W ciągu kilku minut dałam radę uporać się z nieprzyjemnym, przesiąkniętym wilgocią strojem. No cóż. Miałam nadzieję, że nie będę musiała robić z siebie idiotki i pierwszego dnia przyodziewać mundur, który — tak jak mnie uprzedzano — podczas dzisiejszych zajęć się nie przyda. Lepsze to niż nic. Z torbą przewieszoną przez ramię, dodatkowo przytrzymywaną moją zaciśniętą dłonią, udałam się prosto do miejsca, w którym powinna znajdować się sala przypisana do II klasy mundurowej. Nie wiedząc, gdzie wlepić swój wzrok, zrezygnowana wyciągnęłam z kieszeni cienkiego płaszczu telefon. Udając, że przeglądam jakiegoś bloga, starałam się odwrócić od siebie uwagę gapiów. Nastąpiły czasy, które takie zachowanie przyjmują jako jedno z najnormalniejszych. Otaczające nas osoby zwyczajnie zbywają, ewentualnie gdybają na temat wyświetlanych przez ciebie treści...
Moje jakże ważne rozmyślanie, jak i zatracenie się w małym urządzeniu przerwał mocny ucisk w okolicy ramion. Zdezorientowana, posłałam pełne osłupienia spojrzenie w kierunku oprawcy. Okazał się nim być czarnowłosy mężczyzna, najprawdopodobniej nauczyciel. Przełknęłam głośniej niż zwykle ślinę, czując bijący od niego mrok. Chyba wilkołak...
- Roa Onoue Ren — powiedział, patrząc na mnie z dziwnym wyrzutem wymalowanym na twarzy. Przeczuwam, że chodziło o sam fakt przymusu znalezienia mnie wśród grona nowych uczniów. Hmf... W papierach, które złożyłam do tej szkoły, dołączyłam wymagane zdjęcie. No cóż... Delikatnie przytaknęłam, na co ten zdjął swoją rękę z mojego ramienia.
- Nareszcie... - wymruczał pod nosem, przewracając oczami. - Zajęcia zostały przeniesione do innej sali, z góry dostałem polecenie do sprowadzenia nowych — westchnął, utrzymując swoją minę, dodatkowo krzyżując ręce.
- Uhm... Przepraszam za kłopot...? - odpowiedziałam cicho, gdy tylko mężczyzna wyminął mnie i zaczął iść w swoim kierunku. Gestem ręki kazał podobnie postąpić mojej osobie. Nie pozostawiając mi wyboru, ruszyłam za nim.
Przechodząc w okolicy różnych, skupiających się w jednych miejscach klas, mogłam spostrzec tą wyraźnie odstającą od reszty — klasę X. Nie byłam do końca pewna, jeśli chodzi o rocznik owej klasy. Po samym wyglądzie również nie szło nic wywnioskować... Kaptury, nieliczni posiadali maski, przysłaniające twarz, włosy... Szybko rzucił mi się w oczy spotkany wcześniej chłopak. Jedynie wymieniłam się z nim krótkim, praktycznie przelotnym spojrzeniem. Jak większość, wygląda na osobę, która swym zabójczym spojrzeniem chciałaby zbyć każdą napotkaną istotę. Czy ta samotność wyniszcza ich od środka? Nie wiem. Jeśli chodzi o jasnowłosego, mam dziwną, nieprzychylną chęć zamienić z nim kilka zdań. Zapewne odbierze mnie jako nachalną, zauroczoną od pierwszego wejrzenia laskę... Cóż. Chciałabym jedynie sprawdzić, czy tak jak podpowiadają mi moje kobiece zmysły, ma on coś wspólnego ze sztuką. Czuję, tę głęboką głupotę moich podświadomych gdybań... Daleko z takimi zawieszeniami nie zajdę.
- Właśnie... - wtrącił ponownie profesor, jakby zauważając moje zainteresowanie klasą, która kilkanaście metrów od miejsca odbywania się moich zajęć czekała na swojego nauczyciela. Czarnowłosy zatrzymał się przy drzwiach, za którymi zapewne czekała moja nowa klasa. - Jesteśmy w pewnym sensie odpowiedzialni za klasę X, z tego samego rocznika. Dla mundurowych jest to dodatkowy trening przed pełną służbą, podczas której można się spotkać z podobnymi "wyjątkami". Planowane są jeszcze w tym tygodniu połączone zajęcia sztuk walki, z tymi odrobinę mniej destrukcyjnymi... - przy wypowiadaniu ostatniego zdania, spostrzegłam dosyć przerażający błysk w jego oczach. Co mnie skusiło do wybrania akurat tego kierunku...
- Czy to na pewno bezpieczne? - zapytałam zdecydowanie głośniej niż poprzednio, z lekka przekrzywiając głowę. - Z tego, co mi wiadomo, są oni bardziej... Uhm, "nieokiełznani" - zmarszczyłam brwi.
- Przechodziłaś specjalne kursy, czyż nie? - zadał kolejne pytanie, na które rzecz jasna zgodnie z prawdą przytaknęłam. - Więc dasz sobie radę — skinął głową, delikatnie klepiąc mnie po ramieniu. "Tak, tak... Wmawiajmy to sobie wszyscy" ~ powiedziałam do siebie, mimo wszystko wymuszając na swojej twarzy delikatny uśmiech. - A teraz, zapraszam do sali.
Znowu skierowałam wzrok w kierunku oddalonej grupy. Czuję śmierć...
< Xavier? >
Ilość słów: 720
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz