Gdy zobaczyłem konia Olivii, od razu przeszła mi jakakolwiek chęć do jazdy. Nie zrozumcie mnie źle - nie byłem specjalnie tchórzliwym człowiekiem, ale ze zwierzętami tej rasy nie było żartów. Cechowała je agresja, brutalność i ogromna siła; słyszałem wiele o ich ognistym temperamencie i nie byłem pewien, czy chciałem ryzykować kalectwo lub utratę życia w imię przejażdżki na koniu dziewczyny, która mi się podobała. W końcu wszystko ma swoje granice, prawda? Coś takiego byłoby szaleństwem. Zgoda, Olivia próbowała mnie przekonać, że Ash jest niegroźny, milutki, puchaty i takie tam, lecz ja nie dawałem się tak łatwo przekonać. W końcu sama powiedziała, że w każdej chwili może mu się odwidzieć moje towarzystwo, a ja, no cóż, raczej nie chciałem się dowiedzieć, co może się stać, gdy wspomniany wcześniej koń nagle stwierdzi, że nadszedł czas zakończyć naszą znajomość.
Skrzyżowałem ręce na piersi i jeszcze raz przebiegłem wzrokiem po zwierzęciu rozmiarów małego busa.
- Wiesz, Liv, raczej nie mam ochoty na nim jeździć - zadeklarowałem, patrząc prosto w oczy dziewczyny. - Nie sądzę, aby wniknęło z tego coś dobrego.
Olivia pogładziła karego ogiera po chrapach i uśmiechnęła się pod nosem.
- Aż tak cię wystraszył?
Wybałuszyłem oczy i otworzyłem usta, nie mając najmniejszego pojęcia jak zareagować na kpiący wyraz twarzy dziewczyny. Zazwyczaj to ja naśmiewałem się z innych, dlatego też nie miałem doświadczenia w sytuacjach, gdy to ktoś drwił ze mnie.
- Wystraszył? - powtórzyłem z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Uniosłem jedną brew i parsknąłem gromkim, dźwięcznym śmiechem. - No błagam... Mógłbym dosiąść go nawet teraz, tyle że raczej nie widzi mi się aktualnie odwiedzać szpital, także wybacz.
- Akurat - prychnęła, bez uprzedzenia podprowadziwszy konia niebezpiecznie blisko mnie, na co mimowolnie cofnąłem się o krok. Czarnowłosa przechyliła głowę i spojrzała na mnie wymownie. Westchnąłem.
- No dobrze - uniosłem dłonie w geście kapitulacji - Może i nie zrobiłbym tego dosłownie t e r a z, ale jestem pewien, że mógłbym dokonać tego jutro. - Dumnie uniosłem podbródek i spojrzałem na konia, usiłując nadać swojemu spojrzeniu wojowniczego akcentu.
Olivia stłumiła śmiech, pobłażliwie skinęła głową i zawróciła konia do stajni.
- A więc jesteśmy umówieni. Przyjdę po ciebie jutro po lekcjach. - puściła mi oko, pomachała palcami dłoni, w której trzymała wodze i ruszyła do stajni. Prowadząc konia obok siebie, bezceremonialnie zostawiła mnie samego, nie obejrzawszy się ani razu.
~***~
Czarnowłosa, zgodnie z obietnicą, pojawiła się pod moimi drzwiami następnego dnia. Tym razem ubrana była w białą koszulkę polo, idealnie dopasowane bryczesy oraz godne pozazdroszczenia, lśniące czystością oficerki. Włosy spięte miała w wysoki koński ogon, a w ręce trzymała toczek z małą kokardką z tyłu. Uśmiechając się pod nosem, rzuciła na powitanie:
- Gotowy?
Oparłem się w drzwiach i położyłem jedną rękę na karku.
- Ech, niezupełnie - przyznałem, głośno wypuszczając powietrze. - Nie za bardzo wiem, jak powinienem się ubrać. Co prawda szukałem w szafie, lecz nic nie wydaje mi się odpowiednie. Może zechciałabyś mi pomóc?
Może rzeczywiście nie wiedziałem co założyć, a może tylko grałem na zwłokę, ponieważ myśl o bliskiej konfrontacji z koniem Olivii nadal budziła we mnie niepokój. Tak czy inaczej, zaprosiłem dziewczynę ruchem ręki do środka, nieustannie czując wwiercające się we mnie intensywne spojrzenie jej onyksowych oczu.
Skrzyżowałem ręce na piersi i jeszcze raz przebiegłem wzrokiem po zwierzęciu rozmiarów małego busa.
- Wiesz, Liv, raczej nie mam ochoty na nim jeździć - zadeklarowałem, patrząc prosto w oczy dziewczyny. - Nie sądzę, aby wniknęło z tego coś dobrego.
Olivia pogładziła karego ogiera po chrapach i uśmiechnęła się pod nosem.
- Aż tak cię wystraszył?
Wybałuszyłem oczy i otworzyłem usta, nie mając najmniejszego pojęcia jak zareagować na kpiący wyraz twarzy dziewczyny. Zazwyczaj to ja naśmiewałem się z innych, dlatego też nie miałem doświadczenia w sytuacjach, gdy to ktoś drwił ze mnie.
- Wystraszył? - powtórzyłem z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Uniosłem jedną brew i parsknąłem gromkim, dźwięcznym śmiechem. - No błagam... Mógłbym dosiąść go nawet teraz, tyle że raczej nie widzi mi się aktualnie odwiedzać szpital, także wybacz.
- Akurat - prychnęła, bez uprzedzenia podprowadziwszy konia niebezpiecznie blisko mnie, na co mimowolnie cofnąłem się o krok. Czarnowłosa przechyliła głowę i spojrzała na mnie wymownie. Westchnąłem.
- No dobrze - uniosłem dłonie w geście kapitulacji - Może i nie zrobiłbym tego dosłownie t e r a z, ale jestem pewien, że mógłbym dokonać tego jutro. - Dumnie uniosłem podbródek i spojrzałem na konia, usiłując nadać swojemu spojrzeniu wojowniczego akcentu.
Olivia stłumiła śmiech, pobłażliwie skinęła głową i zawróciła konia do stajni.
- A więc jesteśmy umówieni. Przyjdę po ciebie jutro po lekcjach. - puściła mi oko, pomachała palcami dłoni, w której trzymała wodze i ruszyła do stajni. Prowadząc konia obok siebie, bezceremonialnie zostawiła mnie samego, nie obejrzawszy się ani razu.
~***~
Czarnowłosa, zgodnie z obietnicą, pojawiła się pod moimi drzwiami następnego dnia. Tym razem ubrana była w białą koszulkę polo, idealnie dopasowane bryczesy oraz godne pozazdroszczenia, lśniące czystością oficerki. Włosy spięte miała w wysoki koński ogon, a w ręce trzymała toczek z małą kokardką z tyłu. Uśmiechając się pod nosem, rzuciła na powitanie:
- Gotowy?
Oparłem się w drzwiach i położyłem jedną rękę na karku.
- Ech, niezupełnie - przyznałem, głośno wypuszczając powietrze. - Nie za bardzo wiem, jak powinienem się ubrać. Co prawda szukałem w szafie, lecz nic nie wydaje mi się odpowiednie. Może zechciałabyś mi pomóc?
Może rzeczywiście nie wiedziałem co założyć, a może tylko grałem na zwłokę, ponieważ myśl o bliskiej konfrontacji z koniem Olivii nadal budziła we mnie niepokój. Tak czy inaczej, zaprosiłem dziewczynę ruchem ręki do środka, nieustannie czując wwiercające się we mnie intensywne spojrzenie jej onyksowych oczu.
<Olivia?>
Ilość słów: 528
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz