko swego czoła. Ciągle powtarzałam łamiące się dziękuję. To było... Tak cholernie miły gest.
Chłopak się uśmiechnął do mnie.
- Ptaka wyleczył weterynarz, przez co mógł latać. Sierotę przygarnęła rodzina, przez co nie jest sama. Bestię zawsze kocha ta piękna. Każdy ma prawo do szczęścia. Nawet zakrwawiony potwór - wskazał na siebie- Bo kto tak naprawdę decyduje o tym, kto jest polującym, a kto jest tym złapanym Podniosłam wzrok, patrząc na białowłosego.
-N-Nie jesteś potworem. To ty tutaj stawiasz warunki, a na dodatek, pomagasz bestii...-zacisnęłam mocniej jego dłoń, po czym położyłam czoło na jego torsie i spuściłam głowę.-N-Nie chcę być zła...-szepnęłam.
-A kto powiedział, że nią jesteś? Ja widzę piękną dziewczynę, która się nieco zagubiła. Chodź, idziemy do domu.
Dom. Jaki dom? Toż w nim jestem. Polana, tutaj mieszkam. Nie wiem... O co mu chodzi...
-D-Dom... J-Jaki dom?-spojrzałam na niego zdziwiona.-Nie mam domu...
-Masz. Od teraz.
-N-Nie rozumiem...
-Zaciekawiłaś mnie, a przy tym zyskałaś moją empatię. Pomogę ci.Nie musisz już mieszkać na tej brudnej i stęchłej od krwi polanie. Od dziś mieszkasz u mnie...
Od razu pokręciłam przecząco głową kilkanaście razy.
-Nie. Nie mogę. Nie mam czym płacić za wynajem...
-A czy ja powiedziałem, że potrzebuję pieniędzy?-zapytał mnie.
-A co, za darmo? O nie. Tak to nie działa.-pokręciłam głową.
-Nie chcesz? Szkoda. Nie za często zdaję się na dobroduszność...- obrócił się plecami z zamiarem odejścia.
-C-Chcę... A-Ale... Z-Za mieszkanie się płaci. A ja nie mam nic.-spuściłam głowę, po czym zrozumiałam, że sama sobie zrobiłam źle.
Z płaczem usiadłam na trawie, kuląc się z zimna. Jestem potworem... Po co ja w ogóle żyję? Aby zabijać.... No tak...
-Haha... Jesteś świetna. Oferuję ci pomoc, a ty jej nie chcesz, bo przejmujesz się pieniędzmi...
Nie odezwałam się słowem. Dlaczego... Dlaczego wszystko psuję. Dlaczego... Skuliłam się mocniej, szlochając w swoje kolana. Zacisnęłam dłonie w pięści, po czym głośniej się rozpłakałam.
-Nadal będziesz ryczeć, czy idziesz ze mną?
-Nadal będziesz ryczeć, czy idziesz ze mną?
Spojrzałam na niego, po czym rozejrzałam się, wstałam i podeszłam do niego. Mimo to, nadal głośno płakałam. Dlaczego on mi chce pomóc? Nie... Nie zasługuję. Dlaczego tam idę? Po co tam idę? Czy on też chce mnie wykorzystać? Czy on kłamie? Tak... Na pewno oszukuje. Bo kto by chciał pomagać bestii... Miałam nisko spuszczoną głowę, ciągle patrząc w ziemię i płacząc.
<następne opowiadanie>
<Takeshi?>
Ilość słów: 1502
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz