– Przepraszam. Jestem strasznie zmęczona i nie panuję już nad nerwami. Sama mogłam bardziej uważać, jak chodzę. Ostatnio coraz częściej wpadam na nieznajomych. – wystawiła go mnie dłoń.
Uniosłem lekko brew do góry. Najpierw jest na mnie zła, potem przeprasza, a nagle chce się zapoznać. Strasznie niestabilne emocjonalnie mamy te dziewczyny w szkole. Przewróciłem oczami, ściskając delikatnie jej dłoń.
-Kagami.-powiedziałem dość oschle.
Nie będę się płaszczył przed jakąś laską, która się na mnie wścieka za to, że sama nie uważała. Dobra, wiem, nie jestem święty, ale nie moim obowiązkiem jest patrzeć tylko przed siebie i kłaniać się za to, że delikatnie ją dotknąłem ramieniem.
-Soraya.-odpowiedziała.
Po chwili zabrałem rękę i podniosłem z ziemi leżący tuż obok niej telefon. Ta go wzięła i obejrzała tak, jakby to był jakiś cud świata. Proszę was... Takie rzeczy może i są drogie, ale żeby aż tak panikować...
-Następnym razem, zamiast obwiniać wszystkich wokoło, wytęż trochę wzrok. Wcale go nie zgubiłaś, a ja nie miałem zamiaru ciebie przepraszać. Nie zrobiłem nic złego. Tym bardziej że w czasie spaceru istniejesz ty i inne osoby. Nie tylko moim zadaniem było rozglądanie się, ale też twoim. Zalecam kolejnym razem lekko ściszyć muzykę i uważać. Żegnam.-warknąłem do niej, a potem po prostu poszedłem w swoim kierunku.
Miałem zamiar iść wieczorem z Hyugą i resztą drużyny koszykarskiej do klubu. Modliłem się, aby jednak zmienili zdanie. Wolałem restaurację. Kluby to miejsce wypindrzonych i pustych lasek, które tylko czekają, aż jakiś słabiaczek ich przeleci i przed znajomymi będą mogły się popisać tym, że już nie są dziewicami. To tak bardzo żałosne. Włożyłem dłonie do kieszeni w spodniach i z cichym westchnięciem ruszyłem przed siebie. Chciałem jeszcze zahaczyć o akademik, aby może zmienić koszulkę, ale nie udało mi się, bo po drodze złapał mnie Hyuga. Czyli kiszka. Z torbą na ramieniu i lekko zdenerwowany ruszyłem z nim w stronę... Tak. Na szczęście. Zmienili miejscówkę. Tyle dobrego. Trochę zajęła nam droga, ale spacerkiem dotarliśmy na miejsce. Zajęliśmy największy stolik, a potem postanowiliśmy czekać na resztę.
-Na kogo wpadłeś po treningu?-zapytał kapitan.
-A kij wie. Nie pamiętam jej imienia i jakoś nie żałuję. Popieściła mnie prądem. Jakaś niestabilna emocjonalnie...-warknąłem, a Hyuga się zaśmiał.
On na szczęście nie miał problemu z czepiającymi się do niego laskami, bo spotykał się z Riko. Co za niesprawiedliwość. Nie chodzi mi bardziej o fakt, że on ma dziewczynę, a ja nie, ale o to, że przez te niektóre puste laski aż mi żyłka skacze. To jest nienormalne, jak niektóre z nich są zawzięte. Rzygam takowymi i po prostu czuję do nich odrazę. Kiedy tak sobie myślałem o tych parszywych, wytapetowanych mordach, przyszła reszta naszej drużyny. Ze spokojem rozmawialiśmy, choć inni zauważyli, że byłem poddenerwowany. Około godziny 23 rozeszliśmy się do siebie. Kiedy znalazłem się w pokoju, ległem na łóżku, patrząc na naszyjnik z pierścieniem. Po chwili zacisnąłem go w pięści i z determinacją stanąłem w pobliżu ściany. Stanąłem na rękach i zacząłem robić przysiady. Może to i nudne, ale nieźle działa na mięśnie.
---
Z samego rana, uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że jest weekend. Wraz ze swoją piłką do kosza, ubrany w wygodne ciuchy, ruszyłem na miejskie boisko do kosza. Miałem zamiar tam odpocząć, poprzez takie małe ćwiczenia. Po chwili dojrzałem, że obok mnie, na czterech łapach, lezie Cień. Poklepałem go po głowie, a ten zaraz po tym ukrył się w moim cieniu. Zapewne z powrotem wyjdzie na boisku. Po piętnastu minutach drogi rzuciłem swoją torbę oraz bluzę pod kosz. Mój pupil wyskoczył z cienia, a potem zaczął biegać wokół linii boiska. Uśmiechnąłem się lekko, a potem sam zacząłem biegać od kosza do kosza, strzelając z linii rzutów wolnych. Kilka razy nie trafiłem, aż się wreszcie zdenerwowałem i wsadziłem piłkę tak mocno, że cała konstrukcja kosza zadrżała, a ja spadłem na ziemię wraz z obręczą.-Kurwa...-warknąłem, rzucając lekko metalowym kółkiem.
<Soraya?>
Ilość słów: 664
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz