Dziewczyna zasnęła na moim ramieniu, a ja jeszcze parę godzin wpatrywałem się w gwiazdy. Były piękne. Przypominały mi o mamie... Ojca praktycznie nie znam i w ogóle go nie pamiętam, a mama została zamordowana. Wiem, co to znaczy strata i brak domu. Brak oparcia i rodzinnego ciepła. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj... Jakby to było wczoraj. Blondyn, chłopiec, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Nic mu nie zrobiłem. Byłem dla niego zupełnie obcy. Inne osoby pominęłyby mnie, wlepiając swoje gały w moje oblicze. Jednak on był inny. Pomógł mi. Bezinteresownie. Nie żądał mocy, pieniędzy ani władzy. Po prostu się uśmiechnął i podał mi swoją rękę. Pomocną rękę chłopca, który stał się dla mnie jak brat. Był dla mnie najcenniejszą osobą jaką miałem w tym życiu. Wtedy uwarzałem, że bycie ghoulem to przestępstwo, klątwa... Że takie coś nie powinno w ogóle istnieć. Myślałem podobnie jak teraz Misaki. Jednak on nauczył mnie, że jestem tym, kim jestem, że nikt nie wybiera sobie kim chce się urodzić. Po prostu tak miało być i powinienem się cieszyć, że w ogóle żyję, bo w każdej chwili może stać się coś złego. On cieszył się swoim życiem do samego końca. Zawsze się uśmiechał i z chęcią pomagał innym. Bezinteresownie. To on dał mi dom, ubrania i wszystko, co było niezbędne do życia. Nie zdążyłem mu się odwdzięczyć. Nie usłyszałem jego ostatnich słów... Jedyna osoba, jaką miałem, z dnia na dzień zniknęła, przepadła... Już jej nie ma. Po tym wydarzeniu diametralnie się zmieniłem. Stałem się bardziej brutalny, psychiczny wręcz czasami, a także silniejszy... Dzięki niemu zrozumiałem, że życie to ulotna sprawa i tylko najsilniejsi wygrywają. Stawałem się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc i z roku na rok coraz bardziej... Zepsuty i łaknący krwi. Odebrałem wiele żyć ludziom winnym i niewinnym. Zrozumiałem w końcu, jaka jest moja natura i przestałem się z nią bić. Wszystko dzięki niemu. Misaki też musi to w końcu zrozumieć... A tobie, mój drogi przyjacielu, dziękuję i mam nadzieję, że się kiedyś zobaczymy...
---
Podniosłem dziewczynę na ręce i wszedłem przez okno do mojego pokoju. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Trzęsła się chyba z zimna. Jak ona może uważać, że jest bestią. Wcale jej nie
przypomina... Jeszcze nie widziała bestii i tego czym możemy się stać. To dopiero będzie potwór i bestia... Nie radzę i nie polecam tego nikomu. Wniosłem do jej pokoju i starałem się jak najciszej i najdelikatniej położyć ją na jej łóżku. Po chwili wyszedłem z pokoju i skierowałem się do swojej sypialni. Zdjąłem koszulkę, lecz zahaczyłem o bandaż. Nie jestem przyzwyczajony do noszenia opatrunków. Przecież zwykle rany same mi się szybko goją, ale w przypadku quinqe jest inaczej... Cholera jasna, że tak dałem się złapać w głupią pułapkę... Włożyłem koszulkę do szafy i położyłem się na swoje łóżko, a do pokoju po chwili wszedł Arata i położył się obok mnie...
---
Nadszedł ranek, a wschodzące słońce oświetlało cały pokój. Było dość wcześnie. Nadal spałem, lecz Arata już się obudził. Miał głowę położoną na moim zabandażowanym brzuchu i wpatrywał się w drzwi, które uchyliły się delikatnie, lecz ja nadal spałem.- T-Takeshi? Śpisz jeszcze? Zrobiłam ci kawę...- powiedziała dość cicho, ale już pewniej. Arata spojrzał na Misaki i wstał, siadając przed łóżkiem i machając ogonem, a ja zrzuciłem przez sen kołdrę z łóżka, ukazując dla dziewczyny zakrwawione bandaże, które były pozostałością po wizycie w laboratorium. Misaki podbiegła do mnie i postawiła kawę na etażerce. Miała przerażenie w oczach. - C-Co ci się stało?!
Obudził mnie jej krzyk. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do damskiego krzyku w moim mieszkaniu. Zerwałem się z łóżka.
- Co? Gdzie? Co? - powiedziałem zaspany i zdezorientowany jeszcze.
Zimne dłonie dotknęły bandaży, a potem zaczęły je rozplatać.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś o tym?
Spojrzałem na jej ręce, które dotykały mego torsu i się lekko zaczerwieniłem. Kobiecy, delikatny dotyk... Przyjemny... Nawet bardzo.
- Eee... Nie mam w zwyczaju zwierzać się ze swoich problemów...
- C-Czas zacząć... M-Musimy się dogadywać i wierzyć sobie...- szepnęła, po czym odkryła ranę. Jej oczom ukazała się szrama idąca z brzucha do pleców.- To nic takiego... Powinno się niedługo zagoić...
- Nie kłam... Proszę... - szepnęła, po czym przygryzła wargę i podała mi swoją dłoń.- Z-Zjedz...
Ona chce, bym ją... Nie, nie będę gryzł jej... Nie chcę, by ją bolało...
- Nie, będzie ok. Poradzę sobie. Nie chcę cię gryźć... - cofnąłem jej rękę i wstałem z łóżka - Będzie ok, obiecuję... Patrz... - wskazałem palcem na ranę, która powoli się zasklepiała.
- Z-Za wolno.. Błagam cię... Daj mi się odwdzięczyć...- szepnęła, nadal trzymając dłoń w górze i spuściła głowę. - Proszę...
- Nie musisz... - wziąłem kawę i wypiłem łyka - Pyszna... - skierowałem się do salonu i usiadłem przy stole.
- Takeshi! Proszę...- załapała moją rękę.
- Eech.. Nie wiem sam... - przeczesałem jedną dłonią moje włosy, które zmieniły kolor na biel automatycznie i bez mojej wiedzy. Misaki spojrzała na mnie, po czym znowu podała mi dłoń.
- Proszę... Zjedz... Szybciej się zagoi. Um... I mam pytanie...
Westchnąłem i chwyciłem jej rekę, odwijając rękaw.
- Jakie?
- Twoje włosy... J-Jaki jest ich prawdziwy kolor...? - szepnęła.
- Moje włosy...? - wziąłem kosmyk włósów i spojrzałem na nie. - Eem... Nie mam jednego koloru...
- Nie masz? Jak to? - zapytała z ciekawością w oczach, a ja zaczerwieniłem się, bo Misaki zaczeła się do mnie zbliżać.
- N-no... Normalnie... Raz są białe, raz czarne, raz czarno- białe...
- Ale jak to? Przecież... Każdy chyba ma jeden kolor włosów...
- N-no to najwyraźniej nie ja... - podrapałem się po karku, zarumieniony, a po chwili poczułem na głowie i włosach dotyk...
- Są ładne... Bardzo ładne... - powiedziała cicho, gładząc mnie nadal i uśmiechając się.
- D-dziękuję... - włosy pod dotykiem Misaki zmieniły się na dwukolorowe, ale to już poczułem na sobie. Cholera kim jest ta dziewczyna, że się przy niej tak zachowuję...
- Nie dziękuj mi. To ja mam ci dziękować... Przyjąłeś nieznajomą, niebezpieczną osobę pod swój dach, Takeshi...- szepnęła, a ja zaczałem przygladać się jej oczom... Były takie piękne... Nie mogłem oderwać od nich wzroku. I moje mysli wyszły na głos, niespodziewanie...
- Elaine (piękna)...
Ale skąd znam ten język?
<następne opowiadanie>
<Misakuś?>
Ilość słów: 1025
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz