- Moje imię już znasz – odpowiedziałem. Gdy już Remilia miała zamiar zabrać swoją dłoń, ja ją gwałtownie pociągnąłem w swoją stronę.
- Co ty robisz?! - zawołała, lecz jej nie słuchałem. Próbowała się wyrwać, ale mocniej ją ścisnąłem, uważnie się przyglądając jej ręce. Blada i drobna, do tego zimna oraz zaznaczona śladami po słońcu.
- Powinnaś jak najszybciej to zabandażować, inaczej będzie cię boleć przy każdym ruchu palców – wyznałem, skapnąwszy się tego dopiero po jakiejś chwili. Momentalnie strzepnąłem jej dłoń od siebie, energicznie odwracając się do niej plecami.
- Zresztą nieważne – błyskawicznie dodałem, robiąc pierwszy krok z dala od tej przeklętej Remilii. Musiała już to wiedzieć, w końcu była wampirem i pewnie nie raz niechcący wystawiła się na słońce, może nawet mocniej świecące, niż dzisiaj.
- Czekaj! Jak mam ci się odwdzięczyć? - usłyszałem jej głos za sobą. Wzruszyłem tylko ramionami.
- Nie musisz tego robić, jak nie chcesz – rzuciłem, dalej się od niej oddalając. Nici wyszły z mojego dzisiejszego wypadu na malowanie, a szkoda, bo miałem ochotę.
- Ona dalej się na ciebie patrzy, Kai -
Przez to wszystko zapomniałem, że Mia i Lia mnie zaatakowały, a to one były winne temu całemu wydarzeniu. Poza tym obie siedziały nadzwyczajnie cicho, normalnie to Mia by to wszystko komentowała i zaczęła śpiewać, że się zakochałem, a Lia próbowałaby ją uspokoić. Dzisiaj jest jakieś święto, czy co?
- Jak tylko wrócimy, to was obie zabiję – rzekłem. Oczami wyobraźni widziałem, jak bliźniaczki patrzą na siebie we wzajemnym rozumieniu.
Ze względu na to, że Auris opuścić nie mogłem, postanowiłem pobłądzić po szkole. Z wyjścia z niej przeszedłem pod drzwi biblioteki, potem pielęgniarki, a następnie stołówki, przy okazji zachodząc do kucharek, prosząc o miskę truskawek, którą o dziwo dostałem. Rozkoszowałem się ich soczystym smakiem, wsłuchując się w mlaskanie rozlegające się z czubka mojej głowy. Mógłbym oddać życie za truskawki… nie no, żartuję. Przesadziłem trochę. Przeszedłem się znowu po szkole, po godzinie zwracając czystą miskę kucharkom, następnie kierując się z powrotem do akademika, a tym samym do mojego jednoosobowego pokoju. Zdziwiłem się, gdy pod drzwiami do niego zauważyłem pewną wampirzą małolatę, która najwidoczniej na kogoś czekała. Tego się nie spodziewałem. Podszedłem do niej, opierając się jednym ramieniem o framugę.
- Czekasz na kogoś? - spytałem. Ta, jakby mnie wcześniej nie dostrzegłszy, delikatnie, prawie niezauważalnie podskoczyła, następnie kierując na mnie swoje czerwone tęczówki, w których widziałem złość za wyrwanie jej z marzeń. No wybacz mi bardzo...
< Remilia? >
Liczba słów: 486
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz