poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Kagamiego do Sorayi

Widząc, jak ta dziewczynka rzuca do kosza, miałem chęć się śmiać. Co to za chwyt. To, że trafiła, nie znaczy, że dobrze rzuca. Wstałem niemal natychmiast, chwytając piłkę w locie, a potem z drugiej połowy boiska rzuciłem na oślep, a piłka idealnie trafiła w środek obręczy. Otrzepałem dłonie, piorunując spojrzeniem czarnowłosą. Żałosna jest. Prychnąłem pod nosem, a potem ponownie wróciłem do rzucania do kosza. Miałem jednak dziwne wrażenie, że ta dziewczynka z zapałkami się znowu obejrzała. Ha, miałem rację. Spiorunowałem ją spojrzeniem, a po chwili zauważyłem idącą w moją stronę Riko-dziewczynę Hyugi. Weszła na boisko, a ja dostałem ręką w głowę.
-Jak pisze do ciebie kapitan, to odpisz ty cholerny bożku!-warknęła.-A teraz zaprowadzę cię jak mamusia synka, prosto na salę gimnastyczną. Tam, w nagrodę dostaniesz kilka kółek wokół sali.
Riko pochwyciła moją dłoń i zaczęła mnie ciągnąć w stronę sali. Ledwo co pochwyciłem swoją piłkę i torbę. Głupia brunetka. Wiecznie jest wszędzie i zawsze wie, gdzie ktoś przebywa. Ma jakiś radar we łbie?! Po piętnastu minutach drogi weszliśmy na salę, a tam od razu miałem się przebrać i zacząć biegać. Dobrze, że Riko złapała mnie wcześniej. Mogłem szybko wykonać rozgrzewkę, a potem grać do upadłego!
---
Po zbiórce całej drużyny, byliśmy gotowi. Po chwili jednak do sali weszli jacyś nieznani nam gracze, przez co w każdym z nas uruchomił się tryb zwany ,,Wygramy". Wiedzieliśmy, że czeka nas towarzyski. W moich oczach zapaliły się ogniki podniecenia. Walka, walka, walka! Nie znałem ich teamu, czyli będzie ciekawie. Strzeliłem palcami, a po chwili sala zaczęła zapełniać się ludźmi. Czy naprawdę musieli ten mecz zrobić otwarty? Teraz będą na tych trybunach uderzać w jakieś nie wiadomo co. Po chwili dojrzeliśmy też nasze szkolne cheerleaderki, które wykonały swój układ. Potem stanęliśmy na środku boiska, zażyczyliśmy sobie miłej gry, a potem wszystkie pionki ustawiły się na planszy. Zmrużyłem oczy, przyglądając się ich ustawieniu. Hm... Mają niskiego obrońcę, ale wysokiego skrzydłowego. Coś tutaj nie gra. Strzelam, że to właśnie ich skrzydłowy od razu zacznie mnie bronić. Strzeliłem sobie karkiem, a potem się uśmiechnąłem. Słysząc dźwięk gwizdka, jak strzała pobiegłem w stronę środka. Nasz rozgrywający podał mi piłkę, a ja wymijając z łatwością ich drużynę, wsadziłem piłkę do kosza z impetem. Ha... Czyli mają wolny orient. Ziewnąłem,
przeciągając się, a potem wróciłem na swoją stronę boiska. Po chwili rozpoczęły się wiwaty i owacje, choć to dopiero początek. Z moich oczu powoli zaczęła wydobywać się błyskawica, a raczej jej iskierki. No dawajcie... Pokażcie mi, na co was stać. Rozgrywający przeciwnej drużyny, ruszył w kierunku kosza, oddalając się ode mnie. Aha, czyli starają się trzymać mnie na odległość.
Szybko się rozejrzałem, a potem pognałem w stronę piłki. Zagrodziłem drogę chłopakowi, a po chwili zapadłem w Zone. Moja twarz przybrała poważny wyraz. Spojrzałem w jego stronę z determinacją. Nie dam się pokonać, a na pewno nie dla takich słabiaków. Kiedy przerażony rozgrywający się ocknął z transu, piłka już dawno była w moich rękach. Kapitan przeciwników coś krzyknął, aby mnie kryć, ale chyba im się nie udało, bo zaliczyłem kolejny kosz. Tym razem postarałem się wsadzić piłkę delikatniej, aby w środku meczu nie było przerw technicznych, a tym samym, aby nie wyjść z Zone. Jak już teraz w nim jestem, to na co się wysilać.
---
Cały nasz mecz skupiał się głównie na naszych punktach. Dobra, czasami udawało im się zaliczyć kosza, ale na pewno nie było to coś, co spowodowałoby naszą przegraną. Kiedy w ostatnich sekundach wyskoczyłem z linii rzutów wolnych, rzucając z impetem piłką w tablicę, wszyscy na sali wstrzymali dech. Meteor Jam to moja specjalność i chyba cud by musiał się stać, abym nie trafił. I tak się stało. Nasz wynik podniósł się jeszcze o 3 punkty. 110 do 30 dla nas. Spojrzałem na kapitana, który wraz z resztą drużyny biegli do mnie. Uśmiechnąłem się, kiedy Hyuga zarzucił mi dłoń na ramię, a wszyscy zaczęli coś tam gwizdać, piszczeć, wrzeszczeć. Wyszedłem z Zone, a potem wraz z teamem zszedłem z boiska. Po kilkunastu minutach ubrany w zwykłą, obciskającą koszulkę, spodnie oraz z ręcznikiem i torbą na ramieniu, opuściłem salę. Riko postanowiła dać nam odpocząć, abyśmy jutro przyszli na trening. Znając innych, na pewno by się polenili, ale ten wilczek z radarem by szybko ich zgarnął i ukarał kilkunastoma kółkami. Ziewnąłem, a potem wyjąłem spod koszulki mój łańcuszek z pierścieniem. Obejrzałem go, a potem delikatnie się uśmiechnąłem.
-Sorry tatku, ale dzisiaj chyba sobie odpuszczę przemianę.-powiedziałem dość cicho.
Napis na wewnętrznej stronie sygnetu zabłyszczał czerwienią, a z tym stał się wyraźniejszy do przeczytania. ,,Kagami Aisaka Taiga-Bóg Śmierci".

< Soraya? >
Ilość słów: 746

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz