poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Rina do Katsukiego

-Dobra, nie będę przecież mówił ciągle na ciebie Ogoniasty Bałwan. Jestem Katsuki Yoshimura.-blondyn podał mi rękę. Dość specyficzny typ, nie powiem, że nie. Zaintrygował mnie, mówiąc szczerze. Coś tam ukrywa. Podałem mu rękę i się zapoznaliśmy. Tym razem oficjalnie i grzeczniej.
-Rin Kurushimi. Miło poznać...?
-Chyba miło. A kto tam wie.-mruknął, po czym uścisnął mi dłoń. Zaprowadził mnie do pokoju i pokazał wszystko, co i jak i gdzie. Na łóżku stała moja walizka i pudła. Matko, jak ja nienawidzę się rozpakowywać i pakować. Koszmar. Podszedłem do bagaży i zacząłem je rozpakowywać. Nagle przy moich nogach znalazł się mały, puszysty i jasny kotek, który zaczął mnie obwąchiwać i warczeć na mnie.
-Hej mały.- popatrzyłem w stronę kociaka. Fajny był, choć trochę nerwowy. Zupełnie jak właściciel. Dobrali się, nie powiem, że nie.
-Ijime. Uważaj, nie lubi obcych.... -rzekł blondyn, a ja ukucnąłem przed kotem, który lekko ugryzł mnie w palec. Zaśmiałem się i pogłaskałem go.
-Zabawny jesteś, Ijime. Ciekawe gdzie się podziewa Kuro...- szepnąłem. Katsuki patrzył na mnie z uniesioną brwią, a gdy kot zaczął mnie drapać, blondyn prychnął ze śmiechem. Ja również się uśmiechałem, bo ten kotek, mimo, że narwany, to jest uroczy. 
-Uroczego masz kotka.-zaśmiałem się lekko i wstałem, ponownie zabierając się za bagaże.
-Poradzisz sobie z tym ogoniasty bałwanie? -wskazał na bagaże.
-Noo, chyba muszę, nie?- w tym momencie spojrzałem na balkon. Piękny widok. Chciałoby się coś porobić ciekawszego, ale no... Tak średnio bym powiedział, tak średnio. Najpierw muszę rozpakować to wszystko. Zastanawia mnie, kiedy Kuro dotrze tutaj. Powinien w sumie już tu być. Martwię się trochę, ale ufam, że sobie poradzi. Był kilkakrotnie w większych tarapatach niż wędrówka do nowego miejsca.
-Dobra, dawaj, pomogę ci.-powiedział, po czym podszedł do mnie.
-Nie musisz się zmuszać. Poradzę sobie.
-Zamknij się. Znaj moją łaskę ogoniasty bałwanie.
-Tak, tak... Dzięki- uśmiechnąłem się i zacząłem rozpakowywać kolejne pudło.
-Czego michę cieszysz?
-Bo normalnie ze mną rozmawiasz i się nie drzesz jak opętany, a na dodatek postanowiłeś mi pomóc.
Katsuki nagle uderzył mnie w tył głowy.
-Zamknij się. Werbuje członków, więc będę miły... Powiedzmy, że miły...
-Jasne, jasne...- zaśmiałem się, wyjmując pusty pokrowiec od katany, która była ukrywa we mnie.- Eech, gdzie ja mam to teraz wsadzić...-podrapałem się po głowie, rozglądając po pokoju.
-Co?
-Pokrowca od katany. Cholera, zapomniałem ją w go schować. Dobra tam.-rzuciłem pokrowiec do szafy i podszedłem, rozpakowując ostatnie już pudło.
Blondyn usiadł na moim łóżku.
-Pójdziemy potem do pokoju, gdzie są delikwenci. Podziemia zapraszają... -rozłożył się na materacu, a ja skończyłem się rozpakowywać.
-Hej,hej, jeszcze nie zadecydowałem o niczym.
-Dobra, ale jednak zapoznasz się z innymi. I jak mówiłem. Są tępi i to bardzo. Więc lepiej ich nie wkurzaj.-ziewnął, a ja usłyszałem wołanie mojego kochanego kotka z balkonu.
-Kuro!- podszedłem do balkonu i otworzyłem mu drzwi, a kotek przywitał się ze mną. 
-Kolejny sierściuch? Jeez...
-Oj, dasz radę.- Kuro poszedł zapoznawać się z Ijime, a ja usiadłem na łóżku, sprawdzając godzinę. Ijime syknął, a Katsuki mocniej rozwalił się na moim łóżku.
-Tobie nie za wygodnie?
-Cicho bądź.- Katsuki rzucił. Nagle Kuro na niego wskoczył i go zaczął oblizywać, a ja śmiałem się mocno, a mój ogonek chodził na prawo i lewo.
-Fuj! Spalę tego szczyla!
-Haha! Prędzej się udusisz.- Kuro się powiększył i przygniótł Katsukiego.- I jak? Przyjemnie?- cały czas się śmiałem.
-Zabieraj tego śmierdziela ze mnie! -wrzasnął, a kiedy chciał go uderzyć, powstrzymał się
-Już, już narwańcu- Kuro się zmniejszył i pobiegł gdzieś sobie. Przypomniałem sobie własnie, że przecież mam nadal rozciętą wargę. Przetarłem dłonią usta, na których zbierała się krew.-Eech... 
-Krew jest zajebista... -spojrzał na swoją zakrwawioną i poranioną do mięsa dłoń, na której widniało spalenie. Matko, nie ogarniam tego typa. Co z nim jest nie tak? Raz gada normalnie, a raz gada jak psychol. Jednak intryguje mnie. Może coś przeszedł w życiu albo po prostu taki jest?
-Ta, szczególnie do picia.
-Nie piłem...-polizał swoje palce.
-Słaby jesteś- uśmiechnąłem się- Nie wyglądasz na demona.
-Bo nim nie jestem, ogoniasty bałwanie.
-Po części ci zazdroszczę.- lek podpaliłem wargę, a rana mi się wyleczyła.
-A nie trzeba....-burknął
-Daj rękę- chciałem mu ją wyleczyć. Co, jak co, ale nie będzie paradował z rozwaloną do mięsa ręką.
-Nie. Fajna ta rana...-burknął.
-Zamknij się.-chwyciłem jego rękę i podpaliłem, lecząc ją. Po chwili ręka chłopaka była zdrowa.
-Spadaj!-wrzasnął, wyrywając ode mnie dłoń.
-Za późno!- zaśmiałem się i wstałem z łóżka, przeciągając się.
-Jebany bałwan...
-Tiaa... Wolisz mnie przeklinać czy iść do tego twojego królestwa liliputów?
-Sam kurwa liliput jesteś. Chodź.-warknął, po czym wstał i ruszył ku wyjściu z pokoju...
<Katsuki?>
Ilość słów: 742

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz