„Przejdę się trochę... Nie zaszkodzi” - mruknęłam do samej siebie, prawie jednocześnie wołając psa do siebie.
~parę minut później~
Dotarliśmy na miejsce. Usiadłam na jednej z licznych ławek w ramach zasłużonego spoczynku. Rzuciłam Bayleyowi dysk, który tak bardzo lubi łapać. Rozbawiony pies wesoło szczekał, goniąc za swoim ogonem. „On chyba nigdy nie wydorośleje...” - pomyślałam, uśmiechając się. Spojrzał na zegarek, na którym widniała godzina szósta trzydzieści. „Już czas...” - pomyślałam. Łezka zakręciła mi się w oku. Wiedziałam, że nie mogę teraz się wycofać. Muszę go oddać i już. Natłok nauki, zarywanie nocy, a do tego dochodzą codzienne spacery. Gdy ja nie śpię — Bayley nie śpi. Przez niego nie mogę się skupić. Och! Życie jest brutalne! Wracając; wzięłam do swojej ręki notes i zaczęłam pisać. Dokładnie opisałam jego historię, co lubi, a czego nie, jego upodobania, przyzwyczajenia oraz nawyki. Pisząc to, uroniłam małą łzę, która szybko została zlizana przez mojego towarzysza. Roześmiałam się przez łzy, po czym ponownie rzuciłam dysk przed siebie. Wołając Bayleya do siebie, w mojej ręce wylądowała parciana torba, w której znajdowały się wszystkie jego rzeczy. Jego ulubione zabawki, smycz, obroża — to tylko niektóre z przedmiotów, które znajdowały się w ów torbie. Smycz i obroża... Po co on tak właściwie je ma? Nigdy nie założyłam mu obroży na szyję. No nic, dzisiaj musi być pierwszy raz. Lekko podenerwowana, zawołałam psa do siebie. Nie przejmując się losem zwierzęcia, ruszyłam w stronę akademika. Szybko spostrzegłam, że Bayley już jest u mojego boku. W międzyczasie zahaczyłam o mały sklep. Weszłam do niego, z podejrzeniem spoglądając na ludzi, którzy już wcześniej w nim przebywali. Regały tam były dosyć wysokie, wykorzystując to, podsłuchałam rozmowę dziewczyny, która rozmawiała przez telefon. Do mych uszu dotarły tylko pojedyncze słowa, ale z podtekstu wywnioskowałam, że dziewczyna chodzi do Auris. „Ale mam dziś farta” - pomyślałam optymistycznie. Ów dziewczyna z brązowymi włosami wyglądała dosyć sympatycznie.- Przyjdź do pokoju numer dziesięć. Tak, do siódmej trzydzieści jestem w akademiku. - rzekła dziewczyna. „Pokój dziesiąty... - mruknęłam, świecąc moimi oczyma. - Oby nie zobaczyła mnie z Bayleyem...”
Podbiegłam do lady, kładąc produkty na białej ladzie. Podałam ekspedientce sześćset jenów, mówiąc: „Reszty nie trzeba!” - po czym wybiegłam ze sklepu. Chowając zakupy do plecaka, kazałam mojemu psiakowi schować się w najbliższych zaroślach komendą „waruj!”, a po tym sama skryłam się w cieniu najbliższego drzewa. Słysząc, że dziewczyna odeszła, pozwoliłam sobie ją śledzić.
Po paru minutach moja „ofiara” doprowadziła mnie do akademika, z którego niedawno sama wyszłam. Z mojej parcianej torby wyciągnęłam smycz i obrożę. Założyłam ów obrożę na szyję psa. Po chwili weszłam do akademika, prowadząc Bayleya tuż obok siebie. Gdy zobaczyłam, że dziewczyna weszła do swojego pokoju, ja wkroczyłam do akcji. Przyczepiając kartkę ze wszystkimi potrzebnymi informacjami do obroży zwierzęcia, po cichu podeszłam do drzwi, stawiając torbę tuż obok. Przywiązałam smycz psa do czegoś, co przypominało ławkę, pukając w drzwi. Uciekłam do swojego pokoju, płacząc. Postanowiłam, że zobaczę, czy oddałam psa w dobre ręce. Przykładając swoje dwa palce do prawej skroni, szybko zemdlałam, z jednoczesnym wtargnięciem do ciała psa. Podczas „podglądania” lokatorki mieszkania, spostrzegłam, że do Bayleya nie jest do końca przekonana. Dziewczyna wyjęła z torby, którą jej dałam, miskę i nalała do niej zimnej wody. „Dobra, wystarczy!” - pomyślałam. Obudziłam się w swoim pokoju. Wstałam i usiadłam na łóżku. „Do widzenia, Bayley!” - powiedziałam ze łzami w oczach.
< Lily? ^-^ >
Liczba słów: 737
Liczba słów: 737
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz