---
Wprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia. Czarno-białe, ogromne pomieszczenie, które było podzielone grubą szybą na dwie części. Krew lała się po ścianach. Skapywała z nich i tworzyła ogromną kałużę. Z sufitu zwisały narzędzia zbrodni. Zakrwawione noże, nożyczki, wszelkie ostrza i strzykawki. Dookoła grube łańcuchy, przybite końcami do ścian, by ofiara nie mogła się wyrwać. Z góry patrzą naukowcy... Szczęśliwi i uśmiechnięci, bo chroni ich hartowane, grube szkło, którego rzekomo nikt nie potrafi rozbić. Przecież tylu tu było i nikomu się to nie udało, więc po co się bać? Nawet im się czyścić tego nie chce, z tej krwi. Sami schludnie ubrani, w nędzne fartuszki, do których przypięte są plakietki z rangami, jakby cokolwiek znaczyły, a ofiary? Kim oni są, by stać na równi z nami, co? Niech klęczą i taplają się w tym syfie, bo nie mają prawa stać przed nami. Nieźle. Zapowiada się ciekawie... Za szybą klęczała zakrwawiona, zmęczona, przykuta i ledwo żyjąca dziewczyna. Musi tu sterczeć od dłuższego czasu. Nie wygląda na taką, co by się nie broniła. Wręcz przeciwnie, walczyła do ostatniej kropli swej energii i krwi. Czyżbym nie docenił tych szmat? Warto uważać i się najpierw porozglądać, a dopiero później rozwalić ten cyrk. Przywiązali mnie do tych łańcuchów. Byłem związany i teoretycznie jeszcze słaby. Śmiali się z pogardą i patrzyli na nas. Dziewczyna dyszała i ciężko oddychała ze zmęczenia, a ja spuściłem głowę i zamknąłem oczy, by nie pokazywać im na razie swego oblicza. Wtedy nie byłoby zabawnie, prawda? Jedna z tych szmat wzięła mikrofon i powiedziała.
-No kochanieńki, powiesz nam, ile to 1000 minus 7?
W tym momencie w moje ręce wbiło się gigantyczne ostrze, a ja wrzasnąłem z bólu. Nadal próbowałem utrzymać zamknięte oczy, bo wiem, że moje szkarłatne oko już wyszło na żer. Nie chciałem odpowiadać tym szujom, ale wtedy wbili mi to coś głębiej w ręce.
-Odpowiadaj, chyba, że nie umiesz mówić i liczyć, haha!- wszyscy szydzili ze mnie i dziewczyny. Poniżali nas, jak tylko mogli. Otwierali te swoje gęby i śmiali się jak idioci, a ból narastał cały czas.
-993...
-Oooo, nasz nowy obiekt potrafi się bawić! Przynajmniej nie będzie nudno! Dalej!
Tak nami gardzili, że nawet brzydzili się użyć słowa "osoba" lub nawet "ghoul". Zaciskałem zęby ze złości i bólu, ale nie mogłem nadal nic zrobić, bo resztki tej walonej substancji wciąż blokowały moje kakuhou. Następnie rozcięli mi kawałek pleców i wbili ostrze w miejsce, gdzie było kakuhou. Zabolało. Cholernie zabolało, a ja wrzasnąłem i jęknąłem z przerażającego bólu, który przeszywał moje całe ciało, a w szczególności plecy.
-986...
-Bardzo dobrze! Zdolny jesteś... Ale czemu się zakrywasz włosami. Pokaż nam swoje pierdolone oczka!
Na tą wypowiedź szmat się nie odezwałem. Słono zapłaciłem, bo odwdzięczyli mi się za to. Jak hojnie...
-Nie jesteś rozmowny, co? Zaraz sprawimy, że morda sama ci się otworzy.
W tym momencie ostrze, które było wbite w plecy, odsunęło się, a jego miejsce zajęła wielka strzykawka.
-Gotowy? To zaczynamy!
Dziewczyna się zerwała i wrzasnęła.
-Nie! Błagam nie róbcie mu tego!
-Zamknij się szmato i siedź cicho! Nie znasz się na zabawie, więc się nie odzywaj...
Wbili w nią głębiej ostrze, a ona wrzasnęła. Ja za to poczułem, że kolejna substancja wpływa do mojego kakuhou, a kagune ją wchłania. Nie dałem rady nic powiedzieć. Nie dałem rady wrzasnąć ani wydusić z siebie najmniejszego i najcichszego dźwięku. Poczułem narastające ciepło w całym organizmie. Moje kagune... Coś się z nim działo. Bolało, piekło i parzyło. Chciało się wydostać jak najprędzej. Długo nie czekałem. Komórki RC szybko uformowały się w kagune. Sześć odnóg wbiło się w ściany, trzy w grube szkło, które dzieliło mnie z dziewczyną, a kolejne 3 w ścianę z łańcuchami. Jednak było coś nie tak. To nie było moje kagune, którego zazwyczaj używam. Kątem oka spojrzałem na jedną odnogę, ale tak, że nadal te szmaty go widziały. Co? Przezroczyste? Jak?! Jest przezroczyste, a w środku niego są żyły z... Prądem? Haha! Nieźle! Nieźle! Popełnili błąd. Duuuży błąd. Teraz potrafię się bronić i nie mam pojęcia, czy dam radę kontrolować tą formę. Mówi się trudno, żyje się daje, co nie?
-Haha! Pięknie! Pięknie! Nasz obiekt rozwinął skrzydła! Pokażesz nam swoje oczka, kochanieńki?
-Hahahaha! - zaśmiałem się, bo nie mogłem wyjść z podziwu. Byli tak głupi, że nie wytrzymam. Oni myśleli, że sobie będę tak po prostu siedzieć i patrzeć jak cierpię ja i ta dziewczyna? Haha! Głupie ścierwa. Teatr czas zacząć! Czułem na sobie wzrok dziewczyny i tych szmat. Każdy mi się przyglądał i czekał na mój ruch. Spokojnie, już zaczynam. Wbiłem głębiej kagune w ścianę i szybę, przez co mur pękł, a szkło, mimo, że było grube, rozbiło się na kawałeczki. Po chwili zerwałem łańcuchy, przez które byłem związany i bezsilny. Wstałem i spojrzałem na nich. Wreszcie pokazałem swoje oko, na które tak bardzo czekali.
-C-co? J-jednooki? Cholera jasna! Kto was szkolił, wy pojeby!
Ooo, czyżby szmaty były przerażone? Oo, przykro mi z caaaałeeego serca. Szkoda, że zaraz zostaną po nich tylko zwłoki. Ta szyba była całkiem
niezła... Szkoda.
-Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta!- rozłożyłem ręce na boki i zacząłem się zbliżać do hartowanego szkła- Będziemy świadkami historycznego wydarzenia, a mianowicie, walki między ghoulami, a biednymi i bezsilnymi ludźmi, który pragną nieco uwagi! Bez obaw! W cenie jest wszystko, czego potrzebujecie! A teraz, zaczynamy przedstawienie! Ciekawe, kto wygra...
Po moich słowach, wbiłem kagune w szkło, które pękło i rozbiło się. Zawsze jest ten pierwszy raz. Bez obaw... Wyjścia nie znajdą tak szybko... Zacząłem się ponownie zbliżać, a moje odnogi skierowały się do głów i szyj tych walonych szmat.
-Oto historia niesłychana! Moment, gdy pani zabija swego pana! Obie kocha pan! Obie wzięły dzban! Która więcej malin zbierze, tę za żonę pan wybierze! Tobie szatan stróż włożył w rękę nóż.
Siostra twoja rwie maliny. A ty? A ty? Nóż twój siny... Poczerwieniał krwią... Na twej czarnej brwi. Niby kropla krwi. Kto wie z jakiej przyczyny? Od maliny? Lub kaliny? Kogo kocha pan i kto zebrał malin dzban...-wskazałem ręką na osobę, która mówiła do nas przez mikrofon, a następnie wbiłem kagune w szyje i głowy naukowców, zabijając ich. Spojrzałem na nadal wiszącą i przyglądającą się z szokiem dziewczynę, odchylając lekko głowę. Pójdę ją uwolnić. Nie zrobiła mi nic złego, a nawet próbowała mi pomóc. Czas rozwalić te więzienne łańcuchy...
<Misaki?>
Ilość słów: 1422
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz