Z nieukrywaną radością i ciekawością przekręcałam każdą kolejną stronę nowo kupionej przeze mnie mangi, którą, szczerze mówiąc, pokochałam. Leżałam na moim miękkim łóżeczku. Całkowicie straciłam rachubę czasu i nie wiedziałam, która jest godzina. Szczerze? Nie obchodziło mnie to. Tę noc i tak chciałam poświęcić na czytanie zaległych rzeczy. Kiedy do skończenia ostatniego rozdziału zostało mi mniej niż dziesięć stron, usłyszałam, że mój budzik zaczął dzwonić. Cicho prychnęłam. Dla innych ludzi alarm oznaczał wybudzenie się ze snu, a dla mnie jedynie wyznaczał granicę między nocą a czasem, w którym muszę przygotować się do szkoły. Z żalem odłożyłam komiks na stolik nocny i wstałam, rozprostowując zdrętwiałe skrzydła. Zrugałam siebie w myślach. Chociaż wiem, że leżenie na plecach nigdy nie jest dobrym pomysłem, to i tak to zawsze tak robię. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz mojego stało tu jeszcze jedno łóżko niezajęte przez nikogo. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że postanowili przypisać mnie do dwuosobowego pokoju. Myśleli, że dam radę się z kimś dogadać i żyć w zgodzie? Głupcy. Na szczęście jeszcze nie miałam współlokatorki i trochę interesowało mnie to, czy kiedykolwiek będę ją mieć. Podeszłam do szafy, z którą nie musiałam się z nikim dzielić i ją otworzyłam... Hmnn, co mogłabym założyć? Sukienkę? Jaką? Fioletową, różową, a może czarną? Jednak moją uwagę przykuł zielony strój wiszący na ostatnim wieszaku. Mój mundur. Z niepokojem zerknęłam w bok na ścianę, gdzie znajdował się kalendarz. Według niego dzisiaj była środa. Świetnie. Właśnie w ten dzień w tygodniu na zajęcia musiałam przychodzić w moim uniformie, a gdy tego nie zrobiłam, to dostawałam naganę i karę od mojego wychowawcy. Wyjęłam to ubranie i upewniłam się, czy aby na pewno na plecach mam zrobione dziury na skrzydła. Do tej pory pamiętam, ile czasu zajęło mi zrobienie ich i ile to kosztowało wysiłku, ale dzięki temu teraz bez problemu udało mi się założyć bluzkę. Z przodu było mnóstwo guzików, które uważne pozapinałam. Ubrałam też spodnie i odpowiednie buty oraz przyjrzałam się sobie w lustrze.
Nie wyglądałam ani trochę kobieco.
Z takim ciałem i tak nie za dużo mogłam zdziałać, ale i tak za każdym razem mnie to w pewien sposób... bolało. Odwróciłam się od srebrnej tafli, by już więcej o tym nie myśleć, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko dokończyć swoją poranną rutynę.
Wzięłam torbę i stanęłam tuż przy oknie, po czym je szeroko otworzyłam, a do pokoju dostał się przyjemny, ciepły wiaterek. Wyjrzałam na dwór. Niebo było pokryte gęstymi, jasnymi chmurami, nieprzepuszczającymi słońca. Nie zapowiadało się na to, by później miało się rozpogodzić, co mnie niesamowicie ucieszyło. Ruszyłam skrzydłami, by podlecieć do góry, a potem wylecieć z pomieszczenia, ale zauważyłam, że jakaś uczennica stoi na ziemi i przygląda się całemu akademikowi. Nie tylko mogłabym ją takim sposobem wystraszyć, ale też ponownie miałabym problemy u dyrektora. Przymknęłam okno i ruszyłam do drzwi. Cóż, dziś będę musiała użyć bardziej konwencjonalną metodę, czyli zwykłe schodzenie po schodach.
Pokonując każdy kolejny stopień, zastanawiałam się, co będę mieć dziś do zrobienia i jakie mam lekcje. Pierwsze były dwie matematyki, co raczej bez problemu powinnam przetrwać, a potem czekały mnie lekcje z moim wychowawcą, czyli Wiktorem Ogonowskim. Świetnie. Niby jedna z nich to godzina wychowawcza, ale i tak każdy wiedział, że będzie to albo nauka samoobrony, albo sztuki walki. Niby i to, i to lubiłam, ale nie za dużo mogłam z tych lekcji wynieść, bo te podstawy, których się uczyliśmy, już znałam.
Każdy uczeń z mojej klasy posłusznie wykonał ten rozkaz, a ja stanęłam na szarym końcu tego ponad dwudziestoosobowego ciągu. I zaczęło się odliczanie. Jeden, dwa, trzy... Nie znosiłam tego i wręcz uznawałam to za stratę czasu. Kiedy nareszcie doszło to do mnie, odetchnęłam z ulgą.
- Mam dla was specjalnie zadanie — zaczął Wiktor, chodząc wzdłuż szeregu. - Nauczyciel, który miał dziś patrolować teren wokół szkoły, rozchorował się i nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić, więc to wy dostąpicie tego zaszczytu jako uczniowie klasy mundurowej — mówił poważnym tonem, z przejęciem. O mało co nie wybuchnęłam śmiechem. Niby brzmiał wiarygodnie, ale z łatwością można było wyczuć tę sztuczność w jego głosie. - Wasze dyżury będą trwać po pół godziny. - Ty — wskazał palcem na mnie — ty i ty. Zaczynacie jako pierwsi od dziesiątej. Macie mieć nadzór nad dziedzińcem, prawym i lewym skrzydłem szkoły. Podzielcie się sami.
Potem zaczął wyznaczać godziny pozostałym uczniom, a ja w tym czasie uzgodniłam z moimi towarzyszami, kto gdzie ma pójść. Lewe skrzydło przypadło mi. Naszym zadaniem było głównie patrolowanie, czy wokół Auris nie dzieje się nic podejrzanego, czy nikt nie próbuje uciec z lekcji ani nic z tych rzeczy. Na sam koniec nauczyciel podszedł do mnie.
- Remilio, dasz radę to zrobić, nic ci nie będzie? - spytał z udawaną troską, znacząco spoglądając w niebo.
- Są chmury, nie ma słońca, przeżyję, dam radę — uśmiechnęłam się sztucznie, a on jedynie pokiwał głową. W razie czego mogłam zawsze schować się do szkoły, prawda?
Ustalanie tego wszystkiego zajęło nam praktycznie połowę pierwszych zajęć z wychowawcą, więc przed rozpoczęciem patrolu moja grupka zdążyła mieć tylko rozgrzewkę przed lekcjami samoobrony. Gdy wybiła dziesiąta, każdy z nas rozszedł się w wyznaczone miejsce.
Nie wyglądałam ani trochę kobieco.
Z takim ciałem i tak nie za dużo mogłam zdziałać, ale i tak za każdym razem mnie to w pewien sposób... bolało. Odwróciłam się od srebrnej tafli, by już więcej o tym nie myśleć, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko dokończyć swoją poranną rutynę.
Wzięłam torbę i stanęłam tuż przy oknie, po czym je szeroko otworzyłam, a do pokoju dostał się przyjemny, ciepły wiaterek. Wyjrzałam na dwór. Niebo było pokryte gęstymi, jasnymi chmurami, nieprzepuszczającymi słońca. Nie zapowiadało się na to, by później miało się rozpogodzić, co mnie niesamowicie ucieszyło. Ruszyłam skrzydłami, by podlecieć do góry, a potem wylecieć z pomieszczenia, ale zauważyłam, że jakaś uczennica stoi na ziemi i przygląda się całemu akademikowi. Nie tylko mogłabym ją takim sposobem wystraszyć, ale też ponownie miałabym problemy u dyrektora. Przymknęłam okno i ruszyłam do drzwi. Cóż, dziś będę musiała użyć bardziej konwencjonalną metodę, czyli zwykłe schodzenie po schodach.
Pokonując każdy kolejny stopień, zastanawiałam się, co będę mieć dziś do zrobienia i jakie mam lekcje. Pierwsze były dwie matematyki, co raczej bez problemu powinnam przetrwać, a potem czekały mnie lekcje z moim wychowawcą, czyli Wiktorem Ogonowskim. Świetnie. Niby jedna z nich to godzina wychowawcza, ale i tak każdy wiedział, że będzie to albo nauka samoobrony, albo sztuki walki. Niby i to, i to lubiłam, ale nie za dużo mogłam z tych lekcji wynieść, bo te podstawy, których się uczyliśmy, już znałam.
~*~
- A teraz ustawcie się w szeregu — powiedział pan Ogonowski zaraz po tym, jak weszliśmy na boisko szkolne po rozpoczęciu lekcji.Każdy uczeń z mojej klasy posłusznie wykonał ten rozkaz, a ja stanęłam na szarym końcu tego ponad dwudziestoosobowego ciągu. I zaczęło się odliczanie. Jeden, dwa, trzy... Nie znosiłam tego i wręcz uznawałam to za stratę czasu. Kiedy nareszcie doszło to do mnie, odetchnęłam z ulgą.
- Mam dla was specjalnie zadanie — zaczął Wiktor, chodząc wzdłuż szeregu. - Nauczyciel, który miał dziś patrolować teren wokół szkoły, rozchorował się i nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić, więc to wy dostąpicie tego zaszczytu jako uczniowie klasy mundurowej — mówił poważnym tonem, z przejęciem. O mało co nie wybuchnęłam śmiechem. Niby brzmiał wiarygodnie, ale z łatwością można było wyczuć tę sztuczność w jego głosie. - Wasze dyżury będą trwać po pół godziny. - Ty — wskazał palcem na mnie — ty i ty. Zaczynacie jako pierwsi od dziesiątej. Macie mieć nadzór nad dziedzińcem, prawym i lewym skrzydłem szkoły. Podzielcie się sami.
Potem zaczął wyznaczać godziny pozostałym uczniom, a ja w tym czasie uzgodniłam z moimi towarzyszami, kto gdzie ma pójść. Lewe skrzydło przypadło mi. Naszym zadaniem było głównie patrolowanie, czy wokół Auris nie dzieje się nic podejrzanego, czy nikt nie próbuje uciec z lekcji ani nic z tych rzeczy. Na sam koniec nauczyciel podszedł do mnie.
- Remilio, dasz radę to zrobić, nic ci nie będzie? - spytał z udawaną troską, znacząco spoglądając w niebo.
- Są chmury, nie ma słońca, przeżyję, dam radę — uśmiechnęłam się sztucznie, a on jedynie pokiwał głową. W razie czego mogłam zawsze schować się do szkoły, prawda?
Ustalanie tego wszystkiego zajęło nam praktycznie połowę pierwszych zajęć z wychowawcą, więc przed rozpoczęciem patrolu moja grupka zdążyła mieć tylko rozgrzewkę przed lekcjami samoobrony. Gdy wybiła dziesiąta, każdy z nas rozszedł się w wyznaczone miejsce.
~*~
Już po kilku minutach zaczęło mi się nudzić. Chodzenie wzdłuż i wszerz ściany budynku nie było ani trochę interesujące. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą ani telefonu, ani jakiejś książki. Nawet nie wiedziałam, która była godzina, bo nie miałam przy sobie żadnego zegarka. Wzbiłam się w powietrze i usiadłam na jednym z pobliskich murków, skąd miałam widok na całą okolicę. Tam też prawdopodobnie nie byłam dobrze widoczna dla osób poruszających się po ziemi. Oparłam głowę na kolanach i ze znużeniem czekałam na koniec tych męczarni.
W pewnym momencie dostrzegłam, że ktoś idzie w moją stronę. Po stroju poznałam, że był to jakiś uczeń. Uśmiechnęłam się. Bingo. Może jednak zrobi się ciekawiej...? Kiedy chłopak mnie minął, zeskoczyłam, a może raczej, lekko sfrunęłam z murka i wylądowałam tuż za nim. Zatrzymał się i powoli odwrócił się w moją stronę. Przyjrzałam się mu.
Pierwszy raz go widziałam. Był nowy, czy to po prostu ja jestem ślepa i dlatego wcześniej go nie zauważyłam? Nie, to niemożliwe. Nie mogłam przeoczyć kogoś aż tak wyróżniającego się wyglądem. Jasnofioletowa skóra, czerwone oczy, nietoperze skrzydła i uszy oraz lekko wystające kiełki... Wampir. Byłam tego pewna. Cała ta jego wyjątkowość sprawiła, że wydał mi się przystojny i w pewnym sensie też... uroczy. Pokręciłam głową. Nie, nie powinnam o tym teraz myśleć. Wyprostowałam się, by wyglądać chociaż trochę groźniej i spojrzałam mu się prosto w oczy.
- Ty — zwróciłam się do niego obojętnym tonem. - Imię, nazwisko, klasa i powód, dla którego tutaj jesteś — powiedziałam formułkę, którą kazał nam zadawać pan Ogonowski, gdybyśmy spotkali kogoś w czasie lekcji poza terenem szkoły.
< Kai? ;-; >
Liczba słów: 1134
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz